Jakub Linetty: Lechicka lekcja dialogu – czyli dlaczego Czesław Białczyński chce dać mi w gębę?

Niniejszy tekst znajduje się również w serwisie academia.edu ZOBACZ. Jest to ostatnia odpowiedź Pana Jakuba w sprawie Czesława Białczyńskiego. W kwestii zarzutów w stronę naszego bloga, odpowiedzieliśmy w komentarzu pod poprzednim postem oraz na naszym fanpage'u ZOBACZ.


Jakub Linetty ©


Mało plucia panie Linetty – jeszcze jeden „naukowy” epitet. Powiedzcie sami jak tu takiemu komuś nie dać po prostu w gębę?1



Takie słowa znalazły się w tekście Czesława Białczyńskiego, w którym zajął stanowisko na moją odpowiedź na jego „krytykę” mojego artykułu „Trudne początki archeologii – odkrycia, interpretacje i nadinterpretacje w dociekaniach archeologicznych Tadeusza Wolańskiego (1785-1865). Białczyński zatytułował swój tekst „O bardzo, bardzo trudnym dialogu z ludźmi nauki na przykładzie.2..”[i tutaj tytuł mojej odpowiedzi na jego „krytykę”3].

Zacznijmy ab ovo. W 2015 roku na łamach pisma „Museion Poloniae Maioris” opublikowałem artykuł „Trudne początki archeologii- odkrycia, interpretacje i nadinterpretacje w dociekaniach archeologicznych Tadeusza Wolańskiego (1785-1865)”. W artykule tym przybliżyłem kontrowersyjną postać wielkopolskiego badacza z pierwszej połowy XIX wieku, starając się ocenić jego dorobek na tle jemu współczesnej nauki, a także wskazać, jak jego poglądy są oceniane z perspektywy późniejszej nowoczesnej nauki. W artykule przedstawiłem szereg nowych informacji o tym badaczu, a także opublikowałem dwa nieznane dotąd listy do niego pisane.

Ten pozornie neutralny i niegroźny artykuł spotkał się z gwałtowną, ideologiczną „krytyką” Czesława Białczyńskiego w tekście „Krytyka artykułu pana Jakuba Linetty…” [i dalej tytuł mojego artykułu]4. Wspomniany tekst jest właściwie pamfletem, w którym Białczyński zamieścił cały szereg nieprawdziwych informacji o mnie oraz o moim poglądach i informacjach zamieszczonych w tekście. Znalazły się tam także nie mające podstaw sugestie, że mój pogląd na działalność Wolańskiego jest uzależniony od źródeł mojego finansowania. Białczyński twierdził, że jestem oportunistą naukowym. Już to jest dość obraźliwe. Co szczególnie interesujące, Białczyński nie podjął próby dowodzenia swoich obraźliwych pod moim adresem konfabulacji. „Krytykując” mój artykuł Białczyński przypisywał mi tezy i wypowiedzi, które w nim się nie pojawiają, a które sam wymyślił. Oprócz tego w „krytyce” Białczyńskiego znalazło się szereg innych nieprawdziwych informacji. Białczyński pozwalał sobie w swoim tekście na tego rodzaju obraźliwe pod moim adresem uwagi:

Na końcu tejże oportunistycznej kariery naukowej czeka na autora tego wypracowania tytuł profesora. Tytuł ten będzie mu pozwalał „wychowywać” kolejne pokolenia powtarzaczy nieaktualnych bzdur w rodzaju, że „Ziemia jest płaska”.



Do wspomnianych konfabulacji i nieprawd odniosłem się w odpowiedzi Czesławowi Białczyńskiemu5, w której dość dokładnie starałem się większość przypadków bezpodstawnych pomówień i nieprawdziwych informacji w jego tekście opisać. Przypadki, w których Białczyński przypisywał mi tezy i wypowiedzi, których nie przedstawiłem, nazywałem zgodnie z rzeczywistością nieprawdziwymi i wymyślonymi. Jego nieprawdziwe insynuacje o moim rzekomym oportunizmie – zgodnie z rzeczywistością, nazwałem konfabulacją. Natomiast wątpliwe metody „krytyki”, w której Białczyński posługuje się całym szeregiem nieprawdziwych informacji – tego rodzaju metody nazwałem hochsztaplerskimi, nieuczciwymi i nierzetelnymi. I zapewne rzetelny badacz, który jest odpowiedzialny za słowa, którymi się posługuje i uczciwie krytykuje cudze poglądy, mógłby się czuć dotknięty, jeśli spotkałby się z tego rodzaju oceną, pozbawioną uzasadnienia. Ten przypadek tutaj nie zachodzi. Zarzuciłem Białczyńskiemu konfabulację, brak uczciwości, rzetelności rozmijanie się z prawdą, oraz to, że nie przeczytał ze zrozumieniem mojego artykułu i w całej mojej, liczącej 13 stron odpowiedzi te konfabulacje i nieprawdy opisywałem. Sformułowania te nie służą obrażaniu komukolwiek. Nazwałem jedynie metody Białczyńskiego po imieniu. Postawiłem te kwestie stanowczo, być może nawet ostro, ale z całą pewnością w sposób uzasadniony i w żaden sposób nieprzesadzony. Każdej tej ostrej ocenie towarzyszy opis przekłamań i braku rzetelności w pracy Białczyńskiego. Więc jak inaczej nazwać sytuację, w której ktoś pisze niesprawdzone i nieprawdziwe, za to obraźliwe sugestie o innym człowieku i nie stara się nawet ich dowodzić?? To są właśnie konfabulacje i takiej dopuścił się Białczyński.

Białczyński nie wykorzystał sprzyjającej okazji, aby wycofać się z obraźliwych pomówień i przeprosić, ale wyprodukował tekst, który ma być „odpowiedzią na odpowiedź”. Proszę sobie wyobrazić, że pan Białczyński przypomniał sobie o kulturze prowadzenia dyskusji (oczywiście wyłącznie deklaratywnie i tylko na potrzeby polemiki) i w tekście wspomnianej odpowiedzi stara się o nią apelować (jak rozumiem, przede wszystkim do mnie). I otóż człowiekowi, który lekkim piórem wypisuje obraźliwe insynuacje na mój temat, teraz poczuł się dotknięty moim „impertynenckim i zadufanym tonem”. Pozostawię to bez komentarza. Mam litość dla pana Białczyńskiego. Białczyński rozpisuje się o dialogu, wplatając w to dużo rozmaitych wątków, które dla naszej dyskusji nie mają żadnego znaczenia. Ubolewa nad tym, że nie rozumiem co to publicystyka. – cóż, jeśli Białczyński ma na myśli swoją publicystykę, to owszem – nie rozumiem jej. I mam coraz mniejszą ochotę, aby ją zrozumieć.

W dalszej części swojego tekstu Białczyński odnosił się do mojej „odpowiedzi” na jego krytykę:

KILKA WYBRANYCH SZCZEGÓŁÓW  ILUSTRUJĄCYCH METODĘ DIALOGU JAKUBA LINETTY W STOSUNKU DO CZESŁAWA BIAŁCZYŃSKIEGO



Białczyńskiemu nie podoba się tytuł mojej odpowiedzi, który brzmi „Jeszcze trudniejsza teraźniejszość archeologii – czyli o fantazmatach, konfabulacjach, nieprawdach i nadinterpretacjach w „krytyce” Czesława Bialczyńskiego”. Mój interlokutor twierdzi, że tytuł jest zabiegiem z góry, apriorycznie szufladkującym autora. Nic bardziej mylnego. Tytuł zwyczajnie zawiera informację o treści tekstu. Wspomniane w tytule konfabulacje i nieprawdy zostały dość dokładnie wskazane i opisane, o czym może się przekonać każdy czytając moją odpowiedź na „krytykę” Białczyńskiego6. Twierdzi także, że tytuł ma na celu poniżenie dyskutanta. I znów Białczyński jest w błędzie. Przypomnę, że to pan Białczyński sam postawił się w takiej sytuacji. Bo trudno znaleźć taki synonim na określenie „nieprawdy”, żeby wrażliwy na własnym punkcie pan Białczyński nie poczuł się dotknięty. Przypisuje mi złe intencje, twierdząc, że kieruję się chęcią osobistej zemsty. Nie kieruję się chęcią osobistej zemsty, nie uważam, aby Białczyński mi daj ku temu jakieś sensowne powody. Drogi panie Białczyński – ja tylko prostuję pana nieprawdziwe informacje, w oparciu o najbardziej neutralne słownictwo, jakie na tego rodzaju zjawiska przewiduje polszczyzna. Uważam, że słowa w tytule są i tak wysoce dyplomatyczne, bo zamiast o kłamstwach, piszę o nieprawdach i nadinterpretacjach. Najlepiej natomiast nie konfabulować i być odpowiedzialnym za własne słowa – wtedy nie będzie musiał pan czytać przykrych ocen swoich tekstów. Tego panu życzę

W dalszej części Białczyński oskarża mnie o „nadużycie w dialogu”, „nadinterpretację”, „brak obiektywizmu” i „negatywne emocje”. Na jakich podstawach zarzuca mi te rzeczy, Białczyński nie precyzuje. Pozostawię to zatem bez komentarza.

Cały tekst Białczyńskiego jest przepełniony tego rodzaju „godnościową” narracją. Dlatego też z wielkim bólem przyjął moje zdanie:

W podobnym duchu pisze pan Czesław Białczyński, który nawet zdobył już pewną niesławę w promowaniu podobnych, oderwanych od ustaleń historyków, rojeń.

Za szczególnie niesprawiedliwe mój interlokutor odebrał słowa „niesławę” i „rojenia”. Cóż taka jest ocena moja, ale także tak oceniła podobne dywagacje nowoczesna nauka. Czy są to słowa adekwatne pozostawiam pod osąd czytelników. Boleśnie Białczyński odniósł to, że problem jego tekstu przedstawiłem na tle kwestii wtórnego analfabetyzmu. Niestety brak czytania ze zrozumieniem, którym wykazał się Białczyński przy lekturze mojego tekstu, uprawnia do takiego zestawienia. Oczywiście o ile nie mamy tu do czynienia z celowymi manipulacjami.

Następnie Białczyński nawiązuje do „Potopu”, aby ukazać jak głęboko poruszył go mój „obraźliwy” tekst. Przyznam się, że od pisarza z tak ogromnym dorobkiem spodziewałbym się czegoś bardziej oryginalnego niż oklepane nawiązanie do Kmicica i Wołodyjowskiego. Ale nie mam tego za złe mojemu interlokutorowi. Przeciwnie. Im więcej Sienkiewicza, tym lepiej! Szkoda, że aby się wykpić od zajęcia stanowiska w sprawie do merytorycznych i bardzo konkretnych zarzutów o konfabulacje i brak rzetelności, Białczyński chowa się za plecami bohaterów Trylogii i udaje miłosierdzie w stosunku do mnie. Panie Białczyński – niezły z pana trefniś.

Odnosząc się do mojej odpowiedzi Białczyński zarzuca mi rzucanie oszczerstw pod jego adresem, nieuczciwość, nienaukowość oraz to, że analizuję jego wypowiedzi wyrwane z kontekstu. Szanowny panie Czesławie Białczyński – wskazane poprzednio przeze mnie pana wypowiedzi, tezy i nieprawdziwe informacje nie są wyrwane z kontekstu, ale zwyczajne oderwane od faktów i jakiejkolwiek rzeczywistości. Stąd w tytle słowa takie jak, nieprawdy, konfabulacje etc.

Jakoby chcąc udowodnić, że bezpodstawnie rzucam oskarżenia, Białczyński przytoczył fragment z pierwszej strony mojej wypowiedzi. I rzeczywiście. Piszę tam o tym, że Białczyński jest pseudo-historykiem, a jego metody są hochsztaplerskie. Gdzie uzasadnienie? Brak. Czyżby Białczyński miał rację i moje stwierdzenia były nadużyciem? Nie sądzę. Ponieważ kolejne 12 stron mojej odpowiedzi stanowi uzasadnieni dla tych ostrych sformułowań.

Niestety Białczyński nie wyciągnął żadnej lekcji z mojej odpowiedzi i nadal podaje nieprawdziwe informacje na temat moich wypowiedzi:

Pan Linetty chciałby, żeby i dzisiaj tak było, a krytykę publiczna mogli wobec naukowców uprawiać jedynie naukowcy. Literaci i dziennikarze już nie mogą, jego zdaniem. Daję wam to stanowisko świata nauki, wyrażone ustami NAUKOWCA pana Linetty, pod rozwagę koledzy dziennikarze i literaci ze Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i Związku Literatów Polskich oraz ze Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.

Otóż nie panie Białczyński. Mam zupełnie odmienną opinię, którą pan raczył mi przypisać. Dlaczego pisze Pan takie bzdury?? Problem z czytaniem? Czy po prostu zła wola? Na pierwszej stronie mojej odpowiedzi – tej jedynej, do której raczył się Pan odnieść - napisałem po paru słowach na temat pana kompetencji w badaniach historycznych i archeologicznych (a raczej ich braku) :

Podkreślam to nie z tego powodu, aby wykluczać Białczyńskiego z dyskursu naukowego. Przeciwnie – sądzę, że powinniśmy przyglądać się temu nie kto mówi, lecz co mówi.

I tak też uczyniłem. Podszedłem do pana tekstu poważnie. O wiele poważniej, niż pan podchodzi do krytyki własnego tekstu. Nie rozumiem po co pan wymyśla i przypisuje mi takie nieprawdziwe wypowiedzi i poglądy??? Dlaczego pan kłamie panie Białczyński???

Odpowiadając na „krytykę” Białczyńskiego, przedstawiłem jego kompetencje (a raczej ich brak) w dziedzinie badań archeologicznych i historycznych. Nie miało to na celu deprecjonowanie jego osoby. Przecież to, że nie ma od żadnego doświadczenia w tego rodzaju badaniach to fakt, a nie mój wymysł. Być może zresztą przegapiłem jakiś epizod i Białczyński ma jakieś doświadczenie tego rodzaju? Nic mi o tym nie wiadomo. Zresztą sam interlokutor nic o takich nie wspomniał. Jednakże fakt, że przytoczyłem kilka faktów związanych z jego działalnością pseudo-historyka, także uznał za niesprawiedliwe.

Pan Linetty usiłuje moją pracę i życiowy dorobek przedstawić jako  kilka opowiadań i książeczek. 

Otóż nie panie Białczyński. Znowu pan nie zrozumiał – ja w ogóle nie miałem na celu przedstawiać pana życiorysu ani dorobku. Ani w dobrym, ani w tym bardziej złym świetle. Dlatego też to, że wymienia pan swoje rozmaite zasługi i dokonania nie robi na mnie żadnego wrażenia. Co więcej – nie ma nic do rzeczy. Ważne jest to co pan pisze, a nie to kim pan jest. I nawet jeśli jest pan wybitnym literatem, to pana teksty pseudonaukowe podlegają ocenie, tak jak każde inne.

Szkoda, że w swoim zapale polemicznym, starając się podbudować własne ego pokazał także pogardę dla dyscypliny, którą niby to stara się zajmować:

nie mniejszym niż pan Linetty w swojej pożal się boże, z całym szacunkiem, dyscyplinie. A może nawet i większym, bo z historii  i archeologii Nobla nie przyznają

Cóż – sensowność tej wypowiedzi pozostawię czytelnikom do oceny.

Do tej pory życzliwi Białczyńskiemu czytelnicy mogli odnieść wrażenie, że oto szlachetny, kulturalny literat grzecznie, aczkolwiek stanowczo daje odpór niewybrednej, agresywnej teutońskiej… a jakże, teutońskiej bucie! Niestety Białczyński nagle zapomniał o głównej, „godnościowej” linii swojej narracji i nagle wypalił:

Mało plucia panie Linetty – jeszcze jeden „naukowy” epitet. Powiedzcie sami jak tu takiemu komuś nie dać po prostu w gębę?!7

Jak się to ma do deklarowanej kultury dialogu pana Białczyńskiego i czy wypada stosować takie argumenty w dyskusji pozostawiam czytelnikom. Tutaj postaram się odpowiedzieć na pytanie zawarte w tytule: dlaczego Czesław Białczyński chce dać mi w gębę? Odpowiedź jest dość prosta. Po tego argumenty sięgają ludzie, którym brakuje jakichkolwiek inny. Po takie argumenty sięgają ludzie intelektualnie bezradni. Można nawet powiedzieć, że przemoc jest bronią kłamców.

Nie interesują mnie kolejne „argumenty” pana Białczyńskiego. Jestem życzliwie do pana Białczyńskiego usposobiony. Dlatego dam panu radę. Zupełnie za darmo. Chlubi się pan szybko napisaną odpowiedzią. Może warto byłoby w pisaniu nie wyprzedzać myśli? Trochę zastanowić się nad tym co pan napisał. Wziąć odpowiedzialność za słowo. W ten sposób ma pan większe szanse na uniknięcie kompromitacji. I nie narazi się pan na śmieszność. Kolejna rada. Jeśli chce pan zrobić coś pożytecznego w badaniach nad słowiańszczyzną i dać mi nauczkę to proponuję samemu rozpocząć badania nad życiorysem Tadeusza Wolańskiego. Niech się pan wybierze do bibliotek, archiwów. Prześledzi rękopisy. Dokona edycji części jego prac. Może pan wyda jakąś część jego spuścizny? To będzie wymagać więcej pracy niż pisanie takich „krytyk” za kolanie jaką pan wysmażył w „odpowiedzi na odpowiedź”. Ale może dzięki temu ktoś podsumowując pana pisarstwo poświęcone przeszłości napisze podobnie jak o Tadeuszu Wolańskim: potworzył rozmaite bajki, ale część jego dorobku naukowego jest wartościowa.



Jakub Linetty



PS.

Kończąc chciałbym poruszyć bardzo przykrą sprawę. Mianowicie na pańskim blogu pojawiły się haniebne wpisy na mój temat. I tak pan „hw” napisał: „Linetty jest klasycznym zdezelowanym/wybrakowanym produktem wspolczesnej polskojezycznej-nie polskiej i Narodowej Polityki…”. Ten sam człowiek napisał kłamliwe informacje pod pana „krytyką”: na ekorepetycje.net -J.L.-daje lekcje, czterdziesci zlotych za godzine,ma doktorat/w uniwersyteckim opisie jest magistrem/trzy letnie doswiadczenie akademickie,historyk..pisze prace i inne zadania szkolne na zlecenie.to by bylo na tyle.

Dalej postuluje pisanie jakichś listów do uczelni. To co napisał człowiek o Nicku Adrian Leszczyński przekracza wszelkie granice.



Adrian Leszczyński


Panowie, nie szkoda Waszych nerwów, czasu i energii na polemikę ze smarkaterią? Przecież to przedszkole. Nieopierzone szczawie, które jak to u gówniarzerii bywa, myślą, że postradały wszelkie mądrości. Czasem mnie kusi, aby z tymi wypierdkami z gimnazjum podyskutować, ale oni boja się merytorycznej rozmowy. Poza tym nie przekonacie tej gówniarzerii z Hitlerjugend. Skala zindokrynowania tego nazistowskiego przedszkola jest tak silna, że nieopierzone szczeniaki nie są w stanie samodzielnie i logicznie myśleć. Jedyne co jest dobre w tym wszystkim to fakt, że smarkateria reklamuje nasze, w tym moje, artykuły. A to jest szansą, że co któryś z młodych nieopierzonych wejdzie na ten blog i sobie poczyta co nieco. Jest jakieś prawdopodobieństwo, że być może taki młodziak zacznie zadawać pytania… I cieszę się, że wiem jak się nazywa smarkacz, który prowadzi te prypecko-nazistowskie przedszkole. Kiedyś dorwę smarkacza osobiście i zażądam przeprosin. Kiedyś jak trochę dojrzeje i nabierze rozumu… Teraz nie ma sensu na żadną polemikę z nimi.

Wpisy te pojawiły się na pańskim blogu. To pan za nie odpowiada. Także prawnie. Dlatego też oczekuję usunięcia wspomnianych wpisów.



1 http://bialczynski.pl/2017/02/04/o-bardzo-bardzo-trudnym-dialogu-z-ludzmi-nauki-na-przykladzie-jeszcze-trudniejsza-terazniejszosc-archeologii-czyli-o-fantazmatach-konfabulacjach-nieprawdach-i-nadinterpretacjach/ z dn. 04. 02. 2017

2 http://bialczynski.pl/2017/02/04/o-bardzo-bardzo-trudnym-dialogu-z-ludzmi-nauki-na-przykladzie-jeszcze-trudniejsza-terazniejszosc-archeologii-czyli-o-fantazmatach-konfabulacjach-nieprawdach-i-nadinterpretacjach/

3 http://sigillumauthenticum.blogspot.com/2017/02/jakub-linetty-odpowiedz-czesawowi.html oraz https://www.academia.edu/31183588/J._Linetty_Odpowied%C5%BA_Czes%C5%82awowi_Bia%C5%82czy%C5%84skiemu_.pdf

4 http://bialczynski.pl/2017/01/01/krytyka-artykulu-jakuba-linetty-trudne-poczatki-archeologii-odkrycia-interpretacje-i-nadinterpretacje-w-dociekaniach-archeologicznych-tadeusza-wolanskiego/


https://www.academia.edu/31183588/J._Linetty_Odpowied%C5%BA_Czes%C5%82awowi_Bia%C5%82czy%C5%84skiemu_.pdf


7 Kilka zdań wcześniej Białczyński nawiązując do Potopu Henryka Sienkiewicza twierdził, że w XIX wieku rozłupałby mi czaszkę. Brawo panie Białczyński.

Komentarze

  1. A czegoś innego Waść się spodziewał?

    OdpowiedzUsuń
  2. Adrian Leszczyński to nie jest nick. To imię i nazwisko faceta, którego ostatnio wydrukowali w piśmie wydawanym przez Polskie Towarzystwo Historyczne (!!!). Opublikował mu to po znajomości kuzyn, który jest prezesem gorzowskiego oddziału tegoż PTH. Kuzyn nie raczył odpowiedzieć na moje pytania co do recenzji naukowych pierdoletu Adrianka.

    seczytam.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. A co miał odpowiedzieć? Recenzje naukowe to przeżytek, a poza tym wszyscy wiedzą, że za akademickimi naukowcami stoi Soros ze swoją grubą kabzą i Ruch Autonomii Śląska, czyli Werwolf. Przyszłość nauki to ignoranci, amatorzy, literaci, filmowcy i publicyści o umysłach wolnych, nieskażonych wiedzą, która od zaborców i Watykanu pochodzi.

      Usuń
    3. ciekawe jak ten Soros kiedyś umrze bo chyba umrze , chyba niektóre środowiska muszą się powoli rozglądać za jakimś nowym trzymającym świat "w kieszeni"

      Usuń
    4. Żaden problem. Zawsze się znajdzie jakiś Chazar, mason i cyklista.

      Usuń
    5. @jan broda: Nostradamus też umarł, i co, pomogło?

      Usuń
    6. Swoją drogą, na odkopywanie zapomnianych archeologów jest jakaś nazwa?

      Usuń
    7. Rzeczywiście Adrian Leszczyński to nie nick, to stan umysłu

      Usuń

Prześlij komentarz