Wreszcie jest! Długo zapowiadana książka
opisująca fenomen popularności pseudonauki o Wielkiej Lechii trafiła w ostatnią
środę do sprzedaży. Z tej okazji postanowiłem napisać kilka słów o publikacji.
Imperium Lechitów śledzę z uwagą od
przeszło trzech lat. Tropię, analizuję i demaskuję bzdury, manipulację i brak
elementarnej wiedzy historycznej w obrębie początków polskiej państwowości. W
pewnym momencie stwierdziłem, że wpisy na blogu tłumaczące zawiłości naszej
wczesnej historii czy infografiki w mediach społecznościowych to za mało. Temat
trzeba zebrać w całość w postaci zwięzłego opracowania, w którym przedstawiona
zostałaby geneza, przyczyny oraz charakterystyka całego pseudonaukowego nurtu.
Przez dłuższy czas uważałem jednak, że takim syntetycznym opracowaniem powinien
zająć się ktoś inny, najlepiej sprawny naukowiec lub popularyzator z wyrobionym
nazwiskiem. Jestem takim typem człowieka, który uważa, że jeśli ktoś chce
napisać i wydać książkę, faktycznie musi mieć coś ważnego do powiedzenia.
W tamtym czasie, kiedy zacząłem myśleć o
książce procesy związane z kształtowaniem się fantazmatu nie były jeszcze w
pełni zakończone, a obraz naszej przeszłości był nieustannie kreowany na nowo
przez turbosłowian i turbolechitów. Przedarcie się przez wszystkie teorie,
zwłaszcza te najbardziej absurdalne, nie było łatwym
zadaniem. Obserwowałem jak Wielka Lechia rosła w siłę na fali
popularności książek Janusza Bieszka, Pawła Szydłowskiego czy Tomasza
Kosińskiego. Gromadziłem książki, artykuły, filmy, które poddawałem gruntowanej
analizie historycznej, część z uwag publikowałem na bieżąco na blogu w formie
recenzji. Głębsze refleksje zapisywałem „do szuflady”, gdzie różne czekały na
odpowiedni krytyczny i obiektywny dystans.
W listopadzie zeszłego roku stwierdziłem,
że o świecie starożytnych Polaków wiem już dostatecznie dużo i trzeba tę
alternatywną rzeczywistość koniecznie opisać i spróbować scharakteryzować. W
taki sposób powstał fundament książki, do którego dokładałem kolejne elementy
takie jak wyjaśnienie warsztatu pracy historyka, dlaczego staropolskie kroniki
nie są do końca wiarygodne, jak wyglądało spisywanie historii kiedyś, co tak
naprawdę wiemy na temat naszych początków, dlaczego Kronika Prokosza jest jak
przebój o „Mydełku Fa”, etc.? Tematów poruszonych w książce jest dużo, ale nie
wybiegają one za poletko historyka. Wyjątek stanowi rozdział archeologiczny
(który uważam, za najsłabszy z całej książki) oraz podrozdział o
genetykach-patriotach, gdzie poruszam zagadnienia genetyczne, mi.in. słynne
haplogrupy R1a1.
Dużym dylematem przy pisaniu książki były
przypisy – stosować czy ich nie stosować? Uznałem jednak, że są one niezbędne z
prostego powodu. Chciałem pokazać każdemu czytelnikowi, jak bardzo mylą się
zwolennicy teorii lechickiej (być może nie świadomie?), który często
powtarzają, że historycy nie zajmują się genezą naszego państwa. To piramidalna
bzdura! Każdy będzie się mógł przekonać o ogromie prac wykonanym w tym temacie
przez pokolenia historyków, archeologów czy językoznawców (polecam bogatą
literaturę przedmiotu). Starałem się, aby książka była jak najbardziej
uniwersalna w swoim przekazie, aby problem zrozumiał zarówno historyk, jak
również osoba, która nie słyszała o fantazmacie, a jest zainteresowana
najdawniejszą historią Polski.
Nie sądzę, żeby ta książka coś zmieniła,
mam jednak nadzieję, że dzięki niej problem będzie zauważony w środowisku
historyków i wspólnymi siłami zamienimy cały ten ruch pseudonaukowy w ruch pro
naukowy. Popularność początkami Polski powinni wykorzystać historycy i
archeologowie promując rzetelną wiedzę na ten temat. Obecnie zainteresowanie
historią przez społeczeństwo ogranicza się właściwie do XX wieku i historią
najnowszą (dwudziestolecie międzywojenne, II wojna światowa, żołnierze wyklęci,
teczki UB/SB, etc.). Obserwując niektóre dyskusje historyków zacząłem w ogóle
zastanawiać się czy historia ma być nauką o przeszłości, której zadaniem jest
próba zrozumienia określonych procesów dziejowych, czy też zadanie badacza
historii sprowadza się do ocen postaw moralnych?
Swoją książką chciałbym również uczulić
wszystkich, że nie należy ślepo wierzyć we wszystko co się przeczyta w
internecie, a weryfikacja informacji w innych źródłach to podstawa.
Książka jest dla mnie osobistym
podsumowaniem tego tematu. Chciałbym iść dalej, ale cały czas Lechia do mnie
wracała. Kosztowała mnie sporo wysiłku i nerwów, mam jednak nadzieję, że część
z Was spodoba się książka. Tematyka i wnioski są raczej druzgocące dla nas
historyków i popularyzatorów, ale każdy będzie mógł się uśmiechnąć pod nosem
czytając najbardziej komiczne cytaty z książek lechickich bardów.
Na koniec chciałbym podziękować wszystkim,
którzy przyczynili się do powstania mojej książki. Przede wszystkim dziękuję za
wsparcie mojej żony, której dedykuję publikację. Jestem wdzięczny Oldze
Marlewicz oraz Mateuszowi Kijewskiemu, którzy byli wtajemniczeni w każdy etap
powstawania książki. Wspierali mnie swoją radą i uwagami, dzięki którym
książkę, którą będziecie trzymać w rękach, wygląda właśnie w taki sposób.
Kolejny raz dziękuję Przemkowi „Graphosowi” Świszczowi, który wykonał wspaniałą
ilustrację na okładkę, która chyba w sposób najlepszy podsumowuje temat
fantazmatu Wielkiej Lechii.
Nie mam żadnych oczekiwań co do wielkości
sprzedanego nakładu, każdy kto orientuje się jak wygląda rynek wydawniczy w
Polsce zdaje sobie sprawę, że ostatnią osobą, która zarabia na książce jest
autor. Wszystkich tych, którzy „martwią się”, że mogę na niej zarobić pragnę
uspokoić, że póki co wzbogacenie się na Wielkiej Lechii mi nie grozi. Za
każdy kupiony egzemplarz serdecznie dzięki!
Jestem zbudowany postawą moich
czytelników. Jestem wręcz w szoku jak bardzo mogę na Was liczyć. Spotkania
autorskie, które będą miały miejsca od połowy listopada, to wyłącznie Wasza
oddolna inicjatywa! Szczegółowe terminy, będę sukcesywnie podawał
w mediach społecznościowych.
(aw)
***
KRAKÓW. Już dzisiaj zapraszam w
najbliższy piątek (15 listopada) na Wydział Zarządzania i
Komunikacji Społecznej UJ, gdzie razem z takimi tuzami blogosfery jak Crazy
Nauka czy Patolodzy
na klatce, będę opowiadał o swojej działalności oraz transferze
wiedzy naukowej w blogosferze naukowej.
GNIEZNO. W sobotę 23 listopada, będę na
festiwalu „Wiedźmin w kulturze słowiańskiej Srogi”, gdzie będę opowiadał o
fantazmacie Wielkiej Lechii. Moje wystąpienie przewidziane jest około 15.45.
***
Książkę „Fantazmat Wielkiej Lechii. Jak
pseudonauka zawładnęła umysłami Polaków” można nabyć w księgarniach EMPIK, BONITO, NAPOLEON V, KSIĘGARNIA AKADEMICKA. Gorąco zachęcam
do zakupu, lektury i wsparcia rzetelnych autorów!
Wrocław?
OdpowiedzUsuńPóki co nie przewiduje, nie ma zaproszenia. Jeśli się pojawi to chętnie przyjadę
UsuńNajbardziej komiczne cytaty z lechickich bardów? Mnie to nie śmieszy. Uważam, że to groźne zjawisko, taka polska wersja ukraińskiej Wielkiej Tartarii, a to już nie jest śmieszne, narzedzie imperialnej polityki Rosji, nowa broń w wojnie hybrydowej nie powinna śmieszyć. Ksiażka potrzebna, ale śmieszkowate podejście autora troche razi.
OdpowiedzUsuńOj, to był bardziej komentarz z przymrużeniem okiem, przy niektórych cytarach nie da się nie zasmiac :) natomiast o tym o napisał anonim, dokładnie opisuje i to z powagą w jednym z rozdziałów
OdpowiedzUsuńSuper książka! Rzeczywiście trochę razi "śmieszkowate podejscie" w pracy naukowej. Ale na kartach książki autor ubolewa, że rzetelna wiedza historyczna nie jest popularyzowana, więc można przymknąć na to oko. Dzięki temu po książkę będą zapewne chętniej sięgać osoby na co dzień nie interesujące się historią.
OdpowiedzUsuńHm, może bardziej sarkazm? ;) Starałem się mimo wszystko podejść do tematu poważnie, ale rzeczywiście pisałem w taki sposób, by dotrzeć do tych co nie interesują się historią i ciszy mnie, że jest to zauważalne
UsuńŚwietnie napisana książka. I bardzo potrzebna, zwłaszcza tym, którzy jeszcze nie przekroczyli granicy, bo sami turbolechici są już tak zabetonowani, że nic ich nie ruszy. Gdyby miało ruszyć, to już by ruszyło. Ostatnio wszedłem przypadkowo na forum Cheops i dobry Boże... Takiego nagromadzenia szurostwa w życiu nie widziałem. Co do moich spostrzeżeń odnośnie książki, to zdaję sobie sprawę, że na prostowanie wszystkich bzdur nie starczyłoby miejsca, ale brakowało mi omówienia Bieszkowej historyjki o Zbigniewie, bo ona aż nadto pokazuje stopień manipulacji w wykonaniu lechickiego barda.
OdpowiedzUsuńKsiążkę właśnie czytam i generalnie sobie bardzo chwalę ;). Tym bardziej, że wspomniał Pan o "królu" Wojciechu, to jeden z moich faworytów :P. I cieszę się, że blog może ożyje.
OdpowiedzUsuńOżyje, kolejne wpisy w przygotowaniu między przygotowaniami do spotkań autorskich.
UsuńPrzeczytałem. Warto było czekać. 👍👍
OdpowiedzUsuńDziękuję
Usuń