Do
prezentowanych w niniejszym tekście argumentów nie spodziewam się
otrzymać merytorycznej odpowiedzi. Autor, z którym będę tutaj
polemizował, odrzuca jakiekolwiek logiczne i źródłowe argumenty,
całość dyskusji traktując emocjonalnie, używając przy tym
manipulacji i inwektyw, niezbyt zresztą wyszukanych, które łączy
z łajdackimi pomówieniami. Nie warto nawet wymieniać jego
nazwiska, trzeba jednak wyjaśnić kilka spraw merytorycznych.
Zastanawiam się również, czy nie zainteresować instytucji
wzmiankowanej w tekście jego wpisu, by pokazać, jakim to
sformułowaniem autor określa najstarszy polski uniwersytet, którego
prestiż i dobre imię zostały zhańbione. Polemika zaś dotyczyć
będzie wpisów, a raczej paszkwili, z którymi czytelnik może
zapoznać się pod niniejszymi linkami ZOBACZ i ZOBACZ.
Wszędobylska
cenzura
Nie
wiem, w jakim czasie zatrzymał się autor, podpisujący się pod
swoimi tekstami jako Opolczyk, ale cenzura prewencyjna i
instytucjonalna, powołana 19 stycznia 1945 roku rozkazem ministra
bezpieczeństwa publicznego w Rządzie Tymczasowym Rzeczpospolitej
Polskiej (powołanego w miejsce Polskiego Komitetu Wyzwolenia
Narodowego) Stanisława Radkiewicza została ustawowo zniesiona 11
kwietnia 1990 roku. Obecnie w Rzeczpospolitej nie ma instytucji
cenzury. Również nie istnieje jakikolwiek sprawowany nadzór nad
cenzurą przez Uniwersytet Jagielloński w Krakowie. A właśnie taki
stan rzeczy sugeruje omawiany paszkwil, który okraszony jest w
dodatku bezkrytyczną transmisją przeszłych wydarzeń na
współczesność. Autor nie zdaje sobie również sprawy z różnic
prawnych i instytucjonalnych pomiędzy cenzurą kościelną z XVI
wieku, a tą z okresu PRL. Widocznie nie posiada w tej mierze
dostatecznej wiedzy, co oczywiście nie przeszkadza mu w
manipulowaniu faktami przy dobieraniu argumentów. Doskonałym tego
przykładem jest podanie przypadku traktatu Andrzeja Frycza
Modrzewskiego Commentariorum de Republica emendanda libri
quinque (Rozważania o poprawie Rzeczpospolitej ksiąg
pięć) bez podania wszystkich informacji i kontekstu
historycznego w sprawie nie wydrukowania całości dzieła przez
Łazarza Andrysowicza w 1551 w Krakowie.
Cenzura
kościelna pojawiła się pod koniec wieku XV wraz z bullą Inter
multiplices Innocentego VIII z roku 1487. Na jej podstawie
biskup ordynariusz w danej diecezji miał prawo kontrolować
wszystkie pisma – i to bez względu na ich treść i temat.
Przepisy te powtórzono w latach 1501 i 1515. Pierwszy Index
librorum prohibitorum pojawił się dopiero w 1559 roku i
został wydany przez papieża Pawła IV (co ciekawe, Sorbona wydała
taki indeks już w 1544 roku). Również w konstytucjach Soboru
Trydenckiego Decretum de editione et usu sacrorum
librorum (1546) i De libris prohibitis regulae
decem (1564) ustanowiono szczegółowe przepisy w sprawie
cenzury kościelnej. Po raz pierwszy w Polsce z prawodawstwa Kościoła
Rzymskiego skorzystano na przełomie lat 1491/1492. Ich ofiarą padła
oficyna drukarska Szwajpolta Fiola, która drukowała pisma cyrylicą
w języku cerkiewnosłowiańskim (pierwsza na świecie!). W 1491 roku
Fiol został oskarżony o herezję husycką. Proces zakończył się
w roku następnym uniewinnieniem drukarza, ale do fachu już nie
wrócił.
Przypadek
Andrzeja Frycza Modrzewskiego jest bardziej skomplikowany. Kiedy pod
koniec 1545 roku w Trydencie zebrał się sobór powszechny, z którym
wiązano nadzieje naprawy Kościoła, część polskiego episkopatu
niezbyt szczególnie się nim interesował (największe
zainteresowanie wysłaniem posłów na sobór przejawiał Hozjusz), a
po śmierci prymasa Piotra Gamrata w sierpniu 1545 roku, oczekiwano
na zaproszenie dla nowego arcybiskupa gnieźnieńskiego Mikołaja
Dzierzgowskiego. Z racji tego, że nie następowało wysłanie
przedstawicieli polskich do Trydentu, głos zabrał Andrzej Frycz
Modrzewski w Oratio de legis ad consilium christianum
mittendis (Mowa o wysłaniu posłów na sobór)
wydrukowanej w Krakowie w 1546 roku. Mowa ta była zwróceniem uwagi
na doniosłość soboru bez odwoływania się do kwestii
dogmatycznych czy teologicznych. Głosił za to, że
przedstawicielstwo polskie winno się składać, oprócz duchownych,
również z przedstawicieli świeckich, uzasadniając, że naród i
państwo nie mogą pozostać obojętne wobec tych kwestii. Biskup
krakowski Stanisław Hozjusz nieufnie odnosił się do tych
sformułowań. Zanim stał się głównym krzewicielem ruchu
kontrreformacji w Polsce, jako wykształcony humanista występował
na sejmie razem z Modrzewskim (w sumie cztery mowy o karze za
mężobójstwo) jako apologeta ujednolicenia kary śmierci za zabicie
człowieka, bez względu na przynależność stanową (sejmy lat 1538
i 1543). Po mowie Frycza, która dotyczyła wysyłania posłów na
sobór ich drogi – tak intelektualne, jak i przyjaźni (Hozjusz i
Frycz Modrzewski byli kolegami z czasów studenckich) – rozeszły
się.
W
roku 1551 spod pras drukarskich Andrysowicza wyszło wielkie dzieło
Andrzeja Frycza Modrzewskiego Commentariorum de Republica
emendanda libri quinque (Rozważania o poprawie
Rzeczpospolitej ksiąg pięć). Znajdujemy w nim jednak nie pięć
ksiąg, o których głosi karta tytułowa, lecz trzy księgi: O
obyczajach, O prawach i O
wojnie. Początkowo miały się tam znaleźć jeszcze
księgi: O Kościele oraz O szkole. Druk
dzieła był już na zaawansowanym etapie, gdy wkroczyła cenzura,
której obowiązki pełniła wtedy Akademia Krakowska. Frycz
podejmował pertraktacje i próby, by całość dzieła została
wydrukowana. Zwrócił się również do synodu zwołanego na dzień
8 czerwca 1551 roku w Piotrkowie, upraszając o dyskusję,
podkreślając, że nie ma w jego twierdzeniach niczego
niebezpiecznego. Synod piotrkowski, z polecenia Hozjusza, utrzymał
konfiskatę. W tej sytuacji nie było innego wyjścia i Frycz
Modrzewski wraz z drukarzem Łazarzem Adrysowiczem musiał wycofać
dwie księgi. Wyjaśnienie zaistniałej sytuacji autor umieścił na
ostatniej stronie z datą 25 czerwca 1551. Pełne wydanie dzieła
Andrzeja Frycza Modrzewskiego wyszło w roku 1554 w Bazylei w
oficynie Oporinusa. W następnym roku wydanie bazylejskie rozeszło
się po Polsce, wzbudziło ogólne zainteresowanie, przychylne, jak
również niebezpieczne dla autora. Ukazało się ono w roku 1559,
tak samo jak pierwsze, u Oporinusa. Zostało poszerzone o repliki,
bowiem dzieło było atakowane jeszcze przed wydrukowaniem. Jednym z
najzagorzalszych polemistów był Stanisław Hozjusz, który znał
rękopis zatrzymany przez cenzurę. Krytykował go w Confessio fidei
catholicae christiana.
W
zwalczaniu, już nie tyle samego dzieła, co autora, Stanisława
Hozjusza od jesieni 1555 roku wspomagał nuncjusz papieski Alojzy
(Luigi) Lippomano, który uważał Frycza za głowę ruchu
wywrotowego w polskim kościele i proponował ostre środki w
zwalczaniu herezji. Skutkiem tej zapalczywości było wszczęcie
śledztwa przeciwko przyjacielowi Frycza Modrzewskiego, biskupowi
włocławskiemu Janowi Drohojewskiemu, którego podejrzewano o
nieprawomyślną życzliwość dla heretyków (zwłaszcza dla
Modrzewskiego).
Sytuacja
robiła się na tyle niebezpieczna dla Andrzeja Frycza Modrzewskiego,
że król Zygmunt August na sejmie roku 1556/1557, na którym
posłowie poparli prośbę pisarza o ochronę królewską, wystosował
glejt i uwolnił go spod jurysdykcji kościelnej (z racji posiadania
niższych święceń i probostwa w Brzezinach, podlegał on prawu
kościelnemu). Warto zapoznać się z już prawie 100-letnią
biografią Andrzeja Frycza Modrzewskiego autorstwa Stanisława Kota.
Ciągle uznawana jest za najlepszą, zarówno pod kątem życia, jak
i twórczości tego XVI-wiecznego humanisty ZOBACZ.
Pierwsze
przejawy cenzury określanej jako państwową, odnosić można do
dzieła Chronica Polonorum Macieja z Miechowa. W
1519 roku zakazano jej rozpowszechniania za obrazę rodu królewskiego
i niektórych panów litewskich. Formę prawną tej cenzury nadał
Zygmunt Stary w roku 1523, zakazując sprowadzania i sprzedaży
trafiających od 1520 roku do Krakowa pism Lutra i jego zwolenników.
Obowiązek ten miał wykonywać rektor uniwersytetu (od roku 1523
datuje się prowadzenie przez Akademię Krakowską cenzury
prewencyjnej), w praktyce zaś przejął go na siebie biskup
krakowski i jego kapituła. Trzeba również wspomnieć, że biskup
krakowski był każdorazowo kanclerzem uniwersytetu. Także zakres
prawny tego dekretu Zygmunta I jest dyskutowany i budzi wątpliwości,
bowiem uprawnienia cenzorskie, zarówno państwowe jak i kościelne,
otrzymywała osoba pełniąca tę samą funkcję: biskup krakowski.
W
świetle tych informacji sprawa Andrzeja Frycza Modrzewskiego wygląda
zupełnie inaczej, niż przedstawia ją zakompleksiony polemista
Opolczyk. Nie jest jednoznaczna i ostro postawiona jako
niezaprzeczalny fakt i przykład na zwalczanie myśli. Jest po prostu
jedną z odnóg konfliktu religijnego oraz rodzącego się ruchu
egzekucyjnego w Rzeczpospolitej. Warto również pamiętać, że
Uniwersytet Krakowski był ogniskiem nauki i kultury renesansowej,
która w drugiej połowie XVI wieku przeniosła się do kolegiów
jezuickich i chociażby na powstałą w końcu XVI wieku Akademię
Jana Zamoyskiego.
Manipulacja
źródłowa
Oprócz
cenzury, która jest pierwszym zarzutem, swój wpis Opolczyk chciał
również poprzeć źródłami, twierdząc, że istnieją
wcześniejsze niż XIV-wieczna Kronika wielkopolska,
przekazy źródłowe, które dowodzić mają historyczności postaci
Bolesława Zapomnianego, nazwanego również w paszkwilu Bolesławem
II Pogańskim (oba nazewnictwa są sztuczne). Opolczyk wskazuje
na Roczniki kapituły krakowskiej wraz z wyjątkiem.
Oto on:
Wystarczyłoby
mu zajrzeć do Roczników kapituły krakowskiej, gdzie zapisano, że
w roku 1038 zmarł król Bolesław. Nie mógł to być Chrobry,
zmarły w 1025 roku, ani następny po nim Bolesław, w oficjalnej
kościelnej wersji historii państwa Piastów, Szczodry, zmarły 1081
lub 1082.
Jednak
chodzi nie o Rocznik kapituły krakowskiej, ale o
tzw. Rocznik Traski. Tam faktycznie pojawiają się
błędne daty śmierci Kazimierza Odnowiciela: pod rokiem 1038 oraz
Bolesława Szczodrego pod tym samym rokiem. I tu szanownego, ale
niedouczonego blogera zdziwię. Jest to źródło o proweniencji
XIV-wiecznej! Więc ten argument jest całkowicie chybiony. Skąd
błędne nazwanie rocznika? Bo tak podaje... Wikipedia. Pełna
wzmianka, na którą powołuje się Opolczyk brzmi:
mortuo
rege Bolezlao aliisque fratribus, Wladislavus dux solus regnavit, qui
Iuditham Bohemam accepit in uxorem, que filium ei tercium genui
Bolezlaum per preces beati Egidi (Po zgonie króla
Bolesława [Szodrego] i innych braci [tj. Mieszka i
Ottona], sam jeden panował książę Władysław [Herman],
który pojął za żonę Judytę Czeską, a ta powiła mu syna,
trzeciego Bolesława [tj. Krzywoustego] dzięki modlitwom
do świętego Idziego).
Opolczyk
manipuluje zatem tekstem źródła, przedstawiając tylko część
zapiski, która w pełnym brzmieniu nie ma niczego wspólnego z
rzekomym Bolesławem Zapomnianym. A Krzywousty, który ma być
czwartym władcą tego imienia występuje jako trzeci Bolesław.
Mało
tego, Rocznik kapituły krakowskiej, na który powołuje
się autor notuje datę śmierci Mieszka II w roku 1034, Kazimierza
Odnowiciela w 1058, a Bolesława Szczodrego 1081. Bolesława
Chrobrego w roczniku tym określa się jako pierwszego (Primus),
a jako drugiego (Secundus) Bolesława Szczodrego, a Bolesława
Krzywoustego jako Bolezlaus III. Bolesław Kędzierzawy
występuje i przedstawiany jest jako Bolezlaus IV. Wyraźnie
więc widać, że w tym XIII-wiecznym zabytku annalistycznym nie ma
miejsca na rzekomego Bolesława Zapomnianego.
Kolejne
źródło to tzw. Kodeks
tyniecki.
Ciężko odnosić się do źródła, które zaginęło prawie 200 lat
temu. Chyba, że chodzi tu o próbę rekonstrukcji rocznika
tynieckiego dokonanej przez T. Wasilewskiego. Zresztą on sam
opowiada się definitywnie za istnieniem Bolesława Mieszkowica
(Bolesława Zapomnianego) ZOBACZ. Niestety,
im bardziej mediewista zdaje się być pewny w swych sądach,
zwłaszcza, jeżeli idzie o wczesne dzieje państwa polskiego i
dynastii piastowskiej, tym szybciej jego poglądy tracą na
znaczeniu. Zaprezentowana przez Wasilewskiego koncepcja byłaby
interesująca, gdyby nie nadmierne stosowanie emendacji źródeł
późniejszych, które miały czerpać z tego, według niego
zaginionego, zabytku annalistyki. Pomieszanie z poplątaniem.
Rocznik
małopolski jest kolejnym argumentem użytym przez
Opolczyka. Ale który rękopis tego zabytku? Bowiem znany jest z
czterech: Sędziwoja, Kuropatnickiego, Dąbrówki (lubiński) oraz
Gesselena (kodeks królewiecki). Więc którą wersję z tych
rękopisów powołuje się autor? Tego nie precyzuje, ale można to
samodzielnie szybko zweryfikować, że chodzi o odmianę zawartą w
rękopisie Kuropatnickiego (kodeks powstał w XV wieku), gdzie można
znaleźć informację, że Bolesław Krzywousty był czwartym władcą
o tym imieniu. Ciekawe jest to, że wyróżnik ten w postaci
liczebnika porządkowego quartus pojawia się w
odnośnie syna Władysława Hermana tylko raz i tylko w rękopisie
Kuropatnickiego. Ważne jest jeszcze to, że w tym samym rękopisie,
w innych miejscach, np. przy opisie wydarzeń z lat 1086 czy 1111,
Bolesław Krzywousty występuje z numerem trzecim, a Bolesław
Kędzierzawy, który jest wzmiankowany pod rokiem 1149, występuje z
numerem czwartym. Wszelkie poszlaki wskazują, że informacja o
czwartym Bolesławie, którym miał być Krzywousty, jest efektem
pomyłki pisarskiej, a nie dowodem na ukrywanie w źródłach
Bolesława, syna Mieszka II.
Argumentem
podnoszonym przez Opolczyka jest również przyrównanie Bolesława
Zapomnianego do Bezpryma – obaj nie występują w kronice Galla
Anonima. Przy czym do postaci Bezpryma posiadamy współczesne mu
źródła (bezpośrednie: kronika Thietmara i roczniki hildesheimskie
oraz pośrednie: Żywot św. Romualda Piotra
Damianiego). O Bolesławie Zapomnianym źródła współczesne
milczą. Także próba dyskredytacji argumentu, że Bolesław
Zapomniany nie istniał, bo nie został zanotowany przez anonimowego
benedyktyna jest, jak inne argumenty, chybiony.
Najgorzej
w całej tej argumentacji wszystkim wygląda cytat z dzieł
Wincentego z Kielczy. Jakich dokładnie, Opolczyk nie precyzuje
pisząc tak:
O
Bolesławie II Pogańskim wspomniał Wincenty z Kielczy. W połowie
XII w. napisał: Zostało po nim [Mieszku II] dwóch synów, starszy
Bolesław i małoletni Kazimierz. Po starszeństwie zasiada na tronie
pierworodny Bolesław.
Sprawdziłem,
co w tej kwestii pisze Żywot większy św. Stanisława.
W rozdzialiku zatytułowanym: De Meskone filio Boleslai et
eius exitu (O Mieszku, synu
Bolesława [Chrobrego] i jego śmierci) czytamy:
Denique
post mortem magni regis Boleslai anno Domini MoXXVo Mesco
filius euis regnavit pro eo. (…) Quo ignominiose mortus et
Kazimiero filiu eius parvulo, cognomitato Karolo, per nobilem Polonie
cum matre in Alemaniam expulso, stirps dualis et regia in regno
Polonie omnino perierat et unusquisqie in illis diebus, quod sibi
rectum videbatur, faciebat (Wreczcie po śmierci wielkiego króla
Bolesława w roku Pańskim 1025 rządy po nim objął syn jego
Mieszko. (…) Po jego niesławnej śmierci oraz wypędzeniu przez
polskich wielmożów jego małego syna Kazimierza, zwanego tez
Karolem, wraz z matką do Niemiec, ród książęcy i królewski
zupełnie wyginął w Polsce, a każdy wtedy robił, co uważał za
słuszne).
Nie
ma w Żywocie większym żadnej informacji o innych
synach Mieszka II, jak tylko o Kazimierzu, zwanym Karolem.
W Żywocie
mniejszym św. Stanisława znajdujemy takie informacje
dotyczące rodu Piastów:
Hic
est ergo rex ille magnus Bolezlaus, qui cognominatus est pius, istius
Bolezlai proauus, qui dictum est seuus, largus et bellucosus. Ille
Mesconis filius, qui fuit de Polonia dux Primus baptizatus, iste de
duce Kasimiro fuisse dinoscitur procreatus, qui de monasterio
Cluniacensi sancti Benedicti per dispensacionem pape Benedicti terre
Polonie dus est restitutus. Post mortem etenim magni regis Bolezlai,
quasi alterius Salomonis potentissimi et sapientissimi, surrexit
Mesco filius eius. (...) Quo ignominiose mortuo et Kasimiro filio
eius paruulo cum matre in Alemaniam expulso, stirps ducalis et regia
in regno Polonie omnino perierat et unusquisque, quod sibi rectum
uidebatur, in illis diebus faciebat. (Ten
oto król [Chrobry] był owym wielkim Bolesławem, którego nazywano
Pobożnym, a był on pradziadem tego Bolesława, którego zwano
Srogim, Szczodrym i Wojowniczym. Tamten był synem Mieszka,
pierwszego ochrzczonego księcia Polski, ten zaś, jak wiadomo, był
synem księcia Kazimierza, którzy przywrócony został na księcia
polskiej ziemi po uwolnieniu z klasztoru św. Benedykta w Cluny na
mocy dyspensy papieża Benedykta. Oto bowiem po śmierci wielkiego
króla Bolesława, potężnego i mądrego jak drugi Salomon, tron
objął syn jego Mieszko. (…) Po jego niesławnej śmierci oraz
wypędzeniu jego małego syna Kazimierza wraz z matką do Niemiec,
ród książęcy i królewski zupełnie wyginął w Polsce, a każdy
wtedy robił, co uważał za słuszne).
Tłumaczenie
fragmentów Żywotów św. Stanisława za: Średniowieczne
żywoty i cuda patronów Polski, tłum. J. Pleziowa, wstęp
i oprac. M. Plezia, Warszawa 1987.
Również
w Żywocie mniejszym nie pojawia się fragment,
który cytował Opolczyk. Mało tego, Wincenty z Kielczy w ogóle nie
widzi innego syna Mieszka II poza Kazimierzem Odnowicielem, co jasno
również pisze, że po jego wygnaniu wraz z matką ród piastowski w
Polsce wyginął, czyli nie było żadnego panującego w tym okresie
w Polsce władcy, a tym bardziej o imieniu Bolesław. Piękna
manipulacja źródłami w wykonaniu Opolczyka.
Na
sam koniec zostawiłem Kronikę
wielkopolską.
Wedle zwolenników istnienia Bolesława Zapomnianego, jest to koronny
dowód na historyczność tego władcy. Nie zdają sobie jednak
sprawy z kilku rzeczy. Po pierwsze jest to źródło późne, według
różnych koncepcji badaczy: 1. powstałe w XIII wieku, 2. powstałe
w XIII wieku i interpolowane w XIV albo 3. w całości powstałe w
wieku XIV. Koncepcje numer 2 i 3 miażdżąco dominują w
historiografii. Po drugie, dzieło to, z racji późnej proweniencji,
nie jest wiarygodne jeżeli idzie o informacje dotyczące XI wieku.
Skąd wziął się w tym dziele Bolesław, syn Mieszka II? I tu
informacje zostały zaczerpnięte z roczników hildesheimskich, które
krążyły w licznych odpisach po Niemczech. Jeden z odpisów,
zapewne Annales
Magdeburgenses wertował
Janko z Czarnkowa w XIV wieku, ostateczny redaktor Kroniki
wielkopolskiej. W
połowie XIV wieku przebywał on w Meklemburgii u boku biskupa
Szwerinu, Andrzeja z Wiślicy. Zasiadał również na kanonii w
Bützowie (szerzej o tej postaci ZOBACZ).
Podczas tego okresu mógł spotkać się z zapiskami roczników
hildesheimskich i zidentyfikować zapisanego tamże pod rokiem 1031 i
1032 Bezpryma (Bezbriem, Bezbrim)
jako błędnie zapisanego Bolesława. Pracę ułatwił mu również
bałamutny przekaz kroniki Mistrza Wincentego, która była jednym ze
źródeł dla autora Kroniki
wielkopolskiej. Tą
drogą Bezprym, już jako Bolesław, trafił do Kroniki
wielkopolskiej. Co
ciekawe, krótki opis charakterystyki Bolesława jest zbieżny z tym,
co zanotowały o Bezprymie roczniki hildesheimskie.
Tylko
w jednym polskim źródle i to późnym, pojawia się zanotowany
Bolesław, syn Mieszka II. Nie jest to dowód na historyczność tej
postaci i należy uznać, że Bolesław Zapomniany nigdy nie istniał,
a został stworzony, odkryty (wymyślony) przez ostatecznego
redaktora Kroniki wielkopolskiej. W sumie na
przedstawieniu tego źródła polemikę z argumentami źródłowymi
Opolczyka powinienem zakończyć i nie prezentować analizy innych
zabytków dziejopisarskich, które w ogóle nie odnoszą się do
postaci rzekomego Bolesława, zwanego Zapomnianym.
Inwektywy
Nie
będę się odnosił do ataków ad
personam.
Odpowiem za to na jedną kwestię. Opolczyk zarzucał mi anonimowość
w krytykowaniu autorów i propagatorów idei turbolechickiej. Pisze
to osoba, która rzuca stekiem wybrednych inwektyw i pomówień, nie
tylko w moją stronę, ale również wobec dr Piotra
Babija ZOBACZ czy
też czytelników mojego bloga ZOBACZ.
Co ciekawe, osoba ta zamieszkuje na terytorium Niemiec. W ten sposób
nienawistnik Opolczyk czuje się bezkarny w opluwaniu ludzi, a co
ważniejsze chroni się przed ewentualnymi pozwami cywilnymi (trzeba
je złożyć do sądu zgodnego z miejscem zamieszkania pozywanego).
Bardzo odważna postawa, nieprawdaż?
Wnioski
Opolczyk
nie ma racji w kwestii Bolesława Zapomnianego. Wszystkie
przedstawione przez niego argumenty zaczerpnięte są z źródeł
późnych. Żaden przytoczony przez niego argument nie odwołuje się
do źródeł współczesnych Bolesławowi Zapomnianemu. A to z tego
prostego względu, że żadne współczesne mu źródło o nim nie
wspomina. Na domiar wszystkiego, w swojej narracji manipuluje
źródłami w taki sposób, by dostosować ich zapis (nawet
zmieniając go, jak w przypadku Rocznika
kapituły krakowskiej,
gdzie pojawia się zapis Rocznika
Traski oraz
w przypadku dzieł Wincentego z Kielczy), czy wydźwięk źródła do
naczelnej tezy. Jest nią prowadzona na szeroką skalę przy pomocy
moich wpisów akcja cenzurowania dziejów Polski, nad którą pieczę
ma sprawować Uniwersytet Jagielloński w Krakowie, którego jestem
absolwentem. Wszystkie zarzuty dodatkowo uzupełnia stekiem inwektyw
i pomówień, samemu pisząc bezpiecznie z terenu Niemiec, dzięki
czemu chroni się przed ewentualnymi pozwami. Nie będę wspominał
już kwestii bezprawnego użycia fotografii, która nie jest jego
własnością. Autor nie chce dyskutować czy polemizować na
poziomie historiografii czy źródłoznawstwa. Zapewne szukał nowego
przeciwnika do boksowania, skoro usilnie wklejał w komentarze na
blogu link do swojej „polemiki”. Na zakończenie jeszcze jedna
informacja. Większa część argumentacji Opolczyka jest
przepisaniem całych fragmentów tekstu Sławomira
Leśniewskiego ZOBACZ wraz
z jego błędami. Krótko mówiąc, Opolczyk jest nie tylko
manipulatorem, co również plagiatorem. I do tego
obrzydliwie bezczelnym.
Pana kategoryczne twierdzenie "Bolesław Zapomniany nigdy nie istniał" jest tak samo prawdziwe jak przyjmowanie za pewnik, że taka osoba rzeczywiście żyła. Ten temat już był obecny na Pana blogu - "Szczał lechicki #4 Bolesław Zapomniany czy Wymyślony?" i w dyskusji pod tekstem przedstawiono argumenty za i przeciw więc zbędne jest ich powtarzanie. Konkludując, w mojej ocenie obecny stan wiedzy nie pozwala w sposób definitywny wykluczyć istnienia tej postaci.
OdpowiedzUsuńObecny stan wiedzy nie pozwala też wykluczyć, że Mieszko I był androidem...
UsuńA pozwala obecny stan wiedzy w sposób definitywny wykluczyć istnienie smoka wawelskiego?
UsuńObecny stan źródeł definitywnie wyklucza istnienie tej postaci. Cała reszta jest tylko albo emendacją albo pójście drogą O. Balzera i innych, którzy uważali go za postać historyczną. Jak trafi do dyskusji nowe źródło z XI wieku, które jasno odnosi się do istnienia Bolesława Zapomnianego, można wznowić dyskusję. Obecnie jest on uważany za niebyłego i wymyślonego. Koniec pieśni. Ze źródeł nie można wysnuć innego wniosku, niż to, że Bolesław Zapomniany nie istniał. O tym pisał już H. Łowmiański w swoich "Początkach Polski" dziwiąc się, że tylu historyków dało się "nabrać" na postać Bolesława Zapomnianego w sprzeczności z treścią źródeł. Podane zostały konkretne pomniki historiograficzne cytaty, no to jeśli to nie przekona to już nic nie przekona i możemy się tylko pięknie różnić :D
UsuńZazdroszczę Panu tej niezachwianej pewności siebie. W swoich rozważaniach pominął Pan jednak przekaz Kadłubka o pozamałżeńskim potomku Mieszka II i korespondujący z nim zapis kroniki z Brauweiler. To jest jednak nieistotne. Ma Pan rację w jednym. Ani ja Pana nie przekonam, ani Pan mnie.
UsuńDo Panów Pawel.M. i Sattivasa.
Jeżeli powyższe wpisy w Waszym zamiarze miały być dowcipne to jesteście dopiero na początku drogi. To nawet nie było zabawne, bardziej takie....przaśne.
Szanowny Panie, gdyby Pan przeczytał komentarz ze zrozumieniem, wiedziałby Pan, że nie chodzi o „niezachwianą pewność siebie”, przecież napisałem, że jeśli trafi się nowe źródło z XI wieku, w którym będzie wzmiankowany jasno Bolesław Zapomniany, to wtedy można dyskusję prowadzić dalej. W obecnej chwili mamy impas – brak dowodów. Po drugie, powołuje się Pan na dyskusję pod poprzednim tekstem i zdaje się, że Pan to ten Anonim, który jątrzył temat do tego stopnia lawirując, że dyskusja zeszła na zgoła inny temat (czy kronika wielkopolska to XIII czy XIV w.). Kronika braunweiler mówi tylko o nałożnicy. Nie ma informacji o potomku Mieszka II, tym bardziej że owa nałożnica pojawia się w 1031 r., więc jak mógł mieć z niej potomka i to starszego względem Kazimierza, który urodził się przed 1016 r.? Może to Pan wyjaśnić? Gdzie są te informacje o synu nałożnicy? Gdyby potomek Mieszka, powiedzmy ten nieszczęsny Bolesław faktycznie by istniał, to kraje ościenne zaraz by go wykorzystały do mieszania w Polsce i byłyby z XI wieku źródła chociażby niemieckie, a nie ma. Wie Pan, kronika Mistrza Wincentego nie jest jednak źródłem do XI wieku, która jest oparta na Gallu, a czego nie wiedział to po prostu sobie dopowiedział. Kończąc, mam nadzieję, że ma Pan dobre intencje, a nie przyszedł Pan tutaj trollować. Mnie przekonuje jasny i logiczny wywód, źródłoznawcze podejście do zapisów kronikarskich. , na dziś wszystko wskazuje na to, że Bolesław jest wymyślony a nie zapomniany.
UsuńPanie Arturze.
UsuńW szkole średniej w oparciu o Galla (XII wiek) naucza się o przodkach Mieszka I (IX/X wiek), czyli kronika ta stanowi źródło dla dziejów sprzed mniej więcej 200 lat. Pan natomiast ex cathedra odmawia waloru źródła dla przekazu Kadłubka o wydarzeniach odległych również o ok. 200 lat. Potrafi Pan w sposób spójny i logiczny wyjaśnić ten paradoks? Jest Pan pewien, że nie mogła się zachować wiarygodna tradycja ustna o nałożnicy i królewskim bękarcie? Lub też Kadłubek miał dostęp do n/n zaginionego, pisanego źródła? Nie wiem też skąd Pan wytrzasnął datę 1031 r. jako moment pojawienia się nałożnicy. To data wyjazdu Rychezy z Polski, a kontekst zapisu wskazuje na to, że związek Mieszka z pellex trwał już jakiś czas. W połączeniu z relacją Kadłubka nie można kategorycznie wykluczyć, że nie istniał młodszy, przyrodni brat Kazimierza. Pana argument, że gdyby "ten nieszczęsny Bolesław faktycznie by istniał, to kraje ościenne zaraz by go wykorzystały do mieszania w Polsce i byłyby z XI wieku źródła chociażby niemieckie, a nie ma" jest mocno wątpliwy. Które kraje i w jaki sposób miałyby go wykorzystać? Jeżeli przeciwko prawowitemu następcy czyli Kazimierzowi to z listy należy wykreślić Niemcy (Rycheza i zaangażowanie cesarza Konrada II w latach 1034-1037 na innych frontach) i Węgry a także Czechów (Brzetysław objął władzę w 1034 r., nie miał planów politycznych wobec Polski tylko łupieżcze, które zrealizował w 1038/1039 roku) Ruś Kijowska? Jarosław Mądry w 1031 r. znacznym wysiłkiem wsparł Bezpryma i wówczas osiągnął to co chciał czyli tzw. grody czerwieńskie. Zresztą w latach 1036-1037 był zajęty walkami z Pieczyngami i działalnością "kulturalną". W okresie 1034-1039 państwa ościenne nie miały albo politycznego interesu albo sił do "mieszania w Polsce" osobą małoletniego tzw. Bolesława, stąd nie dziwi brak w tym zakresie zapisów rocznikarskich. Nikogo to nie interesowało. Ostatnia uwaga. Jeżeli wyrażanie własnego zdania kojarzy się Panu z trollowaniem to mogę wyrazić tylko ubolewanie.