W sprawie metod badawczych Janusza Bieszka. Droga dowodowa. Część 2: Przedmowa autora do książki „Słowiańscy królowie Lechii. Polska starożytna” (Warszawa 2015)

Po krótkim przybliżeniu sylwetki autora i jego dotychczasowego dorobku w dziedzinie badań historycznych, wypadałoby przejść do meritum. W pierwszej kolejności zajmiemy się Słowiańskimi królami Lechii. Polska starożytna.
Recenzowana książka zawiera przedmowę (s. 12–22), pięć rozdziałów (s. 23–262), wnioski (s. 265–271), zakończenie (s. 273–279), bibliografię (s. 281–288), Indeks 51 słowiańskich królów i książąt Lechii (s. 289–290) oraz mapy (s. 291–294). Książka nie posiada przypisów, co znacząco utrudnia śledzenie procesu dowodowego autora, ponieważ nie jest możliwym dokładne sprawdzenie, z jakiego źródła bądź opracowania autor czerpał swoje informacje.
W Przedmowie autor dość zawile tłumaczy przyczyny powstania książki oraz co jest celem jego pracy. J. Bieszk stawia następujące pytanie: Czy zastanawialiście się, dlaczego w publikacjach na temat historii Polski tak mało miejsca poświęca się naszym korzeniom, czyli dziejom Ariów-Słowian i naszemu krajowi – Lechii oraz jego słowiańskim władcom lechickim? […] Dlaczego pozbawia się nas informacji o królach lechickich panujących w starożytnej Lechii, czyli w Polsce, wybranych prawomocnie na wiecach słowiańskich? (s. 13).
Autor nie przedstawia stanu badań na interesujący go temat, stawia jednak od razu swoją naczelną tezę pisząc, na przykład, że Mieszko I pochodził ze starożytnej lechickiej dynastii królewskiej i miał ojca, dziada oraz pradziada, z których każdy rządził kilkadziesiąt lat (s. 14), ponadto część ziem polskich była ochrzczona w IX wieku – w 845 r. i 874 r. (s. 14). Przedstawia też sylwetkę Mieszka I, który miał zostać wybranym królem lechickim w 957 r. na wiecu słowiańskim, a przyjęty chrzest w 966 r. zdegradował go do pozycji księcia, zależnego od papiestwa i władców chrześcijańskiej Europy (s. 14). W tym zakresie J. Bieszk zupełnie nie zna charakteru i przynależności kościelnej ziem polskich w X wieku. Podane zaś daty tyczą się książąt czeskich, nie polskich. (Zob. D. Třeštík, Počátky Přemyslovců – Vstup Čechů do dějin (510–935), Praga 1997; tegoż, Powstanie Wielkich Moraw. Morawianie, Czesi i Europa Środkowa w latach 791-871, tłum. E.H. Kaczmarska, red. nauk. P. Żmudzki, Warszawa 2009). Nie wie również nic o wpływach chrześcijaństwa, zwanego przez autora „cyrylo-metodiańskim” na ziemiach polskich. Kwestie te, sporne w polskiej literaturze badawczej, zostały bardzo dobrze naświetlone i wyjaśnione m.in. przez M. Matlę-Kozłowską czy D.A. Sikorskiego (Zob. M. Matla-Kozłowska, Pierwsi Przemyślidzi i ich państwo (X do połowy XI wieku), Poznań 2008; D.A. Sikorski, Początki Kościoła w Polsce. Wybrane problemy, Poznań 2012; tegoż, Kościół w Polsce za Mieszka I i Bolesława Chrobrego. Rozważania nad granicami poznania historycznego, Poznań 2013).
Nie wiadomo skąd autor czerpał swoje informacje. J. Bieszk nie wie, że pierwsza wzmianka o Mieszku, księciu, pojawia się w „Dziejach Saskich” Widukinda z Korbei pod rokiem 963, gdzie pogański jeszcze Mieszko walczył z grafem Wichmanem. Analizę tej zapiski gruntownie przeprowadził G. Labuda (G. Labuda, Widukind i Thietmar o wypadkach z 963 roku, [w:] tegoż, Studia nad początkami państwa polskiego, wyd. 3, t. 1, Wodzisław Śląski, 2012, s. 22–52). Owszem, pierwszy historyczny władca Polski nie pojawił się na arenie dziejów od razu w 966 roku, jednak skąd autor wziął datę 957? Wypadałoby przynajmniej zanotować dokładnie pracę lub źródło, skąd taka informacja pochodzi, oraz przeprowadzić analizę źródłową, celem potwierdzenia tej tezy, i obalenia tych, występujących w historiografii. Tego J. Bieszk nie robi. O przodkach Mieszka, a tym bardziej o jego ojcu nic nie wiemy. Bowiem pierwsze imiona przekazuje późna, XII wieczna kronika Anonima zwanego Gallem. Wiarygodność tych informacji jest kwestionowana przez badaczy, bowiem tzw. Gall w swojej kronice jasno rozgraniczył niepewne opowieści od prostej narracji o dziejach mieszkowych. Ponieważ w niepiśmiennym społeczeństwie, jakim były wówczas plemiona polskie imiona poprzednich władców były przekazywane ustnie, można uznać, że ciąg imion został zachowany, ale nie są to 3 pokolenia władców (okres około 60–100 lat), ale raczej trzech władców panujących w latach 920-939/940-963 (pierwsza wzmianka o Mieszku), czyli po czasie umocnienia władzy w czasie wielkiej budowy grodów, których powstanie możemy według badań dendrochronologicznych określić z dokładnością do 6 miesięcy, w zależności czy drzewostan został ścięty zimą-wczesną wiosną czy jesienią. (Zob. P. Wiszewski, Domus Bolezlai. W poszukiwaniu tradycji dynastycznej Piastów (do ok. 1138 roku), Wrocław 2008; M. Krąpiec, Możliwości datowania metodą dendrochronologiczną oraz stan badań dendrochronologicznych wczesnośredniowiecznych grodzisk z tereny Wielkopolski, Dolnego Śląska i Małopolski, [w:] Ziemie polskie w X wieku i ich znaczenie w kształtowaniu się nowej mapy Europy, red. H. Samsonowicz, Kraków 2000, s. 303-327).
Autor ponadto nie zna podstawowej literatury z zakresu panowania Mieszka, wymieńmy tutaj ich kilka, zob. O. Balzer, Genealogia Piastów, Kraków 1895; J. Dowiat, Metryka chrztu Mieszka I, Warszawa 1961; G. Labuda, Mieszko I, Polski Słownik Biograficzny, t. 21 (1976); tegoż, Pierwsze państwo polskie, Kraków 1989; tegoż, Mieszko I, Wrocław 2002; K. Jasiński, Rodowód pierwszych Piastów, Warszawa-Wrocław, 1992; P. Urbańczyk, Trudne początki Polski, Wrocław 2008; tegoż Mieszko Pierwszy tajemniczy, Toruń 2012 (ostatnie dwie pozycje P. Urbańczyka zawierają jednak dość kontrowersyjne sądy, należy przyjmować je z dystansem). Wymienione prace nie pojawiają się w bibliografii załączonej do książki.
Jak wskazuje J. Bieszk (dalej s. 14): pragnę podkreślić, że niniejsza publikacja dotyczy prezentacji najdawniejszych władców naszego słowiańskiego kraju Lechii […] na podstawie zachowanych najstarszych polskich kronik historycznych oraz dostępnych kronik i opracowań zagranicznych: niemieckich, rosyjskich, angielskich, francuskich oraz hiszpańskich (patrz bibliografia). Autor nie wymienia, jak widać, o jakie konkretne kroniki mu chodzi, tylko odsyła do bibliografii, a szkoda, bo mimo wszystko warto we wstępie wymienić poglądowo źródła z których się korzysta i krótko je omówić. Pomijając dalsze wywody, jak fragment o zachowanych mapach kartografów starożytnych i średniowiecznych, (o czym będzie jeszcze mowa), czy badaniach haplogrup R1a1-Y-DNA (s. 15), autor w nie do końca zrozumiałym wywodzie stwierdza, że rodzima historiografia uznała powyższe przekazy za legendarne i bajeczne, krytykując, dyskredytując i ośmieszając niejednokrotnie samych kronikarzy. Biskupa Wincentego Kadłubka, absolwenta paryskiej Sorbony i Uniwersytetu w Bolonii, posiadacza tytułów magistra i doktora nauk, nazywa się mistrzem jak szewca czy stolarza. A był on wieloletnim opiekunem, rektorem i wykładowcą na jedynym w tych czasach uniwersytecie w Polsce! (s. 17).
Autor nie zna literatury dotyczącej postaci Wincentego Kadłubka (1150/1160–1223), a w dodatku nie rozumie realiów XII- i XIII-wiecznych. Wówczas w Polsce (rozbitej na dzielnice zresztą), nie istniał żaden uniwersytet. Przypomnijmy, że pierwszy uniwersytet na ziemi polskiej, został utworzony w 1364 r. w Krakowie, przez króla Kazimierza Wielkiego. Co do postaci Kadłubka, nie wiadomo czy skończył Sorbonę czy studiował w Bolonii, w ogóle nie wiadomo czy skończył studia (dużo wówczas ludzi zaczynało studia, ale ich nie kończyło, mimo wszystko robili kariery, bo papierek nie był tak ważny jak w czasach obecnych). Tytuł mistrza, ba, pochodzi od sprawowanej funkcji w Szkole Katedralnej na Wawelu (to nie był uniwersytet, ani żaden jego odpowiednik!). Po łacinie magister, magistri oznacza nauczyciela, kierownika, mistrza właśnie (zob. J. Sondel, Słownik łacińsko-polski dla prawników i historyków, Kraków 2006, s. 597). Ponadto, J. Bieszk nie notuje podstawowej literatury dotyczącej Wincentego Kadłubka, zob. R. Grodecki, Mistrz Wincenty Kadłubek, biskup krakowski (Zarys biograficzny), Rocznik Krakowski, t. 19 (1923), s. 30–61; O. Balzer, Studyum o Kadłubku [w:] tegoż, Pisma pośmiertne, t. I, Lwów 1934, s. 74–161; B. Kürbis, Polska wersja humanizmu średniowiecznego u progu XIII wieku. Mistrz Wincenty Kadłubek [w:] Sztuka i ideologia XIII wieku, Wrocław 1974, s. 9–24; K. Ożóg, Wincenty Kadłubek [w:] Słownik historyków polskich, Warszawa 1994, s. 555–556; B. Kürbis, Wstęp [w:] Mistrz Wincenty (tzw. Kadłubek), Kronika polska, przekł. I oprac. B. Kürbis, Wrocław 2003. Cała literatura wydana do roku 2009, tycząca się Kadłubka i badań na jego kroniką została zestawiona w tomie zbiorowym Onus Athlanteum. Studia nad Kroniką biskupa Wincentego, Studia Staropolskie. Series Nova, t. XXV (LXXXI), red. A. Dąbrówka, W. Wojtowicz Warszawa 2009, s. 476–527.
To nie jedyny przykład niewiedzy autora, na temat polskich kronikarzy średniowiecznych. Na temat Galla Anonima J. Bieszk twierdzi: Widać to chociażby na przykładzie tekstu kroniki wysłannika Rzymu Galla Anonima, z jego krótkim i bardzo ubogim opisem. Chyba ze wstydu nie podpisał swojej kroniki własnym nazwiskiem (s. 18). Arbitralnie twierdzi, że Anonim zwany Gallem miał być wysłannikiem z Rzymu, nie podając żadnych odnośników, skąd autor czerpie taką wiedzę. Wokół postaci Galla jest wiele nie wiadomych, istnieje przypuszczenie, że pochodził z benedyktyńskiego klasztoru w Somogyár. XVI-wieczni historycy (Kromer) twierdził, że Gall był Francuzem. Do Polski został przywieziony przez Bolesława Krzywoustego, powracającego z pokutnej pielgrzymki (za oślepienie swojego brata, Zbigniewa). Niedawno Tomasz Jasiński wykazał, że Gall najprawdopodobniej pochodził z benedyktyńskiego klasztoru w Lido (w Istrii, wówczas należała ona do korony św. Stefana, tj. Węgier). Zob. T. Jasiński, O pochodzeniu Galla Anonima, Kraków 2008 (również nie cytowana przez Bieszka w bibliografii). Poglądy dotyczące możliwego pochodzenia Galla Anonima zestawia m.in. D. Bagi, Królowie węgierscy w Kronice Galla Anonima, Kraków 2008. Jeden z nich, o niemieckim pochodzeniu Anonima, ponownie rozpatrywał, z niezbyt udanym skutkiem J. Wenta. Zob. tegoż, Kronika tzw. Galla Anonima. Historyczne (monastyczne i genealogiczne) oraz geograficzne konteksty jej powstania, Toruń 2011. W jakim sensie Gall był wysłannikiem Rzymu? Tego J. Bieszk nie wyjaśnia. Jeśli chodzi o anonimowość kronikarza, J. Bieszk nie zdaje sobie sprawy z mentalności ludzi średniowiecza, którzy z reguły nie podpisywali swoich dzieł. To jest wiedza szkolna. Autor winien uzupełnić pod tym względem swoje wykształcenie opierając się np. na pracy Człowiek średniowiecza, red. J. Le Goffa, przekł. M. Radożycka-Paoletti, Warszawa 2000 lub pracy O.G. Oexle, Społeczeństwo średniowiecza: mentalność – grupy społeczne – formy życia, tłum. M.A. Nowak et al., Toruń 2000.
W dalszej części przedmowy, autor rozpoczyna swoje rozważania na temat Kroniki Prokosza (s. 18): Ta przypadkowo odnaleziona kronika, wydana ostatnio w 1825 roku, wraz z dwoma komentarzami z XVI i XVIII wieku, moim zdaniem najpełniejsza, najbardziej precyzyjna i najważniejsza (!) – była po prostu zagrożeniem dla historiografii niemieckiego zaborcy i stała się przedmiotem ataków historyków niemieckich, niektórych polskich niestety także […]. W tym miejscu nie będziemy omawiać wiarygodności Kroniki Prokosza, zrobimy to w osobnej części, zwłaszcza, że autor powołuje się na nią w dalszym swoim wywodzie. Pragniemy jedynie zwrócić uwagę na retorykę autora. Skoro była najważniejszą kroniką, dlaczego zatem żaden kronikarz od średniowiecza do nowożytności jej nie przywołuje? Skoro pochodzi z X wieku (Bieszk o tym pisze zdanie wcześniej), czy nie zastanowiło autora stopień precyzyjności przedstawianych zdarzeń, który kłóci się z rzeczywistością historyczną? W liście do naszej redakcji autor pisze: Poza tym panowanie wielu władców Lechii opisanych przez Prokosza, zarówno starożytnych jak i średniowiecznych, potwierdziło kilkanaście naszych kronik oraz zagranicznych dzieł historycznych takich autorów jak; T. Nugent, E. Brydges, J. Anderson, P. Godwin, J. Aventinus, d’ Eginhard, R.H. Vickers (patrz szczegóły str.124–128 i bibliografia).
Sprawdźmy wiarygodność przedstawianych autorów: Thomas Nugent – podróżnik, opisał to, co znalazł w polskich źródłach. Samuel Egerton Brydges – angielski biograf i literat. J. Aventinus, to Awentyn, prawdziwe nazwisko to Johan Georg Turmair, autor roczników książąt bawarskich, które zaktualizował do czasów jemu współczesnych, tj. XVI wieku. d’Eginhard – Einhard, biograf Karola Wielkiego (J. Bieszk używa przy tym francuskiego nazewnictwa, zamiast sięgnąć do terminu, który jest w polskiej literaturze, nie tylko badawczej, powszechny). R.H. Vickers – autor z USA, XIX wieczny badacz Czech, nie znaleźliśmy o nim niczego ciekawego, oprócz jego History of Bohemia na archive.org. Reszta trudna do zidentyfikowana. Tylko, że nam chodziło o konkretne podanie kronik, które potwierdzają wydarzenia opisywane przez Prokosza, bądź, którzy kronikarze wspominają o Prokoszu? – Czytając dalej przedmowę, otrzymujemy niejako odpowiedź (s. 18–19 ): Moim zdaniem nie mamy dowodów i nie mamy prawa (czy to z przyczyn koniunkturalnych, politycznych czy religijnych) oskarżać kronikarzy o zmyślanie i pisanie nieprawdy, albowiem nie wiemy, do jakich starszych kronik i materiałów mieli dostęp.
Cóż, bardzo śmiała teza. Z pewnością nigdy nie dowiemy się, do jakich kronik, źródeł rocznikarskich czy tradycji ustnej mieli dostęp nasi dziejopisarze. Niestety autor nie ma wiedzy o krytyce źródłoznawczej (o samej metodzie, jak również pojęcia o jej istnieniu), dlatego a prori zakłada, że kronikarze nie mogli zmyślać i pisać nieprawdy, co jest kompletne sprzeczne z badaniem historii. J. Bieszk powinien również uzupełnić wiedzę z zakresu historii historiografii, czym jest, na przykład, wspominana na naszym blogu donacja Konstantyna i postać Lorenzo Valli.
Na stronach 19–20, autor wymienia kilka map z okresu XVI wieku do początku XX wieku (tym zagadnieniem zajmiemy się w innej części), które mają być ewidentnym przykładem na istnienie starożytnej Lechii. Tylko, że autor nie zamieszcza ani jednej reprodukcji wskazanych map, co jest ogromnym błędem redakcyjno-wydawniczym.
W zakończeniu przedmowy, autor postuluje wydanie wszystkich średniowiecznych kronik w równoległej edycji łacińskiej i polskiej, w dosłownym tłumaczeniu, z najstarszych przechowywanych w bibliotekach egzemplarzy (bez żadnych „fachowych” komentarzy) (s. 24). Jest to kolejny przykład stosowania kompletnie błędnej metodologii w pracy badacza przeszłości/historyka. Propozycja autora może posłużyć do manipulowania najstarszymi rękopisami. Nie można zakładać, że najstarszy rękopis jest najbardziej wiarygodny, bo jest najstarszy. J. Bieszk powinien zapoznać się z warsztatem pracy edytora i wydawcy źródeł, zob. J. Szymański, Nauki Pomocnicze Historii, s. 691–706, Warszawa 2009 (rozdział: Edytorstwo historyczne, tam też szeroka bibliografia, do której odsyłamy autora), a także J. Wiesiołowski, Kolekcje historyczne w Polsce średniowiecznej XIV–XV wieku, Wrocław 1967; E. Potkowski, Książka rękopiśmienna w kulturze polskiej, Warszawa 1984; J. Mandecki, K. Kopiński, Edytorstwo źródeł historycznych, Warszawa 2014. Oczywiście postulat ten, który wysuwa J. Bieszk, doskonale współgra z jego metodami badawczymi.

Redakcja

Koniec cz. 2

Komentarze

  1. Autorowi sugeruję, z dobroci serca i ludzkiej życzliwości, by pozostał przy tematyce UFO.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyczuwam trzeci list...

    OdpowiedzUsuń
  3. ,,których powstanie możemy według badań dendrochronologicznych określić z dokładnością do 6 miesięcy, w zależności czy drzewostan został ścięty zimą-wczesną wiosną czy jesienią. "
    Da się jakoś ustalić, kiedy ścięto drzewa? Może jest jakaś prawidłowość, że ówczesnymi narzędziami łatwiej ścinało się drzewa wiosną lub jesienią ze względu na ich stan, czy może że np. budowano grody tylko podczas ciepłej pogody? Wiem, że nie na temat, ale to mnie zainteresowało.
    ,,posiadacza tytułów magistra i doktora nauk, nazywa się mistrzem jak szewca czy stolarza." Co mu z tym mistrzem?

    Widzę Bieszka piszącego trzeci list

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Da się ustalić datację ścięcia drzewa poprzez C14 (datacja warstwy), sprawdzenie wielkości słojów, po zimie jest mały przyrost, po lecie z kolei duży. Dlatego można określi również sam wiek drzewa. W Polsce specjalistą jest wspominany w recenzji M. Krąpiec z AGH, który ustalił dokładne daty tzw. wielkiej budowy grodów na 939–940.

      Usuń
    2. Co mu z tym mistrzem? Jak to, co? Słowo "mistrz" kojarzy mu się jeno z tytułem mistrza rzemiosła (mistrz stolarstwa, mistrz szewski itd.). Taki z niego znafca historii.

      Usuń
    3. tylko że metody promieniotwórcze dają wyniki bardziej przybliżone niż dendrochronologiczne

      Usuń
  4. Tomasz Nugent p. też
    http://seczytam.blogspot.com/2016/10/turbolechickie-zidiocenie-czyli-dojenie.html
    A najlepsze chyba "wydanie wszystkich średniowiecznych kronik w równoległej edycji łacińskiej i polskiej, w dosłownym tłumaczeniu, z najstarszych przechowywanych w bibliotekach egzemplarzy (bez żadnych „fachowych” komentarzy)", zapewne z przekładem Bieszka. Lub/oraz z jego „fachowym komentarzem”, jak padło słowo princeps, to już wiadomo, że cysorz ...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz