Gdy historyk spotyka Wielką Lechię. O książce Romana Żuchowicza słów kilka

W przypadku pseudonaukowych książek ukuło się pewne powiedzenie, której mniej więcej brzmi tak: ilość błędów jest tak duża, że sprostowanie wszystkich wymaga napisania osobnej książki. Taka errata w stosunku do chyba najpopularniejszej obecnie bzdury historycznej, jaką jest fantazmat Wielkiej Lechii ukazała się ostatnio w formie książkowej. Śmiałkiem, który podjął się tego zadania jest Roman Żuchowicz, historyk doktoryzujący się w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego oraz prowadzący stronę Piroman.org (wywiad z autorem ZOBACZ).


Zapotrzebowanie na książkę kontrującą Wielką Lechię było duże. To pierwsze takie monograficzne ujęcie dążące do konfrontacji teorii pseudonaukowych z nauką i źródłami. Grzecznościowe recenzje nikomu nie służą, dlatego chciałbym podkreślić, że poczynione niżej uwagi, w żadnym wypadku nie podważają wartości merytorycznej dzieła autora. Stanowią głos w dyskusji nad formą prezentacji wiedzy oraz próbą odpowiedzi na pytanie, czy naukowiec powinien w ogóle konfrontować się z pseudonauką.

Zacznę może od tego, o czym czytelnik przeczyta w omawianej książce. Fundamentem publikacji jest polemika z pierwszą częścią trylogii lechickiej Janusza Bieszka (Słowiańscy królowie Lechii). Autor sporo miejsca poświęca założeniom teorii wielkolechickiej, perspektywie nauki w kontekście pradziejów ziem polskich, mistyfikacji Kroniki Prokosza, krytyce źródeł historycznych, „słynnej” tablicy nagrobnej Awiłły Leszka, dziejach bajecznych, etnogenezie i genetyce Słowian oraz innych pobocznych tematach, takich jak wierzenia Słowian, mapy, czy domniemane krypty lechickie na Łysej Górze.

Autor do swojego dzieła dołączył wywiady z Uczonymi, którzy wypowiadają się na konkretne problemy. Mamy więc nie tylko argumenty samego autora, lecz również głos naukowców – specjalistów w swoich dziedzinach. W książce znajdują się wypowiedzi Pawła Żmudzkiego (mediewisty, UW), Arkadiusza Sołtysiaka (bioarcheologa, UW), Marka Figlerowicza (dyrektora Instytutu Chemii Bioorganiicznej PAN w Poznaniu), Szymona Modzelewskiego (archeologa, UW), Roberta Sucharskiego (z wydziału „Artes Liberales” UW), Tomasza Grzybowskiego (genetyka, UMK), Kamila Pawlickiego (językoznawcy z Biblioteki Narodowej, autora strony Ciekawostki Językoznawcze), Pawła Janika (doktoranta z Ośrodka Badań nad Antykiem Europy Południowo-Wschodniej UW) oraz Łukasza Traczyka (doktoranta z Instytutu Historii Sztuki UW). W książce mam też swój udział, bowiem odpowiedziałem autorowi na pytania dotyczące przyszłości fantazmatu Wielkiej Lechii oraz zjawiska mowy nienawiści Turbosłowian. Dziękuję autorowi, że docenił Sigillum Authenticum i w kilku miejscach przywołuje nasze ustalenia i wnioski.

Przystępując do oceny książki należy mieć na uwadze, że nie jest to praca sensu stricto naukowa. To swoisty reportaż historycznym, w którym autor stara się popularyzować rzetelną wiedzę, wykazywać absurd i hochsztaplerkę konkretnych teorii pseudonaukowych. Książka wpisuje się więc w nurt pisarstwa wtórnego, powtarzającego to, co wcześniej napisano. Nie ma wątpliwości, że Turbosłowianie omawianej książki nie przeczytają, ponieważ oni generalnie mało czytają, a jeśli już, to najczęściej bez rozumienia treści. Dlatego też zastanawia mnie kwestia prowadzonej narracji książki. Uważam, że autor pisząc swoje dzieło nie był pewny tego, dla kogo pisze swoją książkę, czyli kto jest jego grupą docelową. Ta chwiejność narracyjna wynika przede wszystkim z niedopracowania książki w wielu miejscach. Raz z wręcz aptekarską dokładnością omawia pewne zagadnienia, by za chwilę inne potraktować po macoszemu, lub w ogóle o nich nie wspomnieć. Tak jakby śpieszył się opracowując zagadnienie. Brakuje przede wszystkim szerszego omówienia genezy powstawania mitu wielkolechickiego, bowiem ani Janusz Bieszk, ani Paweł Szydłowski nie byli pierwszymi, którzy zaczęli mistyfikować istnienie Imperium Lechickiego. Boom lechicki, który wybuchł w okolicach 2013–2015 roku, nie wziął się z niczego. Natomiast Żuchowicz zbyt mocno przywiązał się do polemizowania w swojej książce z jednym autorem, czyli Bieszkiem, nie traktującomawianego zjawiska szerzej. Nie odniósł się na przykład do książki Piotra Makucha Od Ariów do Sarmatów. Nieznane 2500 lat historii Polaków (Kraków 2013), którą przecież wymienia pod koniec w spisie lechickich dzieł. Szkoda też, że nie udało się nigdzie w narrację wpleść problemu koronacji i domniemanej cesarskości Bolesława Chrobrego albo pokazać, że nie tylko w Polsce istnieje nurt turbonacjonalizmu.

Kolejną dyskusyjną kwestią są wspomniane wcześniej wywiady. Są one rzeczywiście interesujące i pouczające. Jednak nie pasują one do stylu publikacji. Rozmowy w wielu przypadkach są zbyt szczegółowe i zawiłe. Myślę, że dużo lepszym rozwiązaniem byłoby streszczenie opinii Uczonych w formie cytatu lub parafrazy. Autor stał się niejako ofiarą własnej, nie do końca przemyślanej koncepcji. Zresztą taka forma prezentacji wiedzy powinna być raczej domeną dziennikarzy-laików, niż publicysty-historyka-naukowca.

Co ciekawe w książce nie ma bibliografii. Znajduje się za to spis publikacji o teoriach pseudonaukowych (jak zaznacza autor – w wyborze) oraz propozycje dalszych lektur dla zainteresowanych. W mojej opinii, ta część publikacji jest nieporozumieniem. Proponowane zestawienie jest skąpe i mocno wybiórcze (w sumie 20 pozycji). Autor miesza w nim książki o różnym charakterze – teksty popularnonaukowe, naukowe (w tym także przyczynki do szerszych badań), jak i teksty źródłowe z XIX wieku. Można sobie zadać pytanie, czy książka jak Romana Żuchowicza nie jest doskonałym miejscem do zaprezentowania czytelnikowi dorobku źródłoznawczego – edycji i tłumaczeń źródeł historycznych – na które tak nieudolnie powołują się Turbosłowianie? Czy nie lepszym rozwiązaniem byłaby prezentacja stosownej literatury przedmiotu po każdym rozdziale książki?

Ponadto, w książce nie ma indeksu rzeczowego i osobowego, które pozwoliłyby czytelnikom na lepsze poruszanie się po publikacji. Książka nie jest też wolna od drobnych błędów redakcyjnych, które w ogólnym rozrachunku mogą irytować. Pisał już o tym w swojej recenzji Mateusz Okoński ZOBACZ.

Trzeba jednak oddać autorowi, że mimo zarysowanych uwag książka wnosi wiele elementów merytorycznych. Jest napisana lekkim piórem, dobrze definiuje podstawowe zagrożenia płynące z ignorowania narracji pseudohistorycznej i wyzwania czekające na historyków. Ciekawie przedstawia rys psychologiczny i socjologiczny Turbosłowian. Książka wiele wyjaśnia z trudnej materii źródłoznawczej (duża w tym zasługa Pawła Żmudzkiego). Żuchowicz słusznie zresztą traktuje fantazmat Wielkiej Lechii dużo szerzej, niż tylko okiem historyka, co sugeruje podtytuł książki, bowiem mamy tutaj przecież rozważania genetyczne, antropologiczne, językoznawcze, wsparte dodatkowo wyjaśnieniami ekspertów. Udało się autorowi uchwycić pewny etap kształtowania się bzdur historycznych i skonfrontować je ze stanem naszej wiedzy.

Publikacja składnia historyków do ważnej refleksji na temat nauk humanistycznych. Przeżywamy przecież kryzys wiedzy i autorytetów, a prawda historyczna nie potrafi się obronić w przestrzeni publicznej. Musimy więc pamiętać, że nauka zawsze była częścią naszej kultury. Myślę, że tylko trwanie przy naukowych standardach stanowi środek zaradczy na obecną modę. Popularność Wielkiej Lechii prędzej czy później przeminie, a to co stanowi niezwykle cenny i erudycyjny wkład w naszą historiografię przetrwa następne pokolenia, a książki hochsztaplerów przykryje kurz niepamięci. Pytanie brzmi jednak, jakie konsekwencje będzie miała owa moda wielkolechicka, gdyż lechiccy bardowie skręcają ostatnio w stronę bieżącej polityki. Zagadnienie Wielkiej Lechii wymyka się więc historykom, bowiem jak już wskazywałem, mamy już właściwie do czynienia (w skrajnych przypadkach) z ideologią neopogańskiego nazizmu ZOBACZ.

Należy podnieść na nowo kwestie popularyzacji początków Polski, zwłaszcza od strony ustaleń archeologicznych. Mam nadzieję, że dzięki działaniom, które wszyscy podejmiemy, coś się zacznie zmieniać. Głód wiedzy jest duży. Udowodniło to ostatnio spotkanie z cyklu Cafe Nauka Extra ZOBACZ, które zgromadziło niemałą liczbę widzów na sali i bezpośredniej transmisji w internecie. Myślę, że takie spotkania powinno się kontynuować i starać się odpowiadać na pytania od publiczności i konfrontować się z wątpliwościami. Nie będzie to łatwe, bowiem ludzie chcą łatwych i prostych odpowiedzi, najlepiej takich, które potwierdzą ich wyobrażenie o przeszłości. Opisywany problem wynika z braku rzetelnych opracowań popularnonaukowych. W tym względzie publikacja Romana Żuchowicza przetarła szlak.



Postanowiłem wprowadzić nową skalę i metodę ocen książek, którą mam zamiar kontynuować.




Publikację można nabyć za pośrednictwem strony internetowej wydawcy, czyli wydawnictwa naukowego Sub Lupa ZOBACZ.

Polecam artykuł Piotra Żabickiego: Dlaczego powinniśmy rozmawiać o (pseudo)teoriach „Wielkiej Lechii” ZOBACZ

(aw)

Komentarze

  1. W świetle niniejszego zastanawia mnie czy redakcja SA nie byłaby skłonna stworzyć publikacji, która łatałaby mankamenty wymienione w recenzji. Spotkania spotkaniami, internet internetem, lecz książka p. Żuchowicza i jej odbiór świadczą o potrzebie tego typu publikacji. Omawiana książka cierpi na typową "chorobę wieku dziecięcego", dlatego warto, aby powstały kolejne tego typu publikacje, a redakcja SA ma spore doświadczenie w walce z turbolechitami.

    Na marginesie spotkania na UJ jestem pod wrażeniem jego poziomu, ale mam wrażenie, że przydałaby się konfrontacja między środowiskiem naukowymi a piewcami teorii turbolechickich, choćby po to, aby skompromitować ich w medium, gdzie są najmocniejsi - w internecie. Wiem, że redakcja wypowiadała się negatywnie o tego typu pomysłach, ale jakby nie patrzeć obecne metody mają charakter nieco partyzancki, gdzie "każdy sobie rzepkę skrobie". Jeśli takie spotkania jak na UJ mają mieć kontynuację trzeba moim zdaniem, aby miały one charakter bardziej konfrontacyjny inaczej nie odniosą zamierzonego skutku w 100%.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisanie książki kontrującą i wyjaśniającą wszystkie te bzdury lechickie nie jest łatwe. Potrzeba na to czasu i namysłu. Coś tam działamy ;) Książka Żuchowicza i spotkanie na UJ pokazało, że jest ogromne zapotrzebowanie na wiedzę, na wyjaśnianie. Tak jak już wspominałem, fantazmat Wielkiej Lechii można przekuć w sukces popularyzatorski - ludzie zaczęli interesować się początkami Polski i historią średniowieczną.
      Nie jestem zwolennikiem bezpośredniej konfrontacji, z uwagi na nobilitację hochsztaplerów - stajesz z nimi do dyskusji, to znaczy, że jesteście na tym samym poziomie. No nie. Zwłaszcza, że środowiska turbosłowiańskie ostro atakują naukowców czy też popularyzatorów rzetelnej historii. Teraz się od tego zaczęli wycofywać, widząc, że są w głębokiej defensywie. To są jednak krzyki rozpaczy i tupania nóżką, bo widzą, że paliwo turbolechickie się już kończy. Ludzie zaczynają widzieć z kim mają do czynienia. Mogą sobie ogłaszać, jak Białczyński zwycięstwa, co nie zmienia faktu, że realnie ponoszą porażkę za porażką.

      Usuń
  2. Podzielam Wasze zdanie, a od siebie dodam, że wybór Pawła Żmudzkiego na rozmówce jest, moim zdaniem, wysoce niefortunnym. Bo jednak praca popularnonaukowa (a taki ma charakter) powinna raczej prezentować stanowisko większość, jakoś w miarę powszechnie uznawane, a poglądy Żmudzkiego są raczej niszowe.

    I jeszcze jedno, nie widzę jakiejś specjalnej masakry turbolechitów - pokazania palcem, jak kłamią, jak manipulują, jakimi są nieukami. A w każdym razie, nie ma pokazania, które byłoby oczywistym dla osoby, która nie ma wykształcenia historycznego czy archeologicznego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, Żmudzki jest specjalistą. Trochę można było to prościej wyjaśnić, ale to raczej wina Żuchowicza, że nie bardzo orientuje się w zawiłościach źródłoznawczych, ale nie czyniłbym z tego głównego zarzutu. To raczej margines, bo są ważniejsze dyskusyjne kwestie w książce. Być może, ta spolegliwość w wytykaniu kłamstw jest wynikiem koncepcji lub po prostu autor nie chciał w tym utonąć, no i na sprawę karną się narazić.

      Usuń
    2. Chodziło mi o to, że poglądy Żmudzkiego są niszowe nawet w środowisku historyków. To facet tak zafascynowany tropieniem "wędrujących" wątków, że odkleił się od rzeczywistości. Czytając jego prace mam wrażenie, że w ogóle nie warto już badać dziejów politycznych, bo niczego nie było, poza wątkami, które jeden kronikarz ściągał od drugiego.

      Tu akurat znaczenie ma kwestionowanie istnienia trzech przodków Mieszka I znanych z Galla Anonima - Żmudzki jest chyba jedynym historykiem obecnie ich kwestionującym (nawet Banaszkiewicz tak daleko się nie posunął). Do tego daje manipulacyjny "argument" (manipulacyjny, bo nie sądzę, żeby to była ignorancja), że przecież od Mieszka I do Krzywoustego imiona przodków Mieszka nie występowały w dynastii. Owszem, nie występowały - ale identyczna sytuacja ma miejsce w Czechach, gdzie imię Borzywoja także nie występowało przez niemal 200 lat. A Borzywoja I mamy dobrze poświadczonego źródłowo. Więc niewystępowanie owych imion wcale nie przemawia za nieistnieniem Siemowita, Lestka i Siemomysła.

      A takie manipulacyjne argumenty absolutnie nie powinny pojawiać się w opracowaniu popularnym (i jakimkolwiek innym zresztą).

      Usuń
  3. To nie ma większego znaczenia czy Wielka Lechia istniała czy też nie. Zawsze bliższe słowianom będą bajki słowiańskie a nie jakieś nadjordańskie bzdury. W tym wszystkim jedno cieszy szczególnie. Po etapie ignorowania zaczął się następny etap jaki? Każdy myślący człowik widzi. Zdaje się że instrukcje z kurii dotarły i rozpoczęto atak.
    Żałośni pseudo naukowcy z pseudo uniwersytetu.
    Chwała Słowiańskiej Krwi Przodków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, jaki elokwentny i merytoryczny komentarz :D Nie mówią - to znaczy, że zatajajo, mówio - to atakujo. :D Każdy myślący człowiek (nie "człowik") znajdzie podstawową niezgodność w głoszeniu fantazmatu Wielkiej Lechii w postaci manipulacji faktami. Chociażby udziału KK w niszczeniu Lechii, zarazem ją opisywali :D

      Usuń
    2. Zamiast zajmować się turobolechitami skomentujcie lepiej najnowsze badania:

      https://www.academia.edu/34119122/Multi-isotope_proveniencing_of_human_remains_from_a_Bronze_Age_battlefield_in_the_Tollense_Valley_in_northeast_Germany

      Te badania dowodzą, że przodkowie Polaków mieszkali na terenie dzisiejszej Polski już w roku 1300 p.n.e czyli, że jest zachowana ciągłość od tamtego czasu. Oczywiście łatwiej zajmować się bzdurami typu Genzeryk/Gąsiorek.

      Usuń
    3. Cny Anonimie, rzeczone badania izotopów ołowiu, węgla, tlenu i strontu nie dowodzą tego, czego byś chciał. Pozwoliły one tylko ustalić, skąd (prawdopodobnie) pochodzili polegli w bitwie. Wiedziałbyś o tym, gdybyś rzeczony artykuł przeczytał.
      Życzę Ci dalszych sukcesów w pionierskich badaniach etnicznego pochodzenia pierwiastków chemicznych. Z całą pewnością znajdziesz gdzieś w głębokich czeluściach internetów takie miejsca, gdzie twoje odkrycia w tej dziedzinie zostaną potraktowane poważnie. Obawiam się jednak, że nie będzie to ten blog.

      Usuń
    4. Przedstawione badania tego nie dowodzą, jedynie przypuszczają jak napisał Sattivasa skąd mogli pochodzić polegli. Nie widzę w tekście jakiś jednoznacznych i kategorycznych twierdzeń, więc ktoś tu chyba nadinterpretuje badania pierwiastków. Czekam na wyniki badań prof. Figlerowicza.

      Usuń
    5. Nie bądź złośliwy Sattivasa. Nie masz pojęcia czego bym chciał. Badania genetyczne dowiodły, że ludzie którzy tam zginęli są najbardziej podobni do współczesnych Polaków czyli, że najwięcej potomków tamtych ludzi żyje właśnie na terenie Polski. Różnica jest znacząca w stosunku do innych współczesnych populacji europejskich. Badania izotopowe udowodniły z kolei, że ci ludzie byli miejscowi, mieszkali, dorastali na terenie dzisiejszych Niemiec. Ich język oczywiście to nie był język polski i nie nazywali się Lechitami ale wynik tych badań to dowód na to, że ludność Polski nie przywędrowała tu w całości w VI wieku.

      Usuń
    6. Cny Anonimie, badania genetyczne nie dowiodły, że "ludzie którzy tam zginęli są najbardziej podobni do współczesnych Polaków czyli, że najwięcej potomków tamtych ludzi żyje właśnie na terenie Polski". Uważasz inaczej? Wskaż te badania, zacytuj coś. A to, że ludność Polski nie przywędrowała tu w całości w VI wieku to żadna nowina. Rozmaici ludzie defilowali przez Polskę (i nie tylko przez Polskę) od górnego paleolitu.

      Usuń
    7. https://i.redd.it/fgjlayau2r711.png

      Usuń
    8. super ustalenia , do sześciu miejsc po przecinku ale naszych oczywiście poległo najwięcej , nawet o całe 0,oo4 od pozostałych ,w tej sytuacji chyba należy założyć też naszą porażkę w tej bitwie ?

      Usuń
    9. Czcigodny Anonimie, kolorowy obrazek z trzynastoma kółeczkami to ani wyniki badań, ani cytat. To tylko ilustracja do tego:
      https://publications.ub.uni-mainz.de/theses/frontdoor.php?source_opus=100001279&la=en
      A chcąc cokolwiek z tego obrazka zrozumieć powinieneś jeszcze zapoznać się z tym:
      http://gaworkshop.readthedocs.io/en/latest/contents/06_f3/f3.html
      Dodajmy do tego, że mowa tu o 21 próbkach, w sytuacji, w której (jak dotąd) znaleziono szczątki 130 poległych.
      Generalnie: wnioski są takie, że ci wojownicy z doliny Tollense nie są jakoś szczególnie blisko spokrewnieni ani z Polakami, ani z nikim innym.
      Może ta wymiana zdań pomoże ci wyjść poza sensacje rodem z komentarzy u Rudego Łba:
      http://www.historycy.org/index.php?showtopic=166319&pid=1686101&mode=threaded&show=&st=&#entry1686101

      Usuń
    10. Co to znaczy nie spokrewnieni z Polakami a ni z nikim innym ? Cywilizacja pozaziemska? Przecież wyraźnie jest napisane, ze najbliżej spokrewnieni z Polakami, Norwegami i Szkotami.

      Usuń
    11. Umiejętność czytania ze zrozumieniem nie jest ci dana.

      Usuń
    12. Nieładnie Sattivasa. Gdy brak argumentów urządzasz wycieczki osobiste do rozmówcy. A fe. Posiedziałem troche na tym blogu, poczytałem i widzę, że jesteście równie nawiedzeni jak turbosłowianie, tylko w drugą stronę. Staliście się tacy, jak Ci z którymi walczycie;)

      Usuń
  4. Ktoś wie jak nazywa się działaczka partii pozaparlamentarnej z strony 262 tej książki?

    OdpowiedzUsuń
  5. Wygrali: https://app.twojbudzet.um.warszawa.pl/projekt/14073

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest to projekt (przypuszczalnie opracowany przez turbosłowian) który dostał pieniądze w ramach budżetu partycypacyjnego (obywatelskiego) w Warszawie.

      Usuń
    2. A gdzie to jest napisane, że projekt dostał pieniądze?

      Usuń
  6. https://app.twojbudzet.um.warszawa.pl/votingResult/taskList?regionId=816&taskGroupId=5

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz