Kilka dni temu otrzymałem list od Mariusza Kowalskiego jako odpowiedź do polemiki, jaką publikowaliśmy na blogu w sprawie artykułu naukowca w "Najwyższym CZAS-ie!", pt. "Polacy potomkami Ariów" ZOBACZ. Przytaczam odpowiedź autora (pisownia i składnia oryginalna).
Szanowny
Panie Arturze,
Chciałem
juz wcześniej napisać, ale pracując na kilka etatów ciężko
czasami usiać do pisania rzeczy mniej zobowiązujących. Dziękuję
za merytoryczną recenzję mojego tekstu "Polacy potomkami
Ariów". W odróżnieniu od niektórych innych recenzji moich
tekstów dotyczących tego tematu, które najczęściej jedynie
naśladują Pana omówienie, widać tu kulturę i wiedzę autora.
Niemniej
wydaje mi się, że moje poglądy zinterpretował Pan zbyt pobieżnie,
a przez to w dużym stopniu błędnie, być może sugerując sie
okładka czasopisma oraz artykułem wstępnym red. Tomasza Sommera.
W
moim tekście nie nawiązuję do "rosyjsko-słowiańskiej"
czy też "aryjsko-słowiańskiej" myśli Kyoslova, lecz do
jego naukowych publikacji na bardziej ogólne tematy, cytowanych w
innym moim tekście, eseju naukowym (będącym mutacją omawianego
przez Pana tekstu):
Kowalski
M., 2016, Europejski układ centrum-pereferia z perspektywy badań
genetycznych, Obóz, 55 s. 19-32 ZOBACZ
Nigdy
również, nie stawiałem tezy, że haplogrupy
genetyczno-genealogiczne (tak Y-dna, jak mtDNA) determinują język
czy etnos. Byłoby to zresztą dziwne biorąc pod uwagę ich
charakter. Być może są to poglądy Kyoslova (takich jednak nie
znałem i nie cytowałem), ale nie moje.
W
tekście stawiam tezę, że pra-Ariowie ukształtowali się jako
etnos w wyniku zmieszania przybyszów ze wschodu (z dominacją
nosicieli hp R1a) z autochtoniczną ludnością Europy wschodniej,
gdzie R1a było w mniejszości (zdominowana głównie przez I2a, ale
z obecnością również nosicieli innych haplogrup Y-dna).
Haplogrupa nie może determinować etnosu, bo to tylko marker
genetyczny, niewielki fragment naszego DNA dziedziczony bez zmian z
pokolenia na pokolenie (taka genetyczna etykietka), który nie
wiadomo jeszcze za co odpowiada, ale ewidentnie za cechy biologiczne
(na pewno jednak nie za rasę, bo wiemy, że nosiciele tych samych
haplogrup należą do różnych typów antropologicznych - o czym w
swoim tekście piszę). Sezgin et al. w swoim artykule zauważa np.
że nosiciele haplogrupy Y-dna I są bardziej podatni na zachorowanie
na AIDS: ZOBACZ
Swoją
haplogrupę y-dna zbadałem już w 2013 r. i okazało się, że
jestem nosicielem hp G2a (mogę służyć certyfikatem). Gdybym
uważał, że haplogrupa determinuje etnos, oraz że hp R1a jest
wyznacznikiem słowiańskości sam bym się wykluczył ze wspólnoty
słowiańskiego narodu polskiego, i był zmuszony szuka pobratymców
w szwajcarskiej Gryzonii (szczególnie u Retoromanów zamieszkujących
dolinę Engadine), na południu Korsyki lub wśród kaukaskich
Adygejczyków tudzież Gruzinów. Z drugiej strony nie dostrzegł Pan
chyba w moim tekście jakiś prób wywyższania haplogrupy której
jestem nosicielem, jak również wywyższania ludów u których
nosiciele tej haplogrupy stanowią duży odsetek.
Napisałem
jedynie, że hp R1a była charakterystyczną cechą pra-Ariów, a
później Ariów i pierwotnych Słowian (a także Bałtów i
Skandynawów - inne podgrupy tej haplogrupy). Także obecnie
podwyższona obecność tej haplogrupy obserwowana jest tam gdzie
dotarli Słowianie, Ariowie, Bałtowie czy Skandynawowie. Pisząc, że
hp R1a była charakterystyczna dla pra-Ariów, miałem na myśli, że
było jej szczególnie dużo w porównaniu z innymi haplogrupami. Być
może w tym miejscu tkwi przyczyna całego nieporozumienia, bo może
rzeczywiście wyraziłem sie mało precyzyjnie, i mogło to zostać
utożsamione z poglądami deterministycznymi. Jeżeli u Pana pojawiły
się wątpliwości (chyba, że pojawiły sie one tylko przez obecność
Kyoslova w moim tekście), to tym bardziej wbrew mym intencją mógł
odczytać moje słowa niewyrobiony czytelnik. Ale tak mogłoby tylko
nastąpić, gdyby zajmować się tym jednym wyrażeniem. Z całego
tekstu to nie wynika, bo pisze np. że etnogeneza pra-Ariów
nastąpiła w wyniku zmieszania różnych ludów, noszących różne
haplogrupy. To ostanie powinno jednocześnie odrzucać podejrzenia o
propagowanie przeze mnie rasizmu. Jak bowiem przekonanie o mieszanym
pochodzeniu jakiegoś ludu może być podstawą uznawania go za jakąś
wyższą rasę? Ideologia rasistowska głosi bowiem zasadę czystości
rasowej. Moim zdaniem mój tekst dostarcza antyrasistowskich
argumentów. Mnie interesują jedynie związki pomiędzy ludami i ich
wzajemne pokrewieństwo, i to jak to mogło wpłynąć na ich
etnogenezę i ich późniejszy rozwój, a nie domniemana wyższość
jednych ludów nad drugimi. Ja nie piszę o jakichś hołubionych
przez nazistów Aryjczykach, ale o Ariach, jednym z historycznych
ludów, który osiadł w Południowej Azji, ale według mnie jego
historia rozpoczyna się w Europie Wschodniej. Nigdzie nie piszę, że
on był lepszy od innych ludów, a jedynie to, że związki z nim
wpłynęły na etnogenezę Słowian i ich odrębność od ludów
Zachodniej Europy.
Wszystkie
wątpliwości co do moich poglądów rozwiewa według mnie moja
książka, "Ariowie, Słowianie, Polacy. Pradawne dziedzictwo
Międzymorza" (recenzowany przez Pana tekst jej jednym z jej
rozdziałów), gdzie wyjaśniam koncepcję haplogrupy i do czego
można wykorzystywać wiedzę o jej cechach szczególnych. Na pewno
nie do decydowania, kto należy do jakiego etnosu, ale do
rekonstrukcji szlaków wędrówek różnych ludów, ich pochodzenia
czy związków z innymi ludami. Szczególnie gdy wiedzę
genetyczno-genealogiczną zestawimy z wynikami badań w innych
dziedzinach (archeologia, językoznawstwo, geografia, itd.). Na
podstawie tej wiedzy można np. stwierdzić, że wschodni Niemcy (na
wschód od Łaby) są w dużym stopniu słowiańskiego pochodzenia,
czym można tłumaczyć ich językową i kulturową odrębność
względem Niemców z zachodu. Nie twierdzę, że oni nie są
Niemcami, a jedynie, że różnią się od swych rodaków z Zachodu
(podobnie jak od Polaków z Polski, różnią się Polacy z
Wileńszczyzny, spolonizowani mieszkańcy pogranicza
litewsko-białoruskiego). Genetyka potwierdza jedynie wcześniejsze
przypuszczenia, gdyż z historycznych źródeł wiemy, że wschodnie
Niemcy zamieszkiwali kiedyś Słowianie Połabscy. O ich
pozostałościach na Łużycach nawet Pan wspomniał w recenzji.
Warto tu zaznaczyć, że Serbowie Łużyccy cechują się bardzo
dużym udziałem R1a (ponad 60%), z kladami występującymi przede
wszystkim u ludów słowiańskich, w większym nawet niż przeciętnie
w Polsce stężeniu (50-55%), co można uznać za cechę
charakterystyczną izolowanego ludu słowiańskiego. Polecam artykuł
Rębały et al.: ZOBACZ
Wypomina
mi Pan również Scytów, ale o nich tylko wspomniałem w szerszym
kontekście. W tekście szczegółowo odnoszę się tylko do
koncepcji związków Słowian z Sarmatami (stosunkowo niedawnych, bo
na progu średniowiecza), po przez dwa konkretne ludy: Serbów i
Chorwatów. Nie sugeruje również, że dawni Polacy mieli świadomość
tych związków, tylko że wierzyli w swój związek z Sarmatami
(niezależnie jakie były źródła tej wiary), a ta wiara znajduje
dziś potwierdzenie poprzez związki z Serbami i Chorwatami.
Napisałem, że mieszkali na południ dzisiejszej Polski, ale nie
oznacza to, że nie mieszkali gdzie indziej, także na Łużycach
(abstrahując od tego, że wschodnie Łużyce są dzisiaj częścią
Polski).
W
szczególny sposób odniósł się Pan do ostatniego cytowanego przez
siebie fragmentu mojego tekstu: "Cóż, widocznie M. Kowalski
chce poprzez genetykę uzasadniać dawność i wielkość Polaków.
Przecież jest to budowanie teorii rasistowskiej!"
Mam
nadzieję, że udało mi się przekonać Pana, że wiedzy
genetyczno-genealogicznej nie stosuję do udowadniania jakiegoś
determinizmu. Z tego powodu sądzę, że Pana wątpliwości nie mają
uzasadnienia. Dziękuję również, że w dalszej części tekstu
jednak się Pan zastrzega:
"Oczywiście
jest to subiektywne odczucie autorów tego wpisu. Nie zarzucamy i
zarzucać nie mamy zamiaru M. Kowalskiemu, że jest związany w
jakikolwiek sposób z haniebnymi dla ludzkości teoriami naukowymi o
podłożu rasistowskim. Jednak kilka sformułowań, jakie w tym
tekście się pojawiają, być może niefortunnie, być może także
użyte w błędny sposób, mogą przynosić obawy, że tekst właśnie
zostanie zrozumiany w taki sposób przez czytelnika, który nie
posiada odpowiedniej wrażliwości i wyczucia oraz kompetencji
poznawczych, dotyczących tych kwestii".
Dobrze,
że się Pan zastrzegł, bo trzeba mieć na prawdę bardzo złą
wolę, albo trudności czytania ze rozumieniem, by mój akapit
odczytać jako rasistowski.
W
cytowanym akapicie mówię jedynie, że nie jesteśmy gorsi od Europy
Zachodniej, a tylko inni (co nie znaczy, że lepsi). Moim zdaniem
jako inni mam szanse stać sie nową cywilizacją i po prostu
kontynuować dorobek cywilizacji europejskiej, jako jej kolejny etap
rozwojowy. Utworzyć kolejne ogniwo w łańcuchu europejskich
cywilizacji: Grecja - Rzym - Europa Zachodnia - Międzymorze.
Chciałem by taka była wymowa mojej książki. To wcale nie oznacza,
że obecnie jesteśmy u szczytu rozwoju (słusznie to Pan zauważa).
Jeszcze wiele nam brakuje, tak jak początkowo Rzymianom brakowało
wiele do Greków, a Celtom i Germanom do Rzymian. Ale to jest właśnie
nasza szansa, jako stosunkowo młodej i jeszcze nie okrzesanej
cywilizacji (żadna tam pradawna cywilizacja lechicka). W zachód już
przestałem wierzyć (polecam książkę Marcina Króla „Europa w
obliczu końca”). To jednak proces który będzie trwał pokolenia,
jeżeli nie stulecia (procesy długiego trwania - longue durée, że
sięgnę do koncepcji francuskiej szkoły historycznej).
Mam
również nadzieję, że nie uważa mnie Pan za turbolechitę.
Przynajmniej nic Pan o tym nie napisał. Może ewentualnie tylko to,
że mój tekst może być dla nich pożywką. Ale oni wykorzystują
wiele różnych źródeł niezgodnie z intencjami ich twórców.
Niemniej recenzja Pańskiego autorstwa ukazała się pod ogólnym
tytułem "Najwyższy CZAS! By skończyć z lechickim
zakłamywaniem historii". Od tego momentu przylgnęła do mnie
łatka turbolechity, co nie uważam za sprawiedliwe i zgodne z
prawdą. To na Pana tekst powołują się różni autorzy, od
osadzonych w świecie naukowym (Roman Żuchowicz, historyk czy
ostatnio dr hab. Marcin Napiórkowski, semiotyk kultury) do tych, jak
Paweł Miłosz (blog Se czytam), zajmujących się nauką
hobbistycznie. ZOBACZ i ZOBACZ
Potraktowali
Pana jako autorytet (gratulacje!), ale chyba zapomnieli o wyrażanych
przez Pana wątpliwościach co do moich intencji. Dla nich stałem
się następcą nazistów, rasistą i współpracownikiem Putina
(Napiórkowski), albo jedynie pseudonaukowcem i genetycznym
deterministą (Miłosz, Żuchowicz).
Dlatego
mogę się zgodzić z Panem, że należy ostrożnie stawiać swoje
tezy, bo ludzie mniej przygotowani merytorycznie, albo czytający
pobieżnie, mogą je zrozumieć nie do końca tak jak byśmy to
chcieli. Dotyczy to jednak każdego z nas.
Pana
recenzja, na równi z recenzją Pawła Miłosza, była wykorzystywana
w hejcie na FB, z okazji zapowiedzi moich wystąpień. W rezultacie
jedno moje wystąpienie nie odbyło się (Warszawa, IAiE PAN), drugie
odbyło się w zmienionym formacie (Lublin, UMCS).
Żałuję
tego pierwszego, bo byłaby to szansa zweryfikowania moich poglądów
przed gronem specjalistów etnologów i archeologów, i ostatecznie
demaskacji mnie jako "nazisty", "rasisty",
"putynisty", "turbolechity" i "pseudonaukowca"
.
Na
szczęście na tematy poruszające zagadnienie etnogenezy Słowian i
ich związków z Ariami w powiązaniu z najnowszą wiedzą
genetyczno-geneaologiczną udało mi się wystąpić w innych
naukowych gremiach, w Komisji Kultury Słowian PAU, Polskim
Towarzystwie Geograficznym-Oddział Lubelski czy w moim rodzimym
Instytucie Geografii i PZ PAN. Nie spotkałem się z negatywnym
przyjęciem, czy zarzutami jakie stawiał mi Pan, czy Pańscy
naśladowcy. Były pytania, wyjaśnianie wątpliwości, bo nie od
razu każdy rozumie na czym polega fenomen haplogrup
genetyczno-genealogicznych. W Lublinie, pod wpływem hejtu, zostały
wyrażone obawy z powodu możliwości wiązania haplogrup z rasizmem.
Mam nadziej, że moje wyjaśnienia rozwiały watpliwości, choć
rzeczywiście wspólnie uznaliśmy, że w zasadzie każdy rodzaj
wiedzy może byc wykorzystywany w złych intencjach. Dlatego tym
bardziej żałuję, że stosownych wyjaśnień nie mogłem
przedstawić w IAiE PAN.
Występowałem
również na mniej naukowych spotkaniach, często z udziałem
zwolenników idei Wielkiej Lechii lub innych wielbicieli
Słowiańszczyzny. Tych pierwszych rozczarowywałem brakiem
zrozumienia dla ich entuzjazmu, z drugiej strony miło
rozczarowywałem tych, którzy posądzali mnie wcześniej o
turbolechityzm (zapewne pod wpływem wszystkich wspomnianych wyżej
recenzji).
Turbolechici,
nie mogący mnie wysłuchać, traktują mnie różnie w zależności
od ich merytorycznego przygotowania i stopnia zapoznania się z moimi
tekstami. Tu opinia z blogu p. Białczyńskiego (umieszczającego na
swojej stronie wypowiedzi zwolenników Wielkiej Lechii, i uważanego
za zwolennik tych idei), autorstwa Dragomiry, będący krytyka moich
poglądów z perspektywy wielkolechickiej:
„Artykuł
i książka, której jest promocją, są próbą przejęcia narracji
historycznej i politycznej. Nie pierwszą. W sieci historia od dawna
to robi. Inteligentniejsi i bardziej zorientowani rozumieją, że
tego nie da się zatrzymać. Odkrycia genetyki i archeologii zmienią
historię, a jak historię to i politykę. Dlatego próbują
przejmować narrację. Ten artykuł to też podpucha aby
Turboslowianie kupowali i promowali tą gazetę. Nie dajmy się
nabrać. Olejmy ich i dalej róbmy swoje. Informujemy jak najwięcej
ludzi jaka jest prawda historyczna".
Polecam
też inne zamieszczone tam wypowiedzi na temat moich tekstów,
szczególnie myśli Adama Smolińskiego, który zarzuca mi m.in.
hołubienie Zachodowi: ZOBACZ
Z
poważaniem
Mariusz
Kowalski
ODPOWIEDŹ NA REPLIKĘ MARIUSZA KOWALSKIEGO POJAWI SIĘ NA BLOGU W NAJBLIŻSZĄ SOBOTĘ.
W sumie to mniej więcej połowa była ok, przytaknęłobym mu i już... a potem zaczął mówić o Międzymorzu. Podchodzę dość... sceptycznie... do marudzenia o cywilizacjach, rozwoju itp. i jeszcze to ,,że nie jesteśmy gorsi od Europy Zachodniej, a tylko inni" oraz przestał wierzyć w Zachód. Jeśli szuryzm, to nie w historii, a w geopolityce raczej.
OdpowiedzUsuńNo, ja mam jednak większe zastrzeżenia, nie tyle co do wygłaszanych deklaracji, w których się miota, aa co do argumentowaniu poprzez insynuacje, ale o tym w sobotę.
UsuńSzuryzm też w historii, tylko że Pan Profesor zaczął się z wielu rzeczy wycof..., znaczy się słusznie zwrócił uwagę, że wiele jego słów i tez może być źle zrozumiana.
Znowu przyklejanie etykietek. Tym razem szuryzm. Wątpię by mój tekst spełnia jego definicję, tym bardziej, że jest to tekst o charakterze publicystyki politycznej, a nie artykuł naukowy np. do Przeglądu Geograficznego.
UsuńPan Profesor taki ckliwy, a może więcej dystansu? ;)
Usuń