Turbokrasnale nadchodzą? O pewnej bajce naukowej Cezarego Buśki

Kilka tygodni temu natknąłem się na publikację znanego wrocławskiego archeologa Cezarego Buśki pt. Życie codzienne krasnoludków w starożytności i wiekach średnich. Studium archeologiczne (Wrocław 2012). Z duszą na ramieniu sięgnąłem do tej książki. Chciałem się w końcu dowiedzieć o co chodzi z tymi krasnalami. Czy rzeczywiście archeologowie ukryli przed nami dowody na istnienie cywilizacji kransoludzkiej?

Książka, a właściwie broszurka (liczy raptem 48 stron) reinterpretuje dotychczasowe spojrzenie na egzystencję krasnali wśród ludzi. Dziełko jest w pewnym sensie istotnym przełomem (nie bójmy się tego powiedzieć) w światowej historiografii. Głównym dowodem na istnienie krasnali jest, zdaniem autora, licznie zgromadzony materiał archeologiczny w postaci miniaturowych przedmiotów codziennego użytku, które z racji swoich drobnych gabarytów nie mogły być użytkowane przez ludzi. Obiekty te niekoniecznie miały – jak się przyjmuje – charakter kultowy, tylko... mogły należeć do krasnoludków! Z dalszych kart dziełka dowiadujemy się, że podstawową funkcją życiową krasnali było pomaganie ludziom (zresztą dalej im pomagają, jestem o tym głęboko przekonany!), że przysposobili sobie picie wina na sposób rzymski, że znali technikę produkcji metalowych narzędzi, a co ważniejsze – chowani byli prawdopodobnie w sposób nie pozostawiający archeologicznych śladów (szach mat!).
C. Buśko pozostawia czytelnikom ocenę i interpretację, czy przedstawiony materiał źródłowy jest rzeczywiście potwierdzeniem istnienia krasnali. Warto dodać, że broszurka pozoruje sznyt iście naukowy, posiada nawet kilka przypisów i odwołania do literatury. Trudno jednak nie sklasyfikować tego utworu jako wyrafinowanego trolla i trzeba przyznać autorowi, że w tej materii udowodnił, że ludzie nauki potrafią puścić do nas oko, w sposób inteligentny, z klasą i taktem. Książeczkę można spokojnie machnąć jako dobranockę przed snem, mając przy tym dobry ubaw. Pozostaje tylko pytanie o to, co się podczas takiej nocy może przyśnić.
Z książki płynie też jeden morał, choć nie wiem, czy takie było zamierzenie autora (zwłaszcza, że oceniam ją z perspektywy czasu, minęło przeszło 5 lat od jej wydania). Chodzi o odróżnienie nauki od pseudonauki oraz faktów od wyobraźni. Dziś borykamy się z tym problemem szczególnie mocno, widząc chociażby książki dyletantów opisujących fantazmat Wielkiej Lechii jako fakt historyczny.
Jest też jeden podstawowy problem z niniejszą publikacją: czy ktoś bajek Buśki nie weźmie na poważne. Czekać tylko, aż broszurka autora zostanie przemielona przez młyny wyznawców teorii spiskowych. Skoro są turbolechici, to dlaczego nie mieliby istnieć turbokrasnale? Skoro istniało Imperium Lechitów, to dlaczego nie miałoby istnieć Imperium kransoludków? A może to krasnoludki zniszczyły wszystkie dowody na istnienie Wielkiej Lechii? A co jeśli to krasoludki napisały kronikę Prokosza? Może sam Prokosz był krasnoludkiem? Być może krasnoludki pomagały rozwinąć Imperium Lechickie? Na te pytania przyjdzie z pewnością za niedługo odpowiedź.
Idąc dalej, być może za niedługo bestsellerem wydawniczym będą „Krasnoludzccy królowie Lechii”? Obiecuję, że recenzja takiej książki znajdzie swoje miejsce na tym blogu.
(aw)

Komentarze

  1. "A może to krasnoludki zniszczyły wszystkie dowody na istnienie Wielkiej Lechii?" ;-D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to czytam, to przypomina mi się "niech żyje Rzeczpospolita Krasnoludowa" i "to jest właśnie typowo zdegenerowane rozumowanie polokoktowców" ("Kingsajz").

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz