Cała
dyskusja prowadzona z tzw. turbosłowianami pokazuje jedno – poziom
wiedzy polskiego społeczeństwa nie jest zbyt wysoki, poziom wiedzy
historycznej tym bardziej. Powodów jest kilka – my,
historycy-naukowcy nie potrafimy się przebić do świadomości
społecznej. Nie wspominając tylko o IPN i historii XX wieku, jako
ciągle żywej, niejednokrotnie upolitycznionej, kontrowersyjnej,
zarówno w sferze aktorów dramatu, jak i samych badaczy, przyjętych
przez nich metod, a na zasobie źródłowym kończąc.
Jest
to również okres, który ma niezwykły handicap w postaci kanałów
telewizyjnych – TVP Historia i innych, gdzie zazwyczaj pokazywane
są programy dotyczące XX wieku właśnie. Trudno tam znaleźć
audycje o innych epokach. Oczywiście, zdarzają się takie, ale jest
ich bardzo mało.
Współczesnych
polskich seriali fabularnych o Piastach, Jagiellonach czy królach
elekcyjnych w ogóle nie można znaleźć, bo ich po prostu nie
wyprodukowano. Nie wliczam w to seriali powstałych 30–40 lat temu,
które już nie są ani atrakcyjne dla młodego widza, a pod względem
przekazywania obecnego stanu wiedzy nie przystają już do swojej
misji, jaką niesie popularyzacja dziejów naszego państwa i narodu.
Takich seriali, dokumentów czy spektakli w teatrze telewizji
doczekały się wydarzenia i postaci XX wieku: serial „Czas
Honoru”, wraz z sezonem tylko o powstaniu warszawskim, serial
„1920. Wojna i miłość” czy spektakl „Inka” teatru
telewizji. Rzecz jasna, powstają seriale historyczne, m.in. o rodzie
Borgiów czy Wikingach, starożytnym Rzymie, ale ich przekaz,
nastawiony głównie na seks i przemoc, są kierowane do publiki
dorosłej. Chwała im za to, że starają się spopularyzować inną
epokę niż wiek XX, bo pewnie wielu z widzów sięgnęło po
opracowania, dzięki którym temat zgłębiło.
Wina
w niskim poziomie wiedzy historycznej wśród społeczeństwa
polskiego leży na barkach nas wszystkich – historyków, mediów,
zwykłych obywateli, polityków, którzy sami mają ogromne braki, a
oficjalnie zapytani przez media w kwestiach historycznych, potrafią
nieziemsko owym brakiem wiedzy się zhańbić, co jest powodem do
drwin. Niestety właśnie politycy odpowiadają za kształt polskiego
szkolnictwa na wszystkich szczeblach, a co za tym idzie, również za
program i wygląd przedmiotu historia. Przedmiotu ważnego, ukazując
dzieje naszej ojczyzny, problemy i błędy jej władców i polityków,
sukcesy, kształtując poczucie przynależności narodowej i poczucie
dumy, że zawsze przodkowie nasi wychodzili z zawiłości dziejowych
zwycięsko.
Za
sferę przekazania tego wszystkiego odpowiedzialni są nauczyciele,
którzy albo nie posiadają odpowiednich umiejętności przekazania
tej wiedzy, odpowiedniego podejścia do ucznia czy tematu, kontaktu z
młodym człowiekiem, traktując go jako zło konieczne swojej pracy,
(co, moim zdaniem dyskwalifikuje taką osobę do pozostania
nauczycielem, a nie jest, niestety, ani weryfikowane, ani poddane
ocenie, a czego skutkiem słabego nauczyciela jest bardzo trudno ze
szkoły zwolnić), dostatecznej wiedzy, zwłaszcza najnowszych badań,
głównie skupiając się na przestarzałych podręcznikach, których
używali sami będąc studentami i nie kwapiąc się, by swoją
wiedzę poszerzyć. Nie jest to ogólny obraz, bowiem zdarzają się
nauczyciele-pasjonaci, mający ogromną wiedzę i prawdziwy talent do
nauczania, którym potrafią pociągnąć za sobą młodych. I
niestety tylko oni są darzeni szacunkiem. Reszta, zarówno przez
społeczeństwo jak i samych uczniów, nie jest nim darzona. A
szkoda... pozostałym nauczycielom też się bowiem należy.
Młodzi
ludzie, jacy są, każdy z nas wie, bo każdy nim był. Raczej nie
interesuje się szkołą, tylko innymi sprawami, nieraz
nieporuszanymi na szkolnych lekcjach... rzadko szanujący nauczycieli
za ich pracę. Dopiero po skończeniu edukacji i wyjściu z systemu
edukacji pojawia się nutka nostalgii i doza aprobaty dla
„nauczycielskiego rzemiosła”. Podobnie jak przy wychowaniu przez
rodziców... Na samym końcu tego łańcuszka, ale i na samym jego
początku, jesteśmy my, historycy-naukowcy. Na końcu, bowiem
właśnie po lekcjach historii, popularyzacji przez liczne
wydarzenia, seriale, filmy to właśnie do opracowań naukowych winny
sięgać osoby zainteresowane danym zagadnieniem. Na samym początku,
bo właśnie dzięki naszym badaniom, najnowsza wiedza, jak najnowsze
metody jej przekazywania winny być wykładane przyszłym
nauczycielom, by mogli ją później stosować podczas wykonywania
swoich obowiązków. Niestety system ten nie działa, czego dowodem
jest tworzenie licznych mitów historycznych, które nie przyczyniają
się do popularyzacji historii jako nauki, i posiadającej tenże
status od końca wieku XVIII (np. chemia jako nauka powstała w wieku
XIX, tak samo biologia, a jakoś ich naukowość nie jest podważana),
tylko do głoszenia nieweryfikowalnych twierdzeń i wymysłów,
przynosząc jednocześnie szkodę środowisku akademickiemu,
historykom-naukowcom, nauczycielom, młodzieży uczącej się, ale
również osobom, które edukacje mają dawno za sobą...
Niestety
ziarno tych fantazmatów padło na ziemię żyzną (por. Mt 13),
którą określić można ogólnie niskim stanem wiedzy
społeczeństwa, mimo że tytułów magistra i doktora w nim
przybywa, nie idą one jednak za jakością ich znaczenia. Jest to
jedna z tych bolączek naszego państwa i jego narodu, że
nierozwiązana, stanie się przyczyną, oby nie, upadku Polski,
polskości, jej historii i tradycji... A jednostki najbardziej
wybitne zostaną wydrenowane, przynosząc sukcesy państwom i narodom
ościennym.
Doctore
|Życzę Panu rozwoju nie ewolucji !!!
OdpowiedzUsuńJak tam idą badania archeologiczne w starożytnym lechickim Elamie?
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńJedna mała uwaga. Zapisy w dziejopisach od średniowiecza do współczesności nie zawsze muszą składać się na autentyczną relację. Tak samo jak tworzenie teorii na temat historii przez rzeszę domorosłych historyków nie jest złe, bo tworzy to wiele wizji na tą samą historię której historycy dawno zapomnieli lub nawet nie wpadli na to, bo są uczeni przez innych historyków o utwierdzonej wiedzy historycznej.
OdpowiedzUsuńGorzej jest z tym, że teorie przekraczają pewien próg i mieszają się z fantastyką. Wg mnie bardzo dobrze, jeżeli zostawimy to sferze fantastycznej. Amerykanie karmią nas fantastyką o Super Ameryce i Super Amerykanach w filmach i książkach, a doskonale wiemy że to bajki. Traktujmy Wielką Lechię też jako bajkę, scenariusz na filmy fantastyczne i książki.
Tak...a ja miałem na urlopie miłą pogawędkę z Węgrami.U nich w szkole jest przedmiot: Historia starożytnych Węgier i uczą tam jako fakt a nie bajeczki o Królu Kraju i jego córce Wandzie,Polska według Madziarów to Lechia oni mówią Lengiel (fønet.) a Polacy to Lechici...
OdpowiedzUsuńJeśli chce Pan polemizować, proszę o zapoznanie się z dziejopisarstwem węgierskim i w ogóle z początkami Węgier. Dyskutujemy o FAKTACH i źródłach, a nie na tym co powiedział anonimowy Węgier i na tej podstawie budowali domysły.
Usuń@Joreg
UsuńLengiel to Lędzian
fakty są takie, że Węgrzy od wieków są z nami w przyjaźni, a mają też i większe zaufanie do własnych kronik niż my, rzecz jest m.in. powiązana zarówno z Wenedami - ich zasięgiem np jak i późniejszym okresie z Wielkimi Morawami, nie jakaś tam Lechia tylko rzeczy autentycznie potwierdzalne zapisami historycznymi
OdpowiedzUsuńZ tą przyjaźnią to przedobrzył Pan/Pani. A mieszanie się piastów w sprawy węgierskiego następstwa tronu?
UsuńA to co było po bitwie pod Mohaczem? jak Jagiellonowie wystawili Węgrów i dali ich Habsburgom? O braterstwie to możemy mówić dopiero gdzieś od wiosny ludów.
Jakie zaufanie, my mówimy o postępowaniu NAUKOWEMU. A nie o czuciu i wierze, która "silniej mówi do mnie,
niż mędrca szkiełko i oko".
a gdzie tu temat Lechii jest poruszony?
OdpowiedzUsuńProszę czytać ze zrozumieniem. Fantazmat wielkiej lechii to przykład co zrobił niski stan wiedzy historycznej.
UsuńTo ja zapytam tak co sie dzialo na terenach europy srodkowej i wschodniej przed chrztem Polski? Rozprawiamy tu o dowodach niby ale nasze lekcje historii w szkole nie mowia o tym okresie w zasadzie nic tylko nagle niewiadomo skad powstala Polska! Bach mamy mieszka i chrzest i powstalo panstwo... Polska... A wczesniej czym rzadzil mieszko? Kim byl jego ojciec i czym rzadzil? Jako ze szkoły nie podaja co było wczesniej a historycy nie uznaja wiekszosci zachowanych kronik z przed chrztu lub opisujących czas z przed chrztu to przyklad niedouczenia spoleczenstwa jest raczej marny poza tym przydaloby sie odniesc do istniejacych map kronik czy innych zapisow opisujacych czasy z przed chrztu ale nie tylko polskich ale takze zagranicznych, sprawdzic badania genetyczne mieszkancow ktore tez duzo mowia o tych terenach... Prosto tak rzucac kalumnie o niedouczeniu samemu podajac przyklad nie odnosząc sie do niego w artykule i tak na prawde pisac o czyms kompletnie z tytulem niezwiazanym... Nie ma to jak pieniactwo bo polemiki to ja tu w zasadzie nie widze bo polemike mozna prowadzić odnoszac sie do konkretow a w artykule jakos ich niewiele...
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńW podręcznikach do historii jak i w programie są elementy dziejów polski plemiennej, więc argument o tym, że nauczyciele w szkołach o tym nie nauczają są niezasadne. Trudno też oczekiwać, że nauczyciel poprowadzi kilkugodzinny wykład akademicki z wyliczeniem wszystkich źródeł, w tym archeologicznych, omówieniem kultur archeologicznych, by był zrozumiały dla kilkunastoletniego ucznia. Dlatego zazwyczaj przedstawia się obrazy-klucze: Biskupin i plemiona niegdyś żyjące na terenie ziem polskich, które później uformowały państwo polskie. Kraj Mieszka nie pojawił się w jednej chwili raz ze chrztem. A twierdzenie tego jest tak daleko idącym uproszczeniem, że zakłamuje obraz przeszłości. W latach 920-939/940 na terenach wielkopolski zaczęto masową budowę grodów drewnianych techniką hakową (znaną z państwa wielkomorawskiego upadłego w roku 906), m.in Grzybowo czy Giecz, które powstawały na starych osadach rodowych i grodach, a wiele powstawało w całkowicie nowych miejscach, m.in. w Poznaniu, Ostrowie Legnickim czy samym Gnieźnie. Aby tego dokonać potrzeba było wielkiej ilości środków i okrzepłej władzy, już nie tylko wodza plemiennego, ale prawie książęcej. Źródeł, które opisują Polskę plemienną, mamy kilka. Jest to Geograf bawarski, powstały w IX wieku, która podaje listę około 30 plemion wraz z liczbą grodów, które zamieszkiwały na północ od Dunaju. Wśród nich znajdują się plemiona Opolan, Dziadoszan, Ślężan, Milczan, Lędzian. Źródło to nie podaje więcej informacji. O jednym z plemion, jako trybutariuszy Rusi, wspomina Konstantyn Porfirogeneta w swoim dziele "O zarządzie cesarstwa". Plemiona śląskie wymienia również kronikarz merseburski Thietmar oraz Widukind w "Dziejach saskich" czy w "Chorografii" króla Alfreda Wielkiego. Państwo Wiślan pojawia się w żywocie św. Metodego, zwanego Legendą Panońską. Oprócz źródeł pisanych ziemie polskie zamieszkiwały archeologiczne kultury łużycka, przeworska i wielbarska, wszystkie jeszcze przed migracją plemion, zwaną wielką wędrówkę ludów.
UsuńPierwsza wzmianka o Mieszku, księciu, pojawia się w "Dziejach Saskich" Widukinda z Korbei pod rokiem 963, gdzie pogański jeszcze Mieszko walczył z grafem Wichmanem. Nie pojawił się więc na arenie dziejów od razu w 966 roku. O przodkach Mieszka, a tym bardziej o jego ojcu nic nie wiemy. Bowiem pierwsze imiona przekazuje późna, XII wieczna kronika Galla Anonima (podanie o Piaście i Popielu jest w szkole nauczana, tak samo jak imiona Siemowita, Lestka i Siemomysła). Wiarygodność tych informacji jest kwestionowana przez badaczy, bowiem Gall w swojej kronice jasno rozgraniczył niepewne opowieści od prostej narracji o dziejach mieszkowych. Ponieważ w niepiśmiennym społeczeństwie, jakim były wówczas plemiona polskie imiona poprzednich władców były przekazywane ustnie, można uznać, że ciąg imion został zachowany, ale nie są to 3 pokolenia władców (okres około 60-100 lat), ale raczej trzech władców panujących w latach 920-939/940-963 (pierwsza wzmianka o Mieszku), czyli po czasie umocnienia władzy w czasie wielkiej budowy grodów.
Informacji o ziemiach polskich sprzed chrztu jest trochę. Niestety kolejny wpis zarzucający niedouczenie, przez niedouczonego autora.
Problem nie polega na nauczaniu historii, bo nikt nigdy nie będzie w stanie nauczyć się dogłębnie całej historii powszechnej. A nawet okrojonej tylko do naszego kraju. Gwarantuje, że nawet najwybitniejszy badacz czasów Jagielońskich bez problemów zostanie "zagięty" przez eksperta od powstania styczniowego.
OdpowiedzUsuńProblem polega na ekscytowaniu się teoriami spiskowymi, odrzucaniu prawdziwych autorytetów naukowych i zastępowaniu ich celebrytami (też pokroju Sienkiewicza).
Nawet wprowadzenie profilowanych podstawówek, w których naukę przedmiotów ścisłych zastąpi się historią, nie doprowadzi do tego, że wszyscy uczniowie będą znać motywy Madalińskiego wybuchającego tzw. powstanie Kościuszkowskie.
Uważam, że więcej by dało porządne nauczenie aparatu badawczo-poznawczego, rzetelności naukowej niż te dziesiątki godzin spędzone na naukę w szkole tak uproszczonej historii, że wręcz zafałszowanej. I zwiększenie liczby godzin o 100 czy 200% niczego nie zmieni.
Nie tylko historia jest traktowana w ten sposób - chemia, fizyka, biologia, medycyna, astronomia, archeologia itd. również. Wystarczy sprawdzić.
OdpowiedzUsuńI nie tylko Fantazmat Wielkiej Lechii w historii alternatywnej się pojawia. Jest Fantazmat Wielkiej Tartarii, jest Nowa Chronologia Fomienki i Nosowskiego lub (wersja "skrócona") Herberta Iliga, są piramidy w Gizie wzniesione przez Napoleona, jest Zakazana Archeologia, jest galijski Jezus Chrystus, jest sfałszowana Jerozolima i mnogie inne, że o klasycznym już daenikenowskim paleokontakcie nie wspomnę.
Ludek prosty jak lanca ułańska pożąda cudowności oraz prostych wyjaśnień skomplikowanych problemów. Po co czytać, skoro YouTube University w półgodzinnym wykładzie ujawni wielkie tajemnice skrywane przez masonów, iluminatów, jezuitów i cyklistów. A jak już ludek coś zechce przeczytać, to lepiej trylogię Janusza Bieszka, niż mnogie inne dzieła.
Proszę też nie zapominać, że bardziej za serce chwyta mit Janka Muzykanta, co to chciał, a nie mógł, niż opowieść o Henryku Wieniawskim.
Właśnie się ubawiłem. Na YouTube University jeden z turbolechitów po raz 126 "odkrył" Słowian w Himalajach. Są to oczywiście Hunzowie: mają "słowiańskie haplogrupy", zielone oczy i tatam...(fanfary) "zwyczaje podobne do staropolskich".
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy słowo "fantazmat" oddaje istotę problemu Wielkiej Lechii. Może "obłęd"?
Ziarno to padlo na ziemie żyzną z wielu powodow. O ile słusznie autor tekstu zauważył, że przeciętny uczeń szkoły średniej ma inne zainteresowania niż historia, jak choćby grę w piłkę nożną czy siedzenie na fejsie, to prawdziwe zainteresowanie historią przychodzi w wieku dorosłym. To wtedy już człowiek analizuje i dyskutuje a czy to dobrze, że Sobieski obronił Wiedeń czy źle itp. Wtedy już pojawia się czas na refleksje, czytanie ciekawostek i ocenę polityki. Jednak wertujac różne strony www, można zauważyć, że zierno turboslowian pada na żyzną glebę polskiej emigracji, która siedząc za granicą chce pielęgnować swoją polskość, również poprzez czytanie ciekawostek historycznych i analizę swoich korzeni. To oni najbardziej potrzebują wiary w Imperium Lrechickie by poczuć się kims w tym wielkim swiecie.
OdpowiedzUsuń