W
internetowych czeluściach rzeczy głupie, wyrządzające trwałą
intelektualną szkodę odbiorcy zwykło się nazywać przysłowiowo
„rakiem”. Bo głupota jest jak nowotwór: niszczy rzetelne
podejście do sprawy, a zabija świadomość, że ktoś daje wiarę
bzdurom. Jedni robią to z własnej i nieprzymuszonej woli, inni
stosują przemyślaną strategię, realizując swoje interesiki. Tak
jest w każdej dziedzinie życia, nie inaczej jest z historią, która
również poddawana jest promieniowaniu intelektualnej gnojówki. Nie
każdy dojdzie na szczyt zwany rzetelnością. Nie każdy był na
tyle zdolny, więc będzie wmawiał ludziom androny o ogrzewaniu
podłogowym na Wawelu sprzed 1000 lat, albo powielał mity i
roztrząsał hipotezy badawcze, które historycy obalili już dawno
temu. Dziś opowiemy, dlaczego według nas „Ciekawostki
historyczne” (dalej: CH) są wyłudzającym wyświetlenia rakiem.
CH
ma dość zszarganą opinię. Na grupach branżowych zrzeszających
historyków, możemy przeczytać wiele gorzkich słów o poziomie i
wartości merytorycznej zamieszczanych tam artykulików. Trudno się
nie zgodzić, z zarzutami pod adresem portalu. Krytyka skupia się
wokół tabloidowej formy CH, przy pozorowaniu swoich wątpliwych
kompetencji badawczych, poprzez dodawanie książek
popularno-naukowych czy historycznopodobnych do bibliografii
literatury fachowej. Trudno, żebyśmy analizowali setki
opublikowanych tam artykułów, bo musielibyśmy spisać katalog
wszystkich błędów i wypaczeń, a na to nie mamy ani czasu, ani
ochoty. Na końcu zaprezentujemy kilka przykładów fantasmagorii
tego portalu, ale najpierw przedstawmy główne powody dlaczego,
uważamy ten portal za rakowisko historyczne.
Clickbaitowe
tytuły
Niejednokrotnie
przeglądając nagłówki artykułów z CH czuliśmy się tak trochę,
jakbyśmy przeglądali ironiczne memy o depresji – jak mawia klasyk
– niby się śmiejesz, a chcesz się zabić. Clickbait, ma to do
siebie, że ma przyciągnąć uwagę i stymulować ruch na stronie,
tworząc tym samym statystyki pod reklamodawców. Oznacza to w tym
przypadku tyle, że redaktorów CH wcale nie ciekawi historia, nie
chcą jej popularyzować, najważniejsza jest jedynie tandetna
sensacja z przeszłości. Takie postępowanie wcale nie prowokuje do
żadnej konstruktywnej i merytorycznej dyskusji, a jedynie generuje
przepychanki między tymi, którzy dementują bzdury, a tymi, którzy
jątrzą temat, wpisując jeszcze większe androny historyczne niż
charyzmatyczni redaktorzy CH. Na
temat clickbaitowych tytułów CH powstało interesujące opracowanie
Marcina Wilkowskiego ZOBACZ.
Beletrystyczny
styl pisania
Artykuły
zamieszczane w portalu CH, nie różnią się zbytnio merytoryką od
gazet brukowych. Standardem jest, że w tekście
szczegół-ciekawostka, wtręt, a nawet pojedyncze słowo jest
traktowane jako podstawa do wyciągania końcowego wniosku, pisanego
najczęściej pod z góry ustaloną tezę. Zatrważające jest, że
za uprawianie historii, na niby historycznym portalu, z pozorowanym
aparatem badawczym, biorą się ludzie, którzy nie mają bladego
pojęcia o popularyzacji wiedzy. Myli się łatwość przyswajania
gotowej wiedzy historycznej (czytanie opracowań naukowych i
popularno-naukowych, syntez, podręczników, czy nawet beletrystyki)
z popularyzowaniem historii, które wymaga często jeszcze większych
kompetencji, niż w badaniach naukowych. Tekst popularnonaukowy
przeznaczony dla laika jest o tyle specyficzną i szczególną
publikacją, że powinien być starannie przygotowywany, a przede
wszystkim pozbawiony insynuacji i półprawd. Frywolność skojarzeń
i tez stawianych przez artykuły z CH, często przypomina nam
fabrykanty zwolenników fantazmatu Wielkiej Lechii. Skoro więc ktoś
postawił na historyczny „pudelek”, to mógł to przynajmniej
zrobić z humorem, bo na tej płaszczyźnie poprzeczka jest
zawieszona bardzo nisko, patrząc chociażby na wytarte do samej
podeszwy żarty autorów programu „Historia bez Cenzury”.
Parcie
na szkło naczelnego i pretensjonalne reklamy
Całe
CH na naczelnym stoją, czyli na Kamilu Janickim. Historyku,
absolwencie Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ekspercie od każdej epoki
historycznej, co pokazuje szczególnie rozrzut chronologiczny jego
książek. Być może przyjdzie nam się kiedyś – jak mawiał
Gerard Labuda – pochylić się i nad tym problemem. Rzeczony portal
jest billboardem swoich własnych produktów – a w szczególności
książek Janickiego – które wyskakują w każdym artykule jak
króliki z kapelusza. A to w charakterze fragmentu dzieła,
„dyskretniej” reklamy, czy jako bibliografia do artykułu. Każdy
ma prawo do promowania własnych produktów, ale samo ich
występowanie w nadmiernych ilościach po prostu odstrasza
czytelników i staje się irytujące.
Ilość
wyświetleń wyznacznikiem spełnienia oczekiwań czytelników
Kilka
miesięcy temu zaprezentowaliśmy czytelnikom nową propozycję loga
dla CH. Motywem przewodnim był sedes, który naszym zdaniem idealne
odzwierciedla poziom artykułów. K. Janicki przywędrował wówczas
do naszego sigillowego skansenu, by bronić swojego portalu, ale
niestety nasz adwersarz postanowił gasić pożar w najgorszy możliwy
dla siebie sposób – czyli benzyną. Nazwaliśmy CH chlewem
intelektualnym, na co padła odpowiedź ze strony Janickiego, że to
co Pan nazywa "chlewem intelektualnym",
ja nazywam spełnianiem oczekiwań 500 000 Czytelników. Mamy
więc rozumieć, że pół miliona (konkretna liczba) to wyznacznik
rzetelności, a jednocześnie argument w dyskusji? Widocznie redakcja
CH celuje w określony target, podobnie jak producent tanich win z
jabłek. CH jest zresztą jak taki zdezelowany polonez, któremu
wydaje się, że jest ferrari i próbuje rozpędzić się w trzy
sekundy do setki. Okazuje się, że trwa to znacznie dłużej niż
się spodziewał, ale zbytnio się tym nie przejmuje – w końcu
jest z renomowanej włoskiej stajni samochodów – a gdy sztuka ta
się wreszcie się udaje, jest tak zadowolony z siebie, że nie
zauważa, że reszta samochodów ma go za pośmiewisko.
***
Najważniejsze,
że biznes się kręci, wszyscy są zadowoleni. A nieświadomi czasem
czytelnicy zostają z szambem w głowie. Nie ma to nic wspólnego z
dziennikarstwem i popularyzacją historii, bo w CH popularyzuje
określone wyobrażenie o historii, nacechowane emocjonalnie, w
której sensacja odgrywa główną rolę. Historia to nie jest
rozrywka jak serial w telewizji. Wymaga ona od czytelnika
zainteresowania – własnego chcenia. Dzięki takim portalom
historia traci swój status, godnej zaufania, kompetentnej wiedzy o
przeszłości.
Jest
to jednak tylko nasza opinia, która może nie być zbieżna z
półmilionowym tłumem czytelników CH, a każdy ma prawo być jak
ćma lecąca prosto pod rozpaloną żarówkę.
***
Na
koniec kilka wybranych przez nas raków (kolejność dowolna).
Skupiliśmy się wyłącznie na wiekach wcześniejszych (głównie na
średniowieczu)
Jak
często średniowieczni kronikarze popełniali błędy? ZOBACZ
Autor
nie rozumie czym jest dziejopisarstwo średniowieczne, rozumie je
przez pryzmat współczesnej historiografii, nie dostrzega prozy,
eposów i opowieści przepisywanych z innych kronik i dzieł. Do tego
dochodzi wieloznaczność łaciny i sposób spisywania wydarzeń,
która miała czasem miejsce wiele lat po opisywanych zdarzeniach.
Zapomniał też dodać na przykład, że w Kronice Galla nie
występuje przecież ani jedna data. W dziejopisarstwie nie chodzi
to, że autorzy popełniali błędy. Równie dobrze można więc
stwierdzić, że Bolesław Szczodry był zoofilem, bo tak napisano w
Kronice Wielkopolskiej, chociaż to bujda na resorach.
Pisaliśmy
o tym tutaj ZOBACZ
Kłamstwo
966 roku. Czy to Bolesław Chrobry, trzydzieści lat później,
ochrzcił Polskę? ZOBACZ
Znowu
autor nie rozumie czym jest źródłoznawstwo średniowieczne. Nie.
Kronika Ademara potwierdza jedynie kult św. Wojciecha w zachodniej
Europie i w tym kontekście polscy badacze ją rozpatrywali
(Stanisław Krzyżanowski, Gerard Labuda czy Jadwiga Karwasińska).
Zdaje się jednak, że autor to wie, skoro cytuje niezwykle
erudycyjną recenzję edycji kroniki Ademara autorstwa A. D.
Sikorskiego ZOBACZ.
Na marginesie dodajmy, że autor oparł się na literaturze, zamiast
samemu sięgnąć do edycji.
Skąd
ta pewność autora, że w najstarszych polskich rocznikach nie
zapisano informacji o śmierci Mieszka? Jakie to najstarsze polskie
roczniki ma na myśli? Tego nie wyjaśnia. Trochę o tym pisaliśmy w
tym miejscu ZOBACZ.
Zresztą, artykuł pod względem edukacyjnym jest kulawy, a służyć
ma głównie reklamowaniu książki Janickiego. Na temat problematyki
chrztu Polski (Mieszka) polecamy tekst A. D. Sikorskiego „Chrzest
Polski i początki Kościoła w Polsce (do pierwszej połowy XI
wieku)” ZOBACZ.
Czy
to Bolesław Chrobry zamordował świętego Wojciecha? ZOBACZ
Jak
już pisaliśmy na blogu, Chrobry z pewnością wykorzystał
politycznie męczeńską śmierć biskupa Wojciecha, ale nie można
stawiać tezy, że było to zaplanowane z premedytacją morderstwo.
Autor zapomina jednak, że Wojciechowi groziła ekskomunika za
opuszczenie biskupstwa praskiego, co w jego przypadku było już
recydywą. Nie został z powrotem przyjęty w Pradze, dlatego też
zgodnie z wyrokiem papieskim udał się na misję do pogan (zob. J.
Karwasińska, św. Wojciech, Słownik Starożytności Słowiańskiej
t. 6, s. 549, Wrocław 1977). Polecamy również artykuł Jana
Powierskiego "Śmierć świętego Wojciecha i jej miejsce w
świetle starszych źródeł" ZOBACZ.
Pierwszy
pałac na Wawelu powstał 1000 lat temu. Miał nawet… ogrzewanie
podłogowe! ZOBACZ
Przysłowiowy
rak na torcie. Szkoda strzępić język, na tego typu teksty nie
poparte żadnymi pracami archeologicznymi. Kolejna promocja książki
„Damy ze skazą”.
Bolesław
Śmiały czy Szczodry? Który przydomek jest prawidłowy? ZOBACZ
Artykuł,
z którego nic nie wynika. Powołuje się na płytką hipotezę
Przemysława Wiszewskiego z książki „Domus Bolezlai. W
poszukiwaniu tradycji dynastycznej Piastów (do 1138 roku)” z
2008 roku, w której uczony sam się pogubił, odrzucając
perspektywę komparatystyczną w przekazach Galla i Mistrza
Wincentego i uchwycenia tym samym historycznego sensu. Kilka tego
typu smaczków wykazał Paweł Żmudzki w recenzji tego
dzieła ZOBACZ.
O przydomku Szczodrego pisaliśmy w tym miejscu ZOBACZ.
Czy
Polska Mieszka I sąsiadowała z… miastem Amazonek? ZOBACZ
Nawijanie
makaronu na uszy ciąg dalszy. Opowieści z mchu i paproci. Przecież
ciekawostka to nieznany
wcześniej, interesujący szczegół lub fakt (za
Słownikiem Języka Polskiego ZOBACZ),
a gdzie tu jest jakakolwiek przesłanka do faktu? Czyste spekulacje.
Klątwa
Przedsławy. Dlaczego arcybiskup Gaudenty przeklął Polskę? ZOBACZ
Lanie
wody. Klątwa Gaudentego jest sprawą dyskusyjną. Gall Anonim podaje
faktycznie informacje, że kraj został obłożony klątwą przez
Gaudentego. Nie podaje jednak przyczyn i okoliczności tego aktu. Po
drugie, informacja ta podana jest przez kronikarza przy opisie
najazdu Brzetysława na ziemie polskie około 1038/1039. Spustoszenie
kraju przez Czechów, miało być - jak podaje dziejopis - karą za
odrzucenie wiary katolickiej, a także efektem nałożonej wcześniej
klątwy. Ponadto, o rzuconej klątwie nie wspomina Thietmar. Nie
wiemy też dokładnie, kiedy zmarł Gaudenty. To, co prezentuje autor
to tylko fabularyzowane domysły.
Dwa
następne linki podpowiedział nam zaprzyjaźniony bloger od spraw
wojskowości Kadrinazi:
Dlaczego
husaria nie obroniła nas przed szwedzkim potopem? ZOBACZ
Argument
o braku kopii nietrafiony, bo jaki to niby miało mieć wpływ na
wynik wojny? Kolejny o braku wsparcia bardzo ogólny, bo trzeba
spojrzeć na poszczególne bitwy i do tego się odnieść (brak
wsparcia szarży husarii pod Warszawą). Szwedzi wiedzieli jak wybrać
pole bitwy – znowu chybiony zarzut, bo można równie dobrze podać
przykład bitew pod Warką i Prostkami, gdzie polska jazda miała
idealne warunki działania. Kolejny tekst napisany pod tezę.
Nasi
górą. Pięć bitew, w których spuściliśmy łomot Turkom ZOBACZ
Bitwa
pod Chocimiem z 1621 roku jako przykład spuszczenia łomotu Turkom?
Z wielkim trudem i kosztem odparliśmy turecki atak, z czego
skorzystali Szwedzi, bo na ich korzyść straciliśmy w tym czasie
Rygę, której nigdy już nie odzyskaliśmy. Żadnej masakry Turków
tu nie było. Z kolei druga bitwa pod Chocimiem (Chocim 1673 roku) –
rzeczywiście, wielkie zwycięstwo, ale nad relatywnie małą armią
turecką, bez większego sukcesu strategicznego (należy pamiętać,
że wojna trwała jeszcze kilka lat i Chocim jej nie zmienił). Bitwa
pod Żórawnem – bzdura z tym moździerzem, jakby takie działo –
używane tylko w czasie oblężeń – miało wpłynąć na Turków.
Negocjacje pokojowe rozpoczęto głównie z powodu ogólnego
wyczerpania obydwu armii i pogarszającej się pogody.
Narodziny
polskiej potęgi. Mocarstwo, przed którym karki zginali wszyscy
sąsiedzi ZOBACZ
A
na koniec świeżynka wydawnicza produktu historycznopodobnego. Tekst
promocyjny książki „Narodziny potęgi. Wszystkie podboje
Bolesława Chrobrego” Michaela Morysa-Twarowskiego. Przeglądaliśmy
poprzednią książkę autora „Polskie Imperium. Wszystkie kraje
podbite przez Rzeczpospolitą”, dlatego specjalnie nie spodziewamy
się wartościowego spojrzenia na historię, a jedynie ideologiczną
wizję autora. Powstają już kolejne puste teksty, reklamujące ten
produkt ZOBACZ.
***
Można
by tak wymieniać bez końca, znaleźliśmy nawet kilka
pikantniejszych artykułów CH, ale stwierdziliśmy, że sobie
darujemy. Resztę zostawiamy czytelnikom. Możecie w komentarzach
wklejać linki do konkretnych, zauważonych raków z CH, wraz ze
swoją opinią na jego temat.
(aw)
Z recenzją Żmudzkiego (książki Wiszewskiego) też się nie do końca zgadza. Żmudzki, podobnie jak i Banaszkiewicz, odnoszę wrażenie, że nieco odkleił się od rzeczywistości na rzecz fabuł. Wszystko to dla nich "wędrujące" motywy... Przykład:
OdpowiedzUsuń>>Autor Domus Bolezlai, rozważając, czy za „starożytnymi" starcami kryli się jacy konkretni informatorzy, trafnie spostrzegł, że zwrot jest jedynie obiegowym motywem.<<
Akurat opracowuję (prace redakcyjne) książkę z lokalnej historii najnowszej. I od czego zaczął jej autor? Od rozmów ze starcami. Podobnie robił autor książki (reportażu raczej, a nie pracy historyczmnej) o Sat-Okhu, o której niedawno pisałem:
http://seczytam.blogspot.com/2017/09/dariusz-rosiak-biao-czerwony-tajemnica.html
To żaden "obiegowy motyw" - to fakt, tak się bada historię, gdy źródeł pisanych brakuje. I nie jest to wymysł współczesny.
To jeszcze coś ode mnie, z innej epoki:
OdpowiedzUsuń„Służby PRL zabijały nawet w wolnej Polsce. Czy to było esbeckie komando śmierci?” (link: http://ciekawostkihistoryczne.pl/2016/02/13/sluzby-prl-zabijaly-nawet-w-wolnej-polsce-czy-to-bylo-esbeckie-komando-smierci/)
Artykuł owszem, jest o mordach. Z 1989 roku, kiedy to jeszcze nie było wolnej Polski. W artykule mamy opisy mordów na ks. Niedzielaku (20.01.1989), ks. Suchowolcu (29/30.01.1989) oraz ks. Zychu (11.07.1989). Dwa mordy jeszcze sprzed 4 czerwca, ostatni miesiąc po…
Najgorsze jest to, że mam 21 lat i jestem tylko hobbystą. Ale jeżeli taka osoba jak ja wyłapała takie błędy to źle to świadczy o portalu…
Panowie, oburzacie się trochę jak kiedyś pewna moja znajoma profesorowa, która gardzi pismami takimi jak Charaktery czy Sens - tylko dlatego, że psychologię sprzedaje się tam zwykłym zjadaczom chleba. Facet po prostu postanowił zarabiać na historii, a nie ją uprawiać. Trzeba odróżniać działalność naukową i komercyjną. Z pierwszej często nie da się wyżyć.
OdpowiedzUsuńCzy zarabianie na historii musi oznaczać opowieści z mchu i paproci?
UsuńRacja i nie. Powyższy tekst nie pretenduje to roli diagnozy poziomu popularyzowania historii, kompetencji merytorycznych popularyzatorów i przekazywanych przez nich treści. To rodzaj oburzenia, na działalność którą pozoruje się na rzetelne badania i opowiadania o historii. Z działalnością naukową wiąże się również jakość produktu.
UsuńJestem absolwentką Uniwersytetu Jagiellońskiego. Cenię sobie rzetelność naukową, ale w celu odstresowania się CZYTAM książki zwłaszcza "historyczne". Nie zawsze naukowe. Ta literatura mnie BAWI i czyni życie przyjemnym. Nie tylko Pan Janicki zarabia na historii. Wśród wielu autorów zagranicznych powieści "historycznych" są osoby, którym też można zarzucić komercję. I cóż ???? A niech zarabiają !!! Mnie się chce żyć po takiej lekturze.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, szacowna absolwentko UJ, że czym innym jest powieść, czym innym zaś np. artykuł bodaj popularnonaukowy. Nie uważasz chyba, że wiedzę o polityce kardynała Richelieu należy czerpać z "Trzech muszkieterów"? Nikt by nie miał do Kamila Janickiego pretensji, gdyby to wszystko były powieści.
UsuńA mi się podoba ten passus"
OdpowiedzUsuń"...to co Pan nazywa "chlewem intelektualnym", ja nazywam spełnianiem oczekiwań 500 000 Czytelników..."
Argument identyczny z zawołaniem:
"Jedzmy g@wno, miliony much nie mogą się mylić!"
Brawo, panie Janicki.
Pomijając lichy warsztat i styl wielu "publikacji" czy raczej osobistych wynurzeń pisujących tamże CH jest wręcz szkodliwe, bo utrwala mity niestety nie tylko w temacie średniowiecza.
OdpowiedzUsuńhttps://ciekawostkihistoryczne.pl/2016/11/04/zmyslone-poganstwo-czy-nasi-slowianscy-przodkowie-byli-ateistami/
OdpowiedzUsuńI na wstępie czytamy: "Religia Słowian, pełna barwnych mitów, potężnych bóstw i wpływowych kapłanów to tylko naciągana bajka. Rodzimą wiarę wymyślili naukowcy lubiących folgować własnej wyobraźni. I wszystko co o niej wiesz najwyższa pora odesłać do lamusa."
Tekst powala na kolana... Że śmiechu... Chyba jednak autor okazał się największym lamusem..