Współczesny status Nauk Pomocniczych Historii. Rozmowa z Profesorem Zenonem Piechem

Jakiś czas temu pomyślałem, że warto – korzystając jeszcze z możliwości bycia na uczelni jako seminarzysta w Zakładzie NPH UJ – przeprowadzić rozmowę z Profesorem Zenonem Piechem. W środowisku naukowym osoby nie trzeba przedstawiać. Obecnie, niekwestionowany autorytet w dziedzinie nauk pomocniczych historii. Uczeń Profesora Zbigniewa Perzanowskiego, Autor publikacji takich jak Ikonografia pieczęci piastów (1993), Monety, pieczęcie i herby w systemie symboli władzy Jagiellonów (2004), Dawne i nowe herby małopolski (2004, wspólnie z Prof. Wojciechem Drelicharzem). Ponadto Autor kilkudziesięciu artykułów i rozpraw naukowych.
Postanowiłem zapytać o to, jaki jest współczesny status nauk pomocniczych historii zwłaszcza, że w środowisku mówi się o kryzysie badań NPH. Z przyjemnością prezentuję zapis naszej rozmowy odbytej jeszcze w końcówce starego roku.


– Zacznijmy od podstawowego pytania. Czym są nauki pomocnicze historii?

Pytanie, które Pan postawił prowadzi nas właściwie od czasów działalności Jeana Mabillona w XVII w., którego uważamy nie tylko za prekursora badań dyplomatycznych, ale „ojca założyciela” nauk pomocniczych historii, współtwórcy obecnego klasycznego ich kanonu. Całe pokolenia historyków próbowały i próbują odpowiedzieć na to pytanie. Dzisiaj, nauki pomocnicze historii to zespół dyscyplin, które stanowią pewne instrumentarium, pozwalające historykowi prowadzić wszechstronną krytykę różnych gatunków źródeł historycznych oraz wykorzystywać je w badaniach historycznych pozwalających lepiej, pełniej, zrozumieć funkcjonowanie człowieka w przeszłości. Pragnę podkreślić, że nauki pomocnicze historii wprowadzają do badań historycznych różne gatunki źródeł, nie tylko pisanych. Poszczególne nauki pomocnicze stawiają sobie również autonomiczne cele badawcze, a tym samym wydatnie poszerzają zakres badań.

– Jak nauki pomocnicze historii rozwijały się i kiedy ostatecznie sformułował się ich kanon?

Wyczerpująca odpowiedź na to pytanie, to temat na książkę. Aby odpowiedzieć w miarę precyzyjnie, trzeba zawęzić odpowiedź do sytuacji polskiej. Oczywiście na początku jest Joachim Lelewel i jego Nauki dające poznawać źródła historyczne (Wilno 1822). Ale dalszego rozwoju naszych dyscyplin należy szukać w działaniach praktycznych, gdy uczeni na gruncie krytycznej historiografii, zwłaszcza od II połowy XIX stulecia, podjęli intensywną działalnością edytorską. Widać w tym okresie silne zainteresowanie źródłem historycznym. Dzisiaj, jak Pan wie, pojawia się w niektórych środowiskach zwątpienie w klasyczne pojmowanie źródła jako najważniejszej kategorii poznania przeszłości. Nasi poprzednicy wydawali, w czasie o którym mówimy, przede wszystkim źródła dokumentowe i narracyjne, wielkie kodeksy dyplomatyczne oraz Monumenta Poloniae Historica, ale również pieczęcie, monety, inskrypcje. Podejmowane działania edytorskie skłaniały ich do przemyśleń i zinstytucjonalizowania nowego zakresu badań historycznych – nauk pomocniczych historii. To był początek. 
Dodać trzeba, że wówczas, na przełomie XIX i XX w. to Kraków był najważniejszym ośrodkiem badań z zakresu nauk pomocniczych historii. Zresztą nie ukrywam, że nasza rozmowa będzie trochę „Krakowo-centryczna”, co nie znaczy, że nie doceniam dorobku innych ośrodków. Mam jednak przekonanie, że również i dzisiaj Kraków w badaniach nauk pomocniczych historii odgrywa kluczową rolę. Mam na myśli nie tylko Uniwersytet, lecz również pracownie Polskiej Akademii Nauk, Bibliotekę Jagiellońską, Archiwum Narodowe w Krakowie. Tradycja wielkich mistrzów polskiej historiografii jest tu cały czas obecna. Pamiętajmy, że to na Uniwersytecie Jagiellońskim powstała pierwsza w Polsce katedra nauk pomocniczych historii. Pionierem badań był Stanisław Krzyżanowski, który zajmował się przede wszystkim (chociaż nie wyłącznie) dyplomatyką, a jego monografia dokumentów i kancelarii Przemysła II stała się na długo wzorcem badań dyplomatycznych. Był pierwszym polskim historykiem, który uzyskał habilitację w zakresie nauk pomocniczych historii. Ale równocześnie w Krakowie działał m.in. Franciszek Piekosiński, wydawca źródeł, sfragistyk, heraldyk i genealog. Ich zakresy badań uzupełniały się układając się w kanon nauk pomocniczych historii. Tu wszystko się zaczęło.
Nasi poprzednicy wiedzieli, że budowa nowej instytucji badawczej wymaga nie tylko kadry naukowej, zorganizowanej w postaci uniwersyteckiej katedry, ale także odpowiednich zbiorów i pomocy dydaktycznych. Tu, w Uniwersytecie Jagiellońskim, S. Krzyżanowski zaczął gromadzić fotografie dokumentów średniowiecznych, które potrzebne były nie tylko do bieżących badań czy dydaktyki, ale także do zakrojonych na szeroką skalę prac edytorskich. Przedwczesna śmierć nie pozwoliła mu zrealizować tych zamiarów. Zbiory dyplomatyczne, sfragistyczne i kartograficzne, uzupełniane przez Władysława Semkowicza i jego następców, służą nam do dziś w Zakładzie Nauk Pomocniczych Historii UJ.
Jeśli już wspomnieliśmy o W. Semkowiczu, dodać należy, iż ten uczony ogarniał swoimi zainteresowaniami bardzo szeroki zakres nauk pomocniczych historii: genealogię, heraldykę, geografię historyczną z kartografią, dyplomatykę, paleografię i sfragistykę. Był edytorem źródeł. To właśnie z Semkowiczem wiąże się sformułowanie kanonu nauk pomocniczych historii, w formie podręcznika. W wydanej po raz pierwszy w 1923 r. Encyklopedii nauk pomocniczych historii, W. Semkowicz omawiał siedem dyscyplin. Jednak już cztery lata przed nim, w roku 1919, Stanisław Ptaszycki, profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego opublikował podręcznik Nauki pomocnicze historii i literatury polskiej, który ilustruje nieco inny sposób myślenia, ponieważ łączy nauki pomocnicze nie tylko z historią lecz również literaturą polską i wymienia oprócz „klasycznych” nauk pomocniczych historii także językoznawstwo, leksykografię, archeologię i antropologię. Dyscypliny te nie weszły jednak do kanonu nauk pomocniczych historii, lecz stały się odrębnymi naukami. To pokazuje, że różne drogi prowadziły do wykształcenia się kanonu naszych dyscyplin.
Później Aleksander Gieysztor zastanawiał się w swoim podręczniku z 1948 r., czy do nauk pomocniczych nie włączyć średniowiecznej filologii łacińskiej, która dzisiaj funkcjonuje w ramach filologii łacińskiej. Ostatecznie współczesny kanon nauk pomocniczych historii wyznaczył Józef Szymański w swym podręczniku (pierwsze wydanie 1968 r., później wielokrotnie wznawianym i uzupełnianym), z którego do dziś studenci przygotowują się do zajęć i egzaminów. Wyliczył 12 dyscyplin: genealogię, chronologię, metrologię, geografię historyczną, paleografię, dyplomatykę, bibliologię historyczną, naukę o archiwach, naukę o znakach władzy i prawa (archeologię prawną), numizmatykę, sfragistykę, heraldykę. Epigrafikę, która występuje w podręczniku jako część paleografii, obecnie należy traktować już jako osobną dyscyplinę.
Początkowo nauki pomocnicze historii były w swoim rozwoju ściśle powiązanie z mediewistyką. Wynikało to m. in. stąd, że zajmowano się genezą poszczególnych gatunków źródeł, a ta miała swe korzenie w średniowieczu. Rzeczą niezwykle ważną jest też refleksja na temat natury poszczególnych gatunków źródeł, którym się zajmujemy. Dlatego jestem głęboko przekonany, że dzisiaj nauki pomocnicze historii są potrzebne również nowożytnikom i badaczom XIX i XX wieku. Taka też jest praktyka badawcza.

– Jaką więc rolę odegrał Józef Szymański w ostatecznym sformułowaniu kanonu nauk pomocniczych historii?

Czym dłużej myślę na tym, tym bardziej dochodzę do przekonania, że była to rola dominująca. Miałem to szczęście, że poznałem Profesora Szymańskiego już po I roku studiów i ten nasz kontakt naukowy, a później zawodowy, trwał przez wiele lat, aż do Jego śmierci. Jest to pytanie na odrębną rozmowę, ale postaram się w kilku słowach wyjaśnić Jego rolę.
Przede wszystkim, Profesorowi Szymańskiemu zawdzięczamy wspomniany podręcznik Nauk pomocniczy historii, który wykształcił współczesny ich kanon. Miał świetną intuicję badawczą i energię do organizacji różnych przedsięwzięć: zainicjował cykl konferencji nauk pomocniczych historii, dzięki którym następowała mobilizacja i integracja środowiska badawczego. Pierwsza konferencja odbyła się w 1972 r. i dotyczyła problemów dydaktycznych nauk pomocniczych historii. Nawiasem mówiąc w listopadzie tego roku (23–24 listopada 2015 r. – przyp. red.) w Kazimierzu Dolnym, po ponad 40 latach postanowiliśmy spojrzeć raz jeszcze na kwestie nauczania naszych dyscyplin, na kolejnej konferencji z tego cyklu – Dydaktyka nauk pomocniczych historii.  
Józef Szymański był też założycielem i przez wiele lat przewodniczącym Komisji Nauk Pomocniczych Historii i Edytorstwa przy Komitecie Nauk Historycznych PAN. Do tego dodajmy jego działalność naukową, która stanowiła inspirację dla wielu innych uczonych. Zainicjował wiele badań, że przypomnę tylko Corpus Inscriptionum Poloniae, nowoczesne badania heraldyki rycerskiej, współczesną heraldykę samorządową. Mogę śmiało powiedzieć, że gdyby nie Profesor Szymański, statut nauk pomocniczych historii w Polsce wyglądałby zupełnie inaczej.

– Można spotkać się z opiniami historyków, iż obecnie NPH przeżywają kryzys badań. Jak Pan Profesor ustosunkuje się do takich twierdzeń? Jaki Pana zdaniem jest obecny status nauk pomocniczych historii?

Opiniom o kryzysie w naukach pomocniczych historii zdecydowanie zaprzeczam. Zachęcam każdego do przejrzenia bieżących tomów Bibliografii Historii Polski, a w szczególności działu poświęconego naukom pomocniczym. Znajdziemy tam wiele wartościowych publikacji, które ukazują się na bieżąco. Z faktami się nie dyskutuje.
Inaczej postawiłbym problem. Współcześnie, nauki pomocnicze historii stoją przed refleksją na temat sposobu ich uprawiania. Stoimy na pewnej granicy. To pytanie dotyczy z resztą w dużej mierze całej historiografii. Musimy wiedzieć nie tylko co zostało już zrobione, ale przede wszystkim do jakiego celu zamierzamy. Opinie o potencjalnym kryzysie, mogą wynikać z potrzeby dyskusji metodologicznej. Pokolenie naszych nauczycieli było pełne wielkich osobowości. I chociaż działali często w trudnych, a nieraz bardzo trudnych, warunkach, postawili nauki pomocnicze historii na bardzo wysokim poziomie. Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, jak kontynuować te badania i co nowego wprowadzić od siebie.
Zaraz po II wojnie światowej, badacze nauk pomocniczych historii nie byli specjalnie „hołubieni” przez władzę ludową, robiono trudności, niektóre dyscypliny przestano uprawiać (jak np. genealogię czy heraldykę), ale dzięki determinacji uczonych, udało się sporo osiągnąć. Nie będę robił szczegółowego wykładu z dziejów nauk pomocniczych historii w okresie PRL-u, ale ważną datą dla badań w tym czasie był rok 1957. Co najmniej z dwóch powodów, po pierwsze ukazał się wtedy pierwszy tom Studiów Źródłoznawczych, które na stronie redakcyjnej przynoszą informację, że jest to „czasopismo poświęcone naukom pomocniczym historii i źródłoznawstwu polskiemu i powszechnemu”. Po drugie w 1957 roku został opublikowany pierwszy tom z serii podręczników nauk pomocniczych historii – Chronologia pod redakcją Bronisława Włodarskiego. Seria ta była przejawem żywotności nauk pomocniczych historii, ich reagowania na potrzeby historiografii i włączanie nowych dyscyplin i źródeł do badań historycznych. W sumie z 11 planowanych podręczników, ukazało się jedynie 6, oprócz chronologii (1957), genealogia (1959), sfragistyka (1960), numizmatyka (1964), dyplomatyka (1971), ostatni tom z tej serii wydano w 1973 r. i był nim podręcznik Aleksandra Gieysztora Zarys dziejów pisma łacińskiego. Redaktorem serii był Tadeusz Manteuffel. Bardzo interesujące jest prześledzenie chronologii ukazywania się poszczególnych tomów (wymieniłem je powyżej chronologicznie), gdyż ukazuje ona dynamikę prac nad poszczególnymi naukami pomocniczymi historii.
Te dwa wydarzenia były ”kołem napędowym” nauk pomocniczych historii w tym trudnym czasie. Wspomnijmy jeszcze ówczesnych wybitnych przedstawicieli naszych dyscyplin. Ośrodek poznański to Gerard Labuda, Brygida Kürbis, Antoni Gąsiorowski; ośrodek warszawski – Aleksander Gieysztor, Ryszard Kiersnowski; Toruń – Kazimierz Jasiński, Janusz Bieniak; Lublin – Józef Szymański, Kraków – Zofia Kozłowska-Budkowa i Zbigniew Perzanowski. Ograniczam się tylko do wybranych postaci. To bez wątpienia złota księga polskiej historiografii.
Po tym wybitnym pokoleniu, nauki pomocnicze historii przejęli ich uczniowie. Temu nowemu pokoleniu przyszło działać w innych okolicznościach ustrojowych i ekonomicznych, które początkowo uderzyły w naukę. Pamiętam jak duże problemy miałem z publikacją doktoratu o Ikonografii pieczęci Piastów (obrona 1988, publikacja w „okrojonej wersji”, po wielu zabiegach, dopiero 1993 r.). Załamały się nakłady finansowe na badania, wiele serii wydawniczych zawieszono, nie kontynuowano. To temat na osobną rozmowę. Dopiero z biegiem czasu to się zmieniło. Pojawiły się możliwości uzyskiwania funduszy, chociażby dzięki systemowi grantów. Dzisiejsze pokolenie, starsze i młodsze, musi zastanowić się co kontynuować z tego co zaczęli nasi mistrzowie, a co nowego rozwijać.

Czy Zespół Nauk Pomocniczych Historii i Edytorstwa przy Komitecie Nauk Historycznych PAN jest próbą odpowiedzi na poruszone przez Pana kwestie co kontynuować, a co rozwijać nowego?

Zdecydowanie tak. Wspominany przez Pana Zespół, którego zostałem przewodniczącym, ukształtował się ostatecznie w 2014 r. Wszystkich zainteresowanych losem powołania tego Zespołu, jak również opisem celów i kierunków pracy, zachęcam do lektury najnowszego 53 tomu Studiów Źródłoznawczych, gdzie zamieszczono sprawozdanie podsumowujące naszą dotychczasową działalność. Zadbaliśmy o to, aby w szerokim 24-osobowym Zespole była jak najszersza reprezentacja możliwe wszystkich nauk pomocniczych historii, ośrodków i „naukowych pokoleń”.
Ostatnie zebranie Zespołu odbyło się 10 grudnia 2015 r., podczas którego dyskutowaliśmy o organizacji konferencji naukowej o roboczym tytule: Źródła, źródłoznawstwo, nauki pomocnicze historii, w czasie której chcielibyśmy się zastanowić nad nowoczesnym pojmowaniem kanonu nauk pomocniczych historii, ze szczególnym uwzględnieniem źródłoznawstwa. Przypomnę, że w 1993 r. w Krakowie odbyła się konferencja Tradycje i perspektywy nauk pomocniczych historii w Polsce, a materiały z tej sesji ukazały się w 1995 r. Mija więc ponad 20 lat od tamtej konferencji i warto po tym czasie znowu zapytać, gdzie jesteśmy.

Z pewnością pytanie gdzie jesteśmy, będzie wywoływało również pytanie o rozszerzenie kanonu nauk pomocniczych historii o kolejne dyscypliny. Można spotkać się z opiniami, że do NPH powinno się włączyć informatykę historyczną czy rekonstrukcję. Co Pan Profesor myśli o takich pomysłach?

Przywołał Pan tutaj takie dyscypliny, które są całkowicie nowe i zyskują sporo zwolenników. Historycy nie mogą przejść obok tych zjawisk obojętnie. Decyzja czy włączyć daną dyscyplinę do kanonu nauk pomocniczych historii czy też nie, powinna być poprzedzona wnikliwą dyskusją i nie może być decyzją arbitralną. Być może w takich przypadkach słusznym podejściem byłoby łączenie nowych dyscyplin z tradycyjnymi naukami wchodzącymi w skład kanonu nauk pomocniczych. Generalnie jestem przeciwnikiem nadmiernego poszerzania zespołu nauk pomocniczych historii, chociaż ten proces trwa.
Słyszy się głosy, aby do kanonu nauk pomocniczych włączyć weksylologię, falerystykę czy komparatystykę. Nowa seria podręczników NPH wydawana przez Instytut Historii PAN również prezentuje nowy, poszerzony kanon, bo pojawiły się podręczniki kostiumologii, demografii historycznej, a nawet osmanistyki. W ten sposób można wymieniać wiele dyscyplin, które zajmują się określonymi gatunkami źródeł historycznych, zasługują na opracowania podręcznikowe, ale czy muszą koniecznie zyskać status nauk pomocniczych? Jeśli pójdziemy tą drogą, gama nauk pomocniczych historii może być nieskończona. Proponowałbym ostrożność. Weksylologię podobnie jak Profesor Witold Maisel zaliczyłbym do archeologii prawnej (nauki o znakach władzy i prawa) lub heraldyki, podobnie można postąpić z falerystyką. Ale są to tylko propozycje, dyskusja na ten temat jest przed nami. Trzeba jednak postępować roztropnie, by pochopnymi decyzjami nie rozbić dość spójnego zespołu nauk pomocniczych historii. Pamiętajmy o tym, że Władysław Semkowicz w swoim podręczniku wprowadza też pojęcie nauk posiłkujących historię i ich liczba może być nieograniczona, bo zależna od kierunku i zakresu prowadzonych badań. 
W przypadku wymienionej przez Pana rekonstrukcji historycznej, też poszukałbym miejsca w naukach posiłkujących historię, chociaż z pewnością mamy tutaj do czynienia także z wykorzystaniem na przykład ikonografii historycznej, bo rekonstruujemy pewien wizualny wymiar przeszłości. Pomocne będą także źródła pisane, militaria, wspomniana powyżej weksylologia i falerystyka, ale także heraldyka, bo oddziały rycerskie (wojskowe) występowały pod określonymi chorągwiami i sztandarami. W zakresie rekonstrukcji historycznej nauki pomocnicze historii mogą dużo zaoferować.
Wymieniony problem, nie jest przez środowisko jakoś specjalnie dyskutowany. Dodałbym do tego zjawisko, które nazywamy grami historycznymi. Należę do historyków, którzy nie bagatelizują tego. Pomimo, że większość tych dyscyplin jest uprawiana przez historyków amatorów, nie należy się od tego odwracać, badania historyczne są prowadzone dla kogoś, nasza działalność musi mieć społeczne „przełożenie”. Musimy być otwarcie na to co nowe, ale jednocześnie musimy mądrze tym dysponować, by nie doprowadzić do rozchwiania nauk pomocniczych historii.

Chciałbym wrócić na moment do wspomnianej przez Pana krakowskiej konferencji nauk pomocniczych historii z 1993 r. Wówczas zaproponował Pan Profesor włączenie do kanonu nauk pomocniczych ikonografii historycznej. Zresztą już wcześniej taki postulat wysunął gdański historyk, Profesor Krzysztof Maciej Kowalski. Jak z perspektywy tych 20 lat ocenia Pan recepcję tej propozycji?

Mam głębokie przekonanie, że ikonografia historyczna powinna znaleźć się w kanonie nauk pomocniczych historii. Było to już sygnalizowane w badaniach międzywojennych, ikonografia historyczna występuje w podręczniku Aleksandra Gieysztora, ale później były pewne nieoczekiwane wahania. Rozmawiałem na ten temat z wieloma autorytetami, m.in. z Profesorem Zbigniewem Perzanowski czy z Profesorem Lechem Kalinowskim. Uważali oni, że ikonografia historyczna jest potrzebna historykowi. Tutaj pojawia się pytanie, czy obraz jest dziełem sztuki czy źródłem historycznym. Jestem przekonany, że obraz (szeroko rozumiany) bywa dziełem sztuki, natomiast zawsze jest źródłem historycznym. Pytanie tylko jak przekonać historyków do badań ikonograficznych, które są nieco zawłaszczone przez historyków sztuki? Sprzymierzeńcem w tym zakresie są doświadczenia współczesnego społeczeństwa, w którym obrazy odgrywają ważną rolę. Dzięki temu lepiej możemy zrozumieć ich znaczenie dla dawnych społeczeństw. Moja koncepcja ikonografii historycznej zrodziła się na gruncie klasycznych nauk pomocniczych historii, w ramach których cały czas obracamy się w kręgu obrazu. Wspomnijmy chociażby o heraldyce, sfragistyce, numizmatyce, ilustracji książkowej. Ważną role pełnią też źródła ikonograficzne do badań genealogicznych, mamy ilustrowane mapy, iluminowane dokumenty, a w XIX w. pojawia się fotografia.
Chciałbym w przyszłości zorganizować interdyscyplinarną konferencję poświęconą ikonografii historycznej, podsumowującą to co zostało zrobione i podejmującą refleksję na temat jej perspektyw.

Wspomniał Pan Profesor o fotografii. W semestrze letnim będzie Pan prowadził zajęcia Współczesne materiały ikonograficzne w warsztacie historyka – archiwisty. Skąd pomysł na takie zajęcia?

Impulsem do zaproponowanych zajęć, było zaproszenie mnie na konferencję, organizowaną przez Archiwum Nauki PAN i PAU w Krakowie na temat fotografii w 2013 r. Zostałem poproszony przez Panią Dyrektor Archiwum dr Ritę Majkowską oraz dra hab. Janusza Pezdę o wygłoszenie referatu dotyczącego roli fotografii w badaniach historyka. Powiem szczerze, że wydawało mi się to zadanie trudne, ale zawsze interesowałem się fotografią jako źródłem historycznym, podjąłem to wyzwanie. W czasie przygotowywania referatu, uświadomiłem sobie wielką rolę fotografii jako źródła i dotkliwą nieobecność historyków w pogłębionych badaniach nad tym źródłem. Jest szereg prac traktujących fotografię z punktu widzenia historii sztuki, socjologii, etnologii a nawet filozofii, historia jest, paradoksalnie, w tym szeregu na „szarym końcu”. Często zainteresowanie historyka sprowadza się do utylitarnego podejścia, jak fotografie, często z dobrze już znanego zasobu, wykorzystać jako ilustracje w pracy naukowej. To zdecydowanie za mało. W fotografii jako źródle tkwi ogromny potencjał naukowy. Trzeba go wyzwolić. Kto ma to zrobić w przyszłości, jak nie obecni studenci? Trzeba im zwrócić na to uwagę.
W zasobach archiwów państwowych znajduje się kilkanaście milionów fotografii, słabo rozpoznanych, często w ogóle nie zbadanych. Gdy kształtował się program zajęć z archiwistyki, zaproponowałem, aby przyszłych archiwistów uczulić na to zagadnienie, by nie tylko „przerzucali” kartonami z fotografiami z miejsca na miejsce w archiwum, ale żeby zainteresowali się tym zasobem, potrafili go zinwentaryzować i odczytać odpowiednie informacje.
Będę starał się poszerzyć te zajęcia o inne zbiory, np. o tzw. Teki Ambrożego Grabowskiego. Z pewnością kilka zajęć chciałbym poświęcić na temat materiałów dotyczących kultu świętych, dewocjonaliów, ikonografii sakralnej, skupimy się także na materiale dokumentacyjnym zmiany historycznej substancji Krakowa. XIX wiek to czas wyburzeń, degradowanie zabytków średniowiecznych, dzięki tej dokumentacji możemy rekonstruować „zaginiony” wygląd miasta. Z pewnością będą to inspirujące zajęcia.

Na zakończenie, chciałbym poprosić Pana Profesora o konkluzję naszej rozmowy.

Kryzys nauk pomocniczych historii nie wchodzi w rachubę, opinie o tym wynikają raczej z niewiedzy, bo zarówno osiągnięcia jak i perspektywy są spore, chociaż chciałoby się oczywiście więcej. Ale nauki pomocnicze muszą też reagować na współczesne potrzeby, na przykład na wspomniane przez Pana na wyzwania rekonstrukcyjne, informatyczne czy ikonograficzne. Dzisiaj, grono młodych historyków ma szanse, by wprowadzić nauki pomocnicze historii na zupełne nowe tory, ale trzeba to robić ostrożnie, w atmosferze dyskusji środowiskowej, a nie arbitralnej decyzji pojedynczych osób. Cieszę się również, że powstała inicjatywa „Sigillum Authenticum”, która nastawiona jest na prezentację i popularyzację nauk pomocniczych historii, co z pewnością jest rzeczą niezwykle cenną.

rozmawiał
Artur Wójcik

Wywiad przeprowadzono 22.12.2015 r.

Autoryzacja 15.02.2016 r.

Komentarze

  1. Świetny tekst, przeczytałam z zainteresowaniem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. czy będzie jeszcze wywiad z Profesorem?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz