Od
wczoraj w naszym sigillowym skansenie głośno jest o tekście Pana
Adriana Szostka pt. „Imperium Lechitów nie istniało.
Dlaczego?” ZOBACZ. Popularność
tego tekstu nie ma jednak pozytywnego wydźwięku, gdyż okazuje się,
że młody adept archeologii interesuje się nie tylko, jak podaje –
kopaniem w ziemi i konserwacją zabytków – ale lubi też połasić
się na cudze teksty. Przepisuje i przeinacza ich fragmenty, a
następne prezentuje jako własne. Tym razem to my i Pan Paweł z
bloga „Se czytam” padliśmy ofiarą przepisywacza.
W
dorosłym życiu nazywa się to plagiatem (jawnym lub ukryty). Cóż,
póki co wstrzymujemy naszą drogę dowodową, którą zapowiadaliśmy
w oświadczeniu, bo wydawca portalu HISTMAG.ORG przyznał się do
daleko idących nadużyć. Dlatego też nie widzimy potrzeby
komentowania tego tekstu, chyba, że będzie taka wola naszych
czytelników. Droga dowodowa byłaby też utrudniona z uwagi na to,
że ważni Panowie z Histmaga czym prędzej pozmieniali fragmenty
tekstu oddając nam słuszną palmę pierwszeństwa (spokojnie, mamy
screeny pierwotnego tekstu).
Czy
wszystko jest już wyjaśnione? Nie, bo nie podoba nam się
postępowanie tego portalu. Przeprosiny dodane po interwencji Pana
Pawła, jako odpowiedź na Jego komentarz i twierdzenie, że
„przeprosiny w serwisie – wystosowane” świadczą o tym,
że szefostwo portalu mentalnie tkwi na poziomie licealnej gazetki, a
nie na poziomie profesjonalnego organu wydawniczego. W niniejszym
wpisie przedstawimy Wam – jak wyjść z twarzą, kiedy nakryją Cię
na plagiacie – tłumaczy Histmag.org
Krok
1:
Gdy
widzisz, że ktoś nakrył Cię na plagiacie, szybko zmień treść
tekstu – najlepiej dodaj, że tak ustalił autor spiraconego
tekstu, wtedy masz gwarantowany spokój.
Całą
sprawę wyniuchał Pan Paweł z „Se czytam”. Brawo za czujność!
My, byliśmy zajęci czym innym, ale jeden z adminów SigA komentował
trefny tekst, zalinkowany na profilu facebookowym Histmaga. Nie
zauważył jednak rażącego „podobieństwa” tego tekstu do
naszych. Po wnikliwej analizie i dyskusji na grupie FB „Czytelnicy
Sigillum Authenticum”, mieliśmy pewność, że nasi więksi
„przyjaciele” nabijają sobie wyświetlenia na naszej wiedzy i
umiejętnościach. Żeby tego było mało, jesteśmy w stanie
udowodnić, że autor tekstu nie przeczytał podanej w bibliografii
książki Janusza Bieszka. Bazując jednak na tekstach z „Se
czytam” i naszym zadęciu naukowym, powstała swoista hybryda.
Naszym zdaniem ten tekst jest słaby, ponieważ nie przedstawia
niczego nowego (o czym będzie jeszcze mowa), a także skupia się
akurat na tych dowodach na istnienie Wielkiej Lechii, które zostały
skrupulatnie przez nas omówione. Wprowadzone „zmiany”,
spowodowały efekt odwrotny od zamierzonego – tekst jest
kompilatorstwem różnych wpisów, za który nauczyciel języka
polskiego w gimnazjum – nie wystawiliby pozytywnej oceny. Artykuł
nadaje się do kosza.
Krok
2:
Udawaj,
że chcesz wyjaśnić sprawę, gdy zatuszowałeś dowody winy. Poklep
blogera po plecach.
Gdy
wybiło plagiatowe szambo, zlecieli się jak muchy na naszą grupę
bonzowie z Histmaga. Jeden z nich jako linię obrony przyjął
poklepanie nas po plecach. Faktycznie, powstał tekst, w którym
oddano nam pewne zasługi na polu walki z fantazmatem
lechickim ZOBACZ.
Jesteśmy za ten tekst ogromnie wdzięczni do tego stopnia, że z
grzeczności nie komentowaliśmy go publicznie, choć mieliśmy
wątpliwości, czy faktycznie „samotni rycerze” są skazani na
partyzancką walkę. Do
wczoraj, żaden portal historyczny nie zrobił NIC, by walczyć z
fantazmatem Wielkiej Lechii. Żaden portal nie zaproponował nam
współpracy, uważając widocznie, że jako maluczcy powinniśmy się
wpierw ustawić w kolejce do lizania redakcyjnej klamki od drzwi. Nie
chodzi o nasze ego, lecz uczciwe podejście do sprawy, skoro
pojawiają się w głosy, że Histmag zabierał się do tego tematu
od dłuższego czasu. Chodzi o to, że nikt w uczciwy sposób nie
korzysta z naszej wiedzy, orientacji czy umiejętności. Korona z
dziennikarskich głów nie spadłaby, gdyby ktoś pierwszy od nich
zgłosiłby się do nas. Widocznie zaburzylibyśmy
hierarchię wdzięczenia się. Trudno.
Krok
3:
Wstaw
odpowiedź na komentarz, w którym przeprosisz i udawaj później, że
sprawa jest załatwiona.
Zdaniem
wydawcy, odpowiedź na komentarz Pana Pawła jest wystarczająca. Jak
to ujął w liście do nas: Uchybienia zostały naprawione,
przeprosiny w serwisie – wystosowane.
Zadajemy
więc publiczne pytanie – czy odpowiedź na komentarz, w którym
wydawca się kaja, nie podając nazw blogów, skali nadużyć jest
poprawna? Może w ogóle wystarczyłoby napisać tylko „przepraszam”
w prywatnym mailu albo wysłać najlepiej SMS-em, bo przecież nie
można dodać krótkiej notki do tekstu o zaistniałbym incydencie,
ponieważ nabruździłby na wizerunek portalu i autora
tekstu. Zwłaszcza tego drugiego, po przecież gdyby echo
incydentu przedostało się w uczelniane mury, kto wie, czy reputacja
młodego naukowca, nie ległaby w gruzach. My nie będziemy donosić,
bo mamy swoje zasady, którymi się kierujemy. Niech ta sytuacja
będzie dla niego nauczką.
Krok
4:
Rzuć
argument, że tekst ma charakter popularyzatorski. Wymień przy
okazji cele swojego portalu.
Nie
da się Panowie bronić wizerunku portalu, gdy popełniło się
plagiat. Należałoby tylko spuścić głowy i uderzyć się w pierś.
Tekst jak wspomnieliśmy jest słaby, bo autor za bardzo napatrzył
się na nasze i Pana Pawła teksty. Nie ma w nim świeżości,
pomysłu i kreatywności.
Krok
5:
Zaproponuj
wspólną dyskusję, w jaki sposób możemy się nawzajem wspierać.
Po
drugie, gramy do tej samej bramki. Nie mamy w stosunku do Państwa
złej woli. […] Może zamiast się wzajemnie
atakować, zastanówmy się nad tym, jak możemy się lepiej i
sensowniej wspierać? – tak rzekł redaktor naczelny na
naszej grupie FB „Czytelnicy Sigillum Authenticum”. Po pierwsze
nikt nikogo nie atakuje. Po prostu dopominamy się o swoje prawa. Po
drugie, hmm... pomyślmy, jak możemy się wspierać? Może zacznijmy
od tego, żebyście nas – blogerów – nie okradali? Po trzecie,
sądzimy, że nie gramy do jednej bramki. Nasza bramka nazywa się
prawda i rzetelność, natomiast Wasza – tanim kosztem, duży zysk
– ale to już jest tylko nasza opinia.
Udało
się. Sprawa zamieciona pod dywan. Wyświetlenia i wynik finansowym
się zgadza.
Gratulacje!
Przeszedłeś kurs Jak wyjść z twarzą, kiedy nakryją Cię
na plagiacie.
Na
koniec wszystkim tym, którzy polecają nasze teksty i bloga składamy
gorące podziękowania. W szczególności dziękujemy administracji
FB Imperium
lechickie to bzdura, które od początku nas wspiera, pomaga i
promuje, a także administracji FB forum Historycy.org, Historycznych
bzdur oraz Panu Pawłowi z bloga Se
czytam.
SigA
Epilog
W
związku z komunikatem portalu Histmag.org oraz z oświadczeniem Pana
Adriana Szostka ZOBACZ,
informujemy, że przyjmujemy przeprosiny, jak również pochwalamy
decyzję redakcji o usunięciu tekstu, który godził w nasze i
innych twórców prawa.
Apelujemy o zaprzestanie atakowania i hejtowania Pana Adriana Szostka. Uważamy, że swoje już odcierpiał i należy dać mu drugą szansę.
Apelujemy o zaprzestanie atakowania i hejtowania Pana Adriana Szostka. Uważamy, że swoje już odcierpiał i należy dać mu drugą szansę.
Dochodzą
do nas również głosy, jakoby całą sprawę staramy się
rozdmuchać do zjawiska, zwanego w Internecie mianem „dramy” i na
niej się „wybić”. Możecie nam wierzyć lub nie, ale gdyby tak
było, sam tekst wyglądałby zupełnie inaczej i byłby nastawiony
jeszcze bardziej konfrontacyjnie względem portalu, a w szczególności
autora tekstu. Naszą działalność prowadzimy w wolnym czasie, nie
zarabiamy na niej (wręcz przeciwnie, dokładamy poprzez zakup
książek, które recenzowaliśmy), a jedynymi celami, jakie sobie
założyliśmy prowadząc Sigillum Authenticum było skonfrontowanie
teorii lechickich, w rzetelny sposób, z aktualną wiedzą
historyczną i archeologiczną wykorzystując do tego aparat
krytyczny i warsztat historyka oraz osiągnięcie 1000 subskrybentów
w społeczności Facebook.
Niestety
zaistniałą sytuację z tekstem Pana Szostka, zaczęli wykorzystywać
zwolennicy fantazmatu Wielkiej Lechii ogłaszając swój sukces.
Podkreślamy, że cieszy nas gest wykonany przez portal Histmag.org,
który zdecydował się usunąć tekst, który nie opierał się na
samodzielnej pracy autora, a na wykorzystaniu nierzetelnie
przywołanych fragmentów prac innych autorów.
Kilkukrotnie informowaliśmy, że zawsze jesteśmy chętni do dyskusji. Stawialiśmy jeden warunek – jej merytoryczność, by przynieść rzetelną treść i wartość dodaną na polu popularyzacji historii. Wielka szkoda, że w tym przypadku tak się nie stało. Musimy również stwierdzić, że sytuacja ta będzie przez nas brana pod uwagę w wypadku ewentualnych propozycji merytorycznej współpracy autorów Sigillum Authenticum kierowanych przez portal Histmag.org.
Całą sprawę podsumował też Pan Paweł z bloga „Se czytam”. Spostrzegawczy czytelnik zauważy, że tekst pojawił się przed publikacją komunikatu portalu Histmag,org, polecamy jednak zapoznać się ze stanowiskiem tego blogera ZOBACZ.
Kilkukrotnie informowaliśmy, że zawsze jesteśmy chętni do dyskusji. Stawialiśmy jeden warunek – jej merytoryczność, by przynieść rzetelną treść i wartość dodaną na polu popularyzacji historii. Wielka szkoda, że w tym przypadku tak się nie stało. Musimy również stwierdzić, że sytuacja ta będzie przez nas brana pod uwagę w wypadku ewentualnych propozycji merytorycznej współpracy autorów Sigillum Authenticum kierowanych przez portal Histmag.org.
Całą sprawę podsumował też Pan Paweł z bloga „Se czytam”. Spostrzegawczy czytelnik zauważy, że tekst pojawił się przed publikacją komunikatu portalu Histmag,org, polecamy jednak zapoznać się ze stanowiskiem tego blogera ZOBACZ.
,,Przeprosiny dodane po interwencji Pana Pawła, jako odpowiedź na Jego komentarz i twierdzenie, że „przeprosiny w serwisie – wystosowane” świadczą o tym, że szefostwo portalu mentalnie tkwi na poziomie licealnej gazetki, a nie na poziomie profesjonalnego organu wydawniczego."
OdpowiedzUsuńPisałam do licealnej gazetki.
.
.
.
Nie plagiatowaliśmy.
,,Po drugie, hmm... pomyślmy, jak możemy się wspierać? Może zacznijmy od tego, żebyście nas – blogerów – nie okradali?"
Nie za dużo tego wsparcia oczekujecie? ;)
Histmag jest cokolwiek specyficzny. Ja tam wolę ich unikać.
OdpowiedzUsuńMają Panowie absolutną rację ale… kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamieniem.
OdpowiedzUsuńDla porównania dwa teksty: pierwszy – wpis w dyskusji na blogu Se czytam
Anonimowy 23 października 2016 23:10
Panie Pawle całkowicie zgadzam się z Panem w kwestii "turbolechickiego zidiocenia". Ostatnim znanym mi hitem mającym stanowić dowód na istnienie kilkusetletniej dynastii lechickiej jest poczet tych władców zamieszczony w "Die theilung Polens in den jahren 1773, 1793, 1796 und 1815 nebst einer dynastien-tafel der könige von Polen und der Wiener kongress im jahre 1815" wydanej w 1864 r w Berlinie (no bo skoro okrutny zaborca sam to przyznaje, to musi to być prawda) Niestety, autorom tej rewelacji umknął fakt, że książkę tę napisał (wg Estreichera t. 4 R-U) Fryderyk Smitt (Fiodor Iwanowicz Smitt, Friedrich von Schmidt, 1787-1865), zrusyfikowany Niemiec, historyk interesujący się dziejami Polski. Smitt w latach 1822-1835 był cenzorem w Wilnie (źródło: Baltisches Biographisches Lexikon digital). Jego poczet królów Lechii jest zbieżny z listą władców z Kroniki Prokosza Dyjamentowskiego (której jeden z rękopisów został znaleziony właśnie w Wilnie przez Lelewela). Stąd też wg mnie bardzo prawdopodobnym jest, że Smitt swój wykaz oparł na tym falsyfikacie. Oczywiście wyznawców turbolechizmu to nie przekona, ale próbować warto. Pozdrawiam.
I fragment Państwa artykułu z 27 listopada 2016 roku „Chrobry nie był żadnym cesarzem! Przeczytaj i nie daj się zwieść lechickiemu bajaniu!”
„Zresztą samo to dzieło jest w istocie „hitem” głupoty wszystkich guru turbolechickich i strony TAW. Wydane, nomen omen, w Berlinie (pruski zaborca niszczył i fałszował, a sam prezentuję taki poczet? Nonsens). Niestety autorom tego rewelacyjnego odkrycia umknął znaczący fakt, że książkę tę napisał Fryderyk Smitt (Fiodor Iwanowicz Smitt, Friedrich von Schmidt, 1787–1865), zrusyfikowany niemiecki historyk interesujący się dziejami Polski. Notowany jest w tomie czwartym Bibliografii polskiej XIX stólecia K. Estreichera (s. 294). Posiada prace w języku niemieckim, francuskim i rosyjskim. Ta ostatnia tyczy się tzw. kwestii polskiej i odpowiedzi dlaczego Polska nie może istnieć jako samodzielne państwo (wydane również w języku niemieckim). Badacz ten był w latach 1822-1835 cenzorem w Wilnie (krótki biogram można znaleźć na Baltisches Biographisches Lexicon digital ZOBACZ. Być może poczet swój, przynajmniej w części, oparł na rękopisie kroniki Prokosza, która jest fałszerstwem. Podsumowując ten fragment – dzieło wydane w Berlinie, przez zrusyfikowanego Niemca, pracującego dla caratu, który sięga do sfałszowanych źródeł. I kto tu historię zakłamuje? Odpowiedź jest prosta – zaborcy. Ups! Tylko właśnie oszukać dali się zwolennicy fantazmatu Wielkiej Lechii. Oczywiście wyznawców tej teorii i tak to nie przekona…”
Drodzy Państwo nie chodzi mi o splendor i sławę, nie żywię też urazy, gdyż świadomie korzystam z możliwości anonimowości, ale zwykła ludzka przyzwoitość nakazywałaby zaznaczyć, że ten fragment nie jest dziełem samodzielnym.
Szanowny Panie, przepraszamy, że musiał Pan tak długo czekać, ale Pana pierwotny komentarz został umieszczony w spamie. Zresztą nie musi nas Pan szantażować, ponieważ nie widzimy plagiatu. Zbieżność źródeł i notki. Autorzy tekstu przeprowadzili poszukiwania w bibliografii Estreichera – jak Pan zapewne wie to podstawowe i podręczne źródło – oraz w bazach biograficznych on-line (powszechnie dostępne). Osoba odpowiedzialna za ten konkretny fragment, przekazała informację o swoich poszukiwaniach – które dokonała SAMODZIELNIE i nie mamy powodu by jej nie wierzyć. Nie był mu znany przytaczany wpis z bloga „se czytam”. Dziś jedynie pozwoliliśmy skomentować najnowszy wpis Pana Pawła z przyczyn bulwersujących Zresztą w ogóle nie czytamy komentarzy na blogu „Se czytam” z uwagi na brak czasu. Notka ma charakter bibliograficzny (a'la encyklopedyczny), stworzona na podstawie dotarcia do tych samych informacji. Stąd jej podobieństwo, ale nie plagiat jawny czy ukryty!
UsuńMoim zdaniem sprawa jest znacznie poważniejsza niż tylko przywłaszczenie cudzej własności intelektualnej. Chodzi o to, że znaczna większość treści historycznych dostępnych w internecie to nie autorskie, rzetelne analizy, lecz właśnie "content" tłuczony przez kompilację czegokolwiek i byle jak. W ten sposób nie walczy się z Wielką Lechią. W ten sposób tworzy się dla niej cieplutkie, szklarniowe warunki rozwoju.
OdpowiedzUsuńHistmag w ogóle prezentuje niezbyt wysoki poziom, dostosowany do odbiorców o niewielkiej wiedzy historycznej. Choć nie powiem, zdarzają się tam również dobre artykuły i recenzje ale niestety giną w morzu przeciętności i słabizny
OdpowiedzUsuńK.
http://seczytam.blogspot.com/2017/01/histmag-plagiatuje-i-chce-wspopracowac.html
OdpowiedzUsuńBędą jakieś artykuły dotyczące obalania tez z bloga wspanialarzeczpospolita? Idiotyzmy tam pisane niekiedy przebijają nawet bieszka i białczyńskiego.
OdpowiedzUsuńZobaczymy.
OdpowiedzUsuńPanowie S.A. Od ponad 40 godzin wstrzymujecie mój wpis dot. Waszych nieujawnionych "zapożyczeń" przy konstrukcji tekstu z 27 listopada 2016 roku „Chrobry nie był żadnym cesarzem! Przeczytaj i nie daj się zwieść lechickiemu bajaniu!”. Nie rozumiem takiego postępowania, gdyż tracicie możliwość wyjaśnienia tej sytuacji. Nie sądzę również abyście byli na tyle naiwni, sądząc, w dobie Internetu, że sprawę da się zamieść pod dywan. Jeżeli wpis nie ukaże się do godz. 22.00 będę zmuszony do jego publikacji na innych, niekoniecznie Wam przyjaznych stronach.
OdpowiedzUsuńAby mieć pewność, że wiadomość dotrze wklejamy jeszcze raz komentarz z góry: Szanowny Panie, przepraszamy, że musiał Pan tak długo czekać, ale Pana pierwotny komentarz został umieszczony w spamie. Zresztą nie musi nas Pan szantażować, ponieważ nie widzimy plagiatu. Zbieżność źródeł i notki. Autorzy tekstu przeprowadzili poszukiwania w bibliografii Estreichera – jak Pan zapewne wie to podstawowe i podręczne źródło – oraz w bazach biograficznych on-line (powszechnie dostępne). Osoba odpowiedzialna za ten konkretny fragment, przekazała informację o swoich poszukiwaniach – które dokonała SAMODZIELNIE i nie mamy powodu by jej nie wierzyć. Nie był mu znany przytaczany wpis z bloga „se czytam”. Dziś jedynie pozwoliliśmy skomentować najnowszy wpis Pana Pawła z przyczyn bulwersujących Zresztą w ogóle nie czytamy komentarzy na blogu „Se czytam” z uwagi na brak czasu. Notka ma charakter bibliograficzny (a'la encyklopedyczny), stworzona na podstawie dotarcia do tych samych informacji. Stąd jej podobieństwo, ale nie plagiat jawny czy ukryty!
UsuńOdpowiedź Panów bardzo mnie rozczarowała. Wy nie widzicie plagiatu ale jak sądzę czytelnicy tych tekstów go dostrzegą, gdyż są one niemalże zbieżne nie tylko pod względem treści, ale również użytego słownictwa, stylu, kompozycji i układu. Wasz tekst jest tylko nieznacznie zmieniony i uszczegółowiony. Jeżeli rzekomo wynika to z notki biograficznej z bazy to proszę o wskazanie tego źródła. I na koniec pytanie kontrolne: z której bazy Wasz autor zaczerpnął alternatywne brzmienie imienia i nazwiska w formie "Fiodor Iwanowicz Smitt"? Liczę, na niezwłoczną odpowiedź.
UsuńNajpierw znaleźliśmy poprzez ruskie nazewnictwo na antykwariacie (szukaliśmy innych jego dzieł z bibliografii Estreichera), wpisane cyrylicą w google, znaleźliśmy artykuł o nim na wiki, linki do niego na wiki pokierowały nas na ru.wikisource oraz do ruskiego słownika biograficznego (t. 18, s. 663).
Usuńhttps://www.libri.pl/search_result.php?BuildSQL=True&sAuthor=SMITT%20Friedrich%2C%20von%20(Fedor%20Iwanowicz%20Smitt)
https://ru.wikisource.org/wiki/%D0%A0%D0%91%D0%A1/%D0%92%D0%A2/%D0%A1%D0%BC%D0%B8%D1%82,_%D0%A4%D0%B5%D0%B4%D0%BE%D1%80_(%D0%A4%D1%80%D0%B8%D0%B4%D1%80%D0%B8%D1%85)_%D0%98%D0%B2%D0%B0%D0%BD%D0%BE%D0%B2%D0%B8%D1%87
http://dlib.rsl.ru/viewer/01002921723#?page=665
Niestety, ale przytoczone przez Panów źródła pogrążają Was całkowicie. Po pierwsze opis antykwaryczny (link nr 1) zawiera formę Fedor Iwanowicz Smitt, a źródła rosyjskie (linki 2 i 3) operują nazwiskiem Smit (przez jedno "t"). Nigdzie nie występuje zbitka Fiodor Iwanowicz Smitt i nie może występować gdyż jest to moje, autorskie spolszczenie, którego dokonałem nie znając przytoczonych przez Panów źródeł rosyjskich. Gdybym je znał to mój wpis brzmiałby inaczej gdyż nie określiłbym Smitta jako "zrusyfikowanego Niemca" tylko jako Rosjanina i inaczej opisałbym jego pracę (i jej ramy czasowe) jako cenzora w Wilnie (w tej kwestii oparłem się tylko na biogramie BBLd, który jest wysoce nieprecyzyjny). Reasumując gdyby Panowie korzystali (zakładam że znacie język rosyjski) przy tworzeniu tekstu ze wskazanych przez Was źródeł, to winien on brzmieć zupełnie inaczej niż mój wpis i w żadnym wypadku nie powielałby moich błędów. Dodatkowo, w żadnym źródle nie mogliście trafić na formę "Fiodor Iwanowicz Smitt" z przyczyn które podałem. Brniecie Panowie dalej, czy uderzycie się w piersi?
UsuńSzanowny Panie, zaręczamy Panu, że Pana notki nie znaliśmy. Stawiamy całą swoją reputację w tym zakresie. Proszę nam wierzyć bądź nie, że brzydzimy się plagiatem. To jest nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Uznajemy jednak Pana roszczenia i PRZEPRASZAMY pana za sytuację. Tekst został już uaktualniony, z przeprosinami na dole strony pogrubioną czcionką na czerwono. O tej aktualizacji i przeprosinach poinformowaliśmy też na naszym facebooku.
UsuńDziękuję.
OdpowiedzUsuń"My nie będziemy donosić, bo mamy swoje zasady, którymi się kierujemy."
OdpowiedzUsuńTo chyba jakieś zasady dla mnie niezrozumiałe. Donoszenie (zwracam uwagę na negatywny wydźwięk w polszczyźnie, niekoniecznie obecny w innych językach albo też obecny zależnie od aktualnego kursu politycznego) nie jest zemstą czy świństwem. To najzwyczajniejsze informowanie o faktach w celu wywołania reakcji adekwatnej do faktów, a nie do nieuzasadnionej wiary w czyjąś uczciwość.
To dziwna Polska tradycja, by honorowo akceptować, że ktoś źle robi i nie spotykają go konsekwencje. Jeśli bowiem ktoś zasługuje na ochronę, to ofiary i potencjalne ofiary wykroczenia i przestępstwa. Wiedza o plagiacie nie musi skutkować linczem, może i powinna skutkować ostrożnością względem plagiatora. I już. Praktyczne działanie adekwatne do faktów, a nie niejasne "zasady" chronienia plagiatora.