Jakiś
czas temu opublikowałem na blogu recenzję książki Radosława
Patlewicza Historia polityczna Polski. Nowe spojrzenie (Tom
1, wydawnictwo 3DOM, Częstochowa 2017), którą zakończyłem dość
surową konkluzją:
Regały
w księgarniach zalegają od nudnych, słabych książek
historycznopodobnych, a kolejną, która do tego grona dołącza jest
synteza Radosława Patlewicza. ZOBACZ
Spodziewałem
się, że autor książki źle zniesie krytykę. Po cichu liczyłem
jednak, że dostanę odpowiedź na stawiane przeze mnie zarzuty, a
tym samym pojawi się możliwość podyskutowania o dziejach Polski.
Niestety, autor nie chciał skorzystać z tego przywileju i udawał,
że żadna krytyka nie jest wobec niego kierowana. Dlatego też,
obserwując jego butę i arogancję w internetowych przepychankach,
raz po raz przypominałem mu o mojej recenzji, do której zawsze może
się odnieść. Za każdym razem okazywało się, że Radosław
Patlewicz zamiast problemów historycznych, woli kantować
najmniejszymi detalami (najczęściej w postaci zmanipulowanych
screenów), które nie mają związku z recenzją, próbując tym
samym zdyskredytować zarzuty.
Dość
długo tolerowałem rozsiewane przez Patlewicza półprawdy i
insynuacje. Myślę, że nadeszła wreszcie pora, by raz na zawsze
wyjaśnić sprawę, krok po kroku, tym bardziej, że dostaję od Was
pytania w tej sprawie. Nie będę odnosił się do wszystkich
połajanek autora zrecenzowanego gniotu, bowiem większość to
gołosłowne opinie, nie poparte żadnym argumentem czy dowodem.
Trudno z czymś takim polemizować. Wybrałem jeden komentarz, który
miał być odpowiedzą na recenzję, a stanowi kwintesencję
wszelakich niezrozumiałych pretensji i żalu do mnie.
1.
Ta "recenzja" jest rozbudowanym ad personam z elementami
manipulacji. Spodziewałem się podobnego paszkwilu, gdyż byłem
pokłócony z tym środowiskiem już wcześniej (m.in. nazwano mnie
"oszołomem od Brauna" gdy tylko I tom wyszedł do
przedsprzedaży, czyli jeszcze nikt go nie przeczytał. No ale
doktoranci UJ i UW oceniają bez przeczytania - wyższy poziom pychy
i hipokryzji).
Nigdzie
nie nazwałem autora „oszołomem od Brauna”. W mojej recenzji
pojawił się zarzut, że pomimo deklaracji autora, książka jest
pisana po wyraźnej linii politycznej. Wstęp do niej napisał
Grzegorz Braun, zaangażowany w obecną politykę, reżyser i
filmowiec, były kandydat na urząd Prezydenta RP.
Sprawa
konfliktu ze środowiskiem/czytelnikami Sigillum Authenticum w ogóle
nie była podejmowana przy recenzji książki i nie wiem, co ma z nią
wspólnego. Skoro jednak została wyciągana jako zarzut, nie
pozostaje mi nic innego, jak wyjaśnić genezę konfliktu oraz skalę
hipokryzji i oportunizmu Radosława Patlewicza.
Autor
był czytelnikiem bloga i należał do grupy FB „Czytelnicy
Sigillum Authenticum”. Pewnego razu (dokładnie 10 i 13 lutego
2017), na grupie została poruszona kwestia mitu o braku lądowania
na Księżycu. Wówczas Patlewicz zaczął twierdzić, że „akurat
w sprawie lądowania na księżycu jest dość dużo faktów
potwierdzających jego fałsz”.
W toku dyskusji okazało się, że Patlewiczowi szybko kończą się
argumenty i zaczyna używać docinków godnych internetowego trolla,
których zwieńczeniem było stwierdzenie, że „kółeczko
wzajemnej adoracji się zleciało”. Dłużej
nie zamierzałem tolerować takiego frustrata na grupie, dlatego
został z niej usunięty. Nie chcę być posądzony o manipulację
screenami, dlatego odsyłam do całości dyskusji na grupie
czytelniczej ZOBACZ i ZOBACZ.
Nikt
dzisiaj nie pamiętałby sprawy, gdyby nie fakt, że kilka miesięcy
później Patlewicz wydawał książkę. Na jednej z grup
zamieszczony został post (bodajże 10 sierpnia 2017 r.) z linkiem do
pozycji autora, którą członkowie tej społeczności zaczęli
komentować. Rzeczony post niestety został usunięty, co nie
przeszkadza Patlewiczowi manipulować zrobionym przez niego wtedy
screenem z fragmentem dyskusji, który zamieszczam niżej.
Oczywiście
Patlewicz nie zamieścił całości konwersacji, bowiem w toku
wymiany komentarzy zaproponowałem, aby przesłał próbkę swojej
książki na maila, a ja ocenię jej jakość. Tak też się stało.
Podesłał trzy krótkie fragmenty, na podstawie których nie byłem
w stanie ocenić dzieła, a nie mam zwyczaju promować książek, co
do których wartości nie jestem przekonany. Poinformowałem o tym
fakcie autora drogą mailową 10 września 2017 r. Patlewicz na moją
wiadomość już nie odpisał. Trudno. Zdarza się, nie mam do niego
o to pretensji. Nie mam w zwyczaju udostępniać prywatnej
korespondencji, ale jeśli R. Patlewicz zaprzeczy, że tak było,
zrobię wyjątek i pokażę obłudę tego pisarczyka do końca.
Znowu,
sprawy by nie było, gdyby nie post autora fanpage’a Imperium
Lechickie to bzdura z
18 września 2017 r., w którym wysunął w kierunku Patlewicza i
jego artykułu Wielka
Lechia, czyli wielki szwindel („Magna
Polonia” nr 5/2017) zarzut o splagiatowanie postów z
fb ZOBACZ i ZOBACZ (konkretne
przykłady). Sprawa bezpośrednio nie dotyczy mnie, wiem jednak, od
poszkodowanego autora, że podtrzymuje swoje zarzuty. Przedstawione
dowody są na tyle zasadne i wiarygodne, że w komentarzu pod wpisem
wyraziłem swoją dezaprobatę na tak haniebne praktyki i
zapowiedziałem ustosunkowanie się do sprawy na sigillowym profilu.
Wiązało się to głównie z wątpliwościami co do użytych
parafraz autora oraz z artykułem
autorstwa Grzegorza Brauna, gdzie reżyser nie podał źródła
cytatu wypowiedzi Janusza Bieszka, który pochodził z mojego bloga.
Patlewicz w ten czas zaczął wypisywać dość emocjonalne
komentarze (zmieniając ich sens, ciągle edytując je), które nijak
miały się do stawianych zarzutów. Stwierdził m.in., że nie
mogliśmy się przyczepić do książki, to czepiamy się plagiatu z
artykułu, co nie jest prawdą. Nie czerpię satysfakcji z wytykania
komuś błędów. Odsyłam do całości tej wielowątkowej
„dyskusji” ZOBACZ.
W tej przykrej dla nas wszystkich sytuacji Patlewicz zaczął
wywierać niedopuszczalną presję na konkretne osoby, w tym mnie,
wyzywając na bliżej nieokreśloną debatę historyczną, w której
autor miał udowodnić swoją wiedzę przed samym sobą, a nas
historyków „zmasakrować”. Nie potraktowałem tego zaproszenia
poważnie, gdyż widziałem, że emocje u adwersarza wzięły górę.
Nie przeszkodziło to jednak Patlewiczowi tego samego dnia wstawić
na swój profil niniejszy post.
Tak,
to jest screen pochodzący z 10 sierpnia. Skoro autor poczuł się
urażony uwagami komentatorów, to dlaczego zwlekał z jego
publikacją ponad miesiąc i uczynił to dopiero wtedy, kiedy
wybuchła afera z artykułem? To klasyczne zachowanie oportunisty i
syndrom oblężonej twierdzy. Patlewicz w geście rozpaczy postanowił
odwrócić kota ogonem i uwiarygodnić się przed swoim środowiskiem.
Nie przedstawił całości konwersacji, a jedynie jej część, która
idealnie pasowała do jego tezy.
Tutaj
udostępniony post Sigillum z 15 sierpnia. Wtedy R. Patlewicz jeszcze
nas lubił pomimo, że jego zdaniem już wtedy byliśmy
skonfliktowani.
Książkę
Patlewicza nabyłem w październiku, w tym też czasie ukazała się
na blogu moja recenzja. Nie przeszkodziło to jednak autorowi w
rozpowiadaniu insynuacji, że po opublikowaniu recenzji odmówiłem
starcia w dyskusji – on jej wszak nawet nie ponowił! Do tej
kwestii wrócę jeszcze później. Chciałbym
też podkreślić, że nie jestem doktorantem Uniwersytetu
Jagiellońskiego/Uniwersytetu Warszawskiego, nie wiem skąd to sobie
autor ubzdurał, widać jest to cecha konfabulantów jego pokroju.
2.
Moja książka, wbrew subiektywnej ocenie sigillum, jednak jest nowym
spojrzeniem na dzieje Polski. Przedmowa profesora historii Żaryna do
tomu II, jest wystarczającym na to dowodem.
Żaden
dowód. Autor powtarza stare utarte tezy historyczne, podrasowane pod
kątem swoich poglądów politycznych. Żeby było nowe spojrzenie,
musiałby znać źródła i literaturę (którą – co ważne – a
priori odrzuca) i na tej podstawie budować swój wywód
historiograficzny. Na miejscu autora, zrezygnowałbym ze wstępów
polecających autorstwa znanych polityków prawicowych. Książka,
jeśli jest dobra, sama się obroni. Ale, jak wiadomo, znana osoba
zawsze podbije sprzedaż produktu.
3.
Sprawa Bolesława Chrobrego to kwestia interpretacji faktów i mam
prawo do takiej a nie innej.
Interpretuje
się źródła, nie fakty. Jak Patlewicz chce interpretować
cokolwiek, skoro nie zna źródeł? Interpretacji podlega
przedstawienie związków przyczynowo-skutkowych, wynikających z
faktów. Widocznie autor nie zrozumiał mojego zarzutu o prezentyzm.
Ale ma rację w jednym – ma prawo do takiej, a nie innej
interpretacji, nawet błędnej. Tak samo, jak ktoś ma prawo
zweryfikować i skrytykować takie „nowe spojrzenie”, czego autor
widocznie nie potrafi zrozumieć.
4.
Kwestia podatkowa za Kazimierza Wielkiego i Ludwika Węgierskiego to
typowe szukanie dziury w całym. Zarzucono mi pogląd jakoby za
Kazimierza były podatki stałe. Takie sformułowanie przede
wszystkim nie pada w mojej książce. Na ten temat zrobię osobne
nagranie, gdyż propagandyści z sigillum podpierają się pracą
Jacka Matuszewskiego, a najwyraźniej sami jej nie przeczytali (m.in.
nie ma tam ostatecznego stwierdzenia, że podatki stałe nie istniały
przed przywilejem koszyckim).
W
mojej recenzji również nie pada stwierdzenie, że za Kazimierza
podatki były stałe. Nie wiem czy to celowa manipulacja, czy też
brak zrozumienia tekstu pisanego, dlatego postaram się wytłumaczyć
raz jeszcze. Patlewicz napisał w swojej książce m.in.:
Na
mocy przywileju koszyckiego, gwarantującego odziedziczenie tronu
przez jedną z córek Ludwika Węgierskiego, szlachta polska uzyskała
szereg nowych praw: wprowadzono jednolity podatek w wysokości 2
groszy z łana (dotychczas 12 groszy z łana), co znacznie
uszczupliło przychody skarbu państwa (s. 62)
W
recenzji zawarłem uwagę, że ten podatek wcale nie uszczuplił
skarbu królewskiego. Zapewnił stały dochód i stabilizację
finansów królewskich. Gdyby Patlewicz faktycznie przeczytał pracę
Jacka Matuszewskiego, wiedziałby, że tak naprawdę nie mamy
pewności czy przed nadaniem przywileju koszyckiego płacono podatek
w wysokości 12 groszy z łana i jaki miał on rzeczywiście
charakter. To są bardzo złożone zagadnienia, których jak widać
autor nie rozumie. Polecam w tym duchu najnowszą monografię
Andrzeja Marca Pod rządami nieobecnego monarchy. Królestwo
Polskie 1370–1382, w której autor opisuje rządy Ludwika
Węgierskiego w Polsce.
5.
W "recenzji" wyciągnięto fragmenty ocen autorskich z
"podsumowań" na dowód, że praca nie jest obiektywna i
rzetelna. Tymczasem we wstępie jasno wskazałem, że w
podrozdziałach lecą suche fakty, a w 'podsumowaniach" będą
właśnie moje oceny danego okresu. W skrócie - sigillum zastosowało
goebbelsowską propagandę. Tak na marginesie - moja praca nie jest
żadnym jedynie słusznym spojrzeniem na historię Polski, a jedynie
nowym, innym spojrzeniem, co jasno wskazuje już sam podtytuł.
W
tym miejscu autor wytoczył najcięższe działa. Praca nie jest
obiektywna i rzetelna, z wielu innych powodów, które opisałem w
recenzji. Skoro Patlewicz dopuścił się ocen w swojej książce, to
recenzent ma prawo stwierdzić, czy są one słuszne, trafione, nie
trafione, bełkotliwe, urojone, prawdziwe, etc. Zastanawiam się, czy
autor w ogóle kiedykolwiek czytał jakąś recenzję książki
historycznej? Na podstawie tego, co pisze, odnoszę wrażenie, że
Patlewicz ma wypaczone wyobrażenie o tym, czym jest recenzja. Stara
się nieudolnie wykazać, że krytyka jest nieuzasadniona, a wszelkie
usterki metodologiczne i źródłowe, stara się obarczyć winą...
recenzenta, że ma czelność wytykać fuszerkę! Być może, zdaniem
autora, recenzje można pisać tylko pochlebne?
Zarzut
o goebbelsowską propagandę mogę skwitować śmiechem. Mimo
wszystko uczynię wyjątek i się do niego odniosę. Moim zdaniem,
jeśli ktoś w dyskusji stosuje taki kaliber argumentacji, to,
delikatnie mówiąc, bardzo źle świadczy to o osobie autora.
Przyrównywać recenzję książki historycznej do nazistowskiej
machiny propagandowej, jest nie tyle chybioną analogią, co po
prostu obrzydliwą i niegodną obelgą, która świadczy w tym
przypadku tylko o wąskich horyzontach intelektualnych autora.
Nie
rozumiem też ostatniego zdania tego punktu. Jeśli dobrze wnioskuję,
to argumentem na „nowe spojrzenie” jest to, że zostało to
napisane w podtytule książki? Naiwność autora jest naprawdę
rozbrajająca. Powtarzam raz jeszcze – synteza dziejów, taka jak w
wykonaniu Patlewicza, ma tylko wtedy sens, kiedy faktycznie
uwzględnia najnowsze ustalenia i hipotezy badaczy, a nie wybiórczą
układankę na zasadzie gołosłownej opinii.
6.
Analizy psychologiczne jaki to jestem niezrównoważony, jedynie
potwierdzają iż jest to dzieło propagandystów negatywnie
ustosunkowanych do autora. Poza tym ukazują hipokryzję tego
środowiska, które atakuje mnie za brak formalnego wykształcenia, a
tymczasem kreuje się na domorosłych psychologów, również bez
papierka.
Cieszy
mnie, że Patlewicz, mimo obrzydzenia moim blogiem, dalej go czyta.
Szkoda tylko, że lektura wpisów nie idzie w parze z czytaniem ze
zrozumieniem. Autor, jak rozumiem, pije tutaj do tekstu mojej
recenzji (pozytywnej) książki Andrzeja Pankalli i Konrada
Kośnika ZOBACZ.
W pierwszym akapicie napisałem:
To
pozycja przeznaczona głównie dla psychologów, toteż jako historyk
nie czuję się na tyle kompetentny, aby oceniać ją pod tym kątem.
Tematyka książki, zahacza jednak o problemy poruszane na moim
blogu, więc pozwolę sobie na kilka uwag z dziedzin mi naukowo
bliskich.
To
nie jest dowód, na jakąkolwiek hipokryzję z mojej strony. To tylko
dowód, że R. Patlewicz ma mentalność pokroju dziecka z
piaskownicy, które zaczyna płakać, gdy widzi inne dzieci bawiące
się zabawkami do robienia babek z piasku, gdy on sam musi bawić się
kawałkiem patyka.
Niestety,
ale uważam, że z autorem jest coś nie tak, skoro posuwa się do
tak słabych zarzutów. Ocieniam jego postępowanie, nigdzie w
recenzji nie napisałem, że jest niezrównoważony. Faktem jest, że
autor nie trzyma ciśnienia w dyskusji. Stoi więc to w sprzeczności
z deklarowanymi przez samego autora zdolnościami polemicznymi. To
właśnie wyraziłem w recenzji.
7.
W "recenzji" nie obalono ani jednego z głównych zarzutów
jakie postawiłem reżimowym historykom.
Recenzowałem
jego wizję historii, warsztat i jakość wiedzy. Mam recenzować
zarzuty autora wobec reżimowych historyków? Nie sprecyzował ich
ani konkretnie, ani personalnie, więc nie wiadomo tak naprawdę, o
co chodzi autorowi. Blog popularno-naukowy ma rościć sobie
pretensje do obrony środowiska historyków w Polsce? Na jakiej
podstawie mam komuś wystawać cenzurki moralne? To, że Patlewiczowi
sprawnie idzie wyliczanie komuś liczby żon, nie oznacza, że każdy
będzie zniżał się do takiego poziomu. Zresztą, w tym względzie,
autor jest tchórzem, bo zamiast ogólników, powiedziałby, co ma do
zarzucenia środowisku, danym Profesorom, Adiunktom, Asystentom,
Doktorantom czy nawet Studentom. Patlewicz tego nie powie, bo to są
czyste spekulacje i domysły nie poparte żadnymi konkretami. W
gruncie rzeczy jest to populizm autora, na poziomie stwierdzenia, że
wszyscy politycy to złodzieje. Używa więc kwantyfikatora ogólnego,
by nie narazić się na zarzuty oraz sprawy karne z paragrafów o
zniesławienie i pomówienie.
8.
Na koniec ocena 1,5/5 z dopiskiem "ale i tak naciągana".
Świadczy to o hipokryzji Artura Wójcika, który pisał ten
paszkwil. Otóż ze szkoły pamiętam, że jedynkę stawiało się
osobom, które nie napisały nic lub zupełnie nie na temat. Ja
jednak coś napisałem i z pewnością na temat, stąd powinienem
otrzymać minimum 2. No ale czego wymagać od propagandystów... Na
koniec dodam, że sigillarze szukali w mojej pracy plagiatu i nic nie
znaleźli (ach jaka szkoda!). Poza tym proponowałem im debatę
telewizyjną. Tchórzliwie nie podnieśli rękawicy, podczas gdy
szczycą się, że przed debatą z nimi zrejterował Bieszk. Znów
hipokryzja... Poniżej screen dokumentujący zachowanie osób z
sigillum autenticum o którym pisałem.
Ocena
książki jest adekwatna do jakości pracy. Nota jest naciągana i
łagodna, bo książka zawiera wiele innych błędów. Skoro niska
ocena świadczy o mojej hipokryzji, to w takim razie poproszę
naszego Mediewistę-Specjalistę, aby pochylił się nad „nowym
spojrzeniem” na historię R. Patlewicza. Zastrzegam jednak, że
nasz sigillowy spec jeńców nie bierze, tylko rozjeżdża bzdury
swoim mediewistycznym walcem.
Posługując
się analogią zastosowaną przez Patelwicza – nie jesteśmy w
szkole podstawowej, gdzie za samo posiadanie zadania domowego dostaje
się ocenę mierną, a od jakości jego rozwiązania zależy
ewentualna wyższa ocenia. Zresztą, nie przypominam sobie, żeby w
szkole za samo napisanie czegokolwiek dostawałoby się ocenę
dopuszczającą. Być może chodziłem do jakieś dziwnej szkoły,
ale mniejsza z tym.
Recenzja
skupia się na opisie i analizie książki, wykazaniu błędów,
braków, przedstawieniu jakie kompetencje badawcze prezentuje w
publikacji autor, co mógł napisać lepiej, czego nie zauważył,
etc. Moja ocena książki, wyrażona konkretnym wskaźnikiem
liczbowym, sugeruje, że praca nie wnosi niczego nowego, jest po
prostu marna. Ten zarzut doskonale pokazuje w jakich
materialistycznych kategoriach myśli Patlewicz. Rzeczony screen,
który omówiłem już wyżej, to kolejna paskudna manipulacja
wschodzącej gwiazdy polskiej historiografii wyklętej. Występujące
na screenie osoby nigdy nie były autorami bloga, ani nie
współtworzyły mojej recenzji.
Warto
nadmienić jeszcze o pewnej praktyce polemicznej, którą stosuje
Autor. Przemilczanie zarzutów. Z ośmiu przytoczonych punktów, tak
naprawdę tylko jeden odnosi się do kwestii merytorycznych, które
poruszyłem w recenzji (przywilej koszycki). Inne są wymysłami, do
których z konieczności musiałem się odnieść, by pokazać
horyzonty myślowe i polemiczne autora. Co ciekawe, Patlewicz w ogóle
nie odniósł się do takich zarzutów i uwag, jak wspomniany już
wyżej prezentyzm, kwestii zabójstwa biskupa Stanisława,
przyrównywanie Zbigniewa, brata Krzywoustego, do Targowicy, bzdur
jakie wypisywał o buncie wójta Alberta, braku zrozumienia czym była
monarchia patrymonialna i państwo w średniowieczu, wypaczenie oceny
rządów Kazimierza Wielkiego w historiografii. Wszystkie te
zagadnienia omówiłem w recenzji, do której odsyłam
zainteresowanych ZOBACZ.
Do zarzutu plagiatu już się odniosłem. Gwoli ścisłości –
Bieszk nie zrejterował z dyskusji, bowiem podjął polemikę, a jak
ona się skończyła wszyscy mogą sprawdzić ZOBACZ.
Dostaję
również anonimowe informacje o życiu i sprawach Radosława
Patlewicza, chcę jednak zaznaczyć, że nie obchodzą mnie one,
podobnie jak to, dlaczego postanowił zostać pisarzem książek
historycznych. Autor powinien jednak wiedzieć, że będzie oceniany
– sprawiedliwie i niesprawiedliwie. Jeśli jednak każdą krytykę
traktuje jako ad personam, goebbelsowską propagandę czy
też jako paszkwil, to uważam, że minął się z powołaniem. Nie
można nikomu odmawiać prawa do komentowania czyjeś twórczości i
traktować jak zindoktrynowanego intruza.
Podsumowując,
jak mawiał Gerard Labuda, obrażanie się na krytyków jest
przyznaniem im racji. Radosław Patlewicz odrzuca osiągnięcia
najnowszej historiografii pod pozorem „naleciałości
marksistowskich i III RP”. Autor w swojej syntezie nie musi
prezentować literatury do każdego tematu, ale musi ją znać.
Patlewicz nawet w cytowaniu starszej literatury jest wybiórczy. Dużo
lepszym rozwiązaniem dla autora byłoby, gdyby pisał o rzeczach,
które faktycznie go interesują. Z lektury książki sądzę, że
takim tematem są zdrajcy, protestanci i masoni. Patlewicz woli
jednak pisać o tych tematach pod przykrywką syntezy całej historii
Polski. Dlaczego? Bo nie chce wyjść na zwolennika teorii
spiskowych. Jeśli weźmiemy pod uwagę przytoczone wyżej
wypowiedzi, to jego fiksacja na punkcie spiskowych i zatajonych
zdarzeń oraz osób wychodzi pełną gębą. Nie ma na tyle wiedzy,
umiejętności czy kompetencji, żeby to chociaż ukryć. Stąd taki
stosunek Patlewicza do krytycznej recenzji jego książki. Tylko
przez recenzję dokonuje się dekonstrukcji tekstu. Odrzuca się
wszelkie figury retoryczne i truizmy, aby dokonać krytycznej analizy
myśli autora. Treść faktograficzna, jest dla autora tylko
pretekstem, by swoim zapale ideologicznym odkłamywać historię
jednocześnie ją zakłamując.
Patlewicz
ucina polemikę ze mną, bo rzekomo nie przyjąłem rzuconej przez
niego rękawicy do publicznej debaty telewizyjnej. Jak było
faktycznie, pisałem wyżej. Widocznie dla Patlewicza taka debata to
przejaw odwagi i uwiarygodnienia się. W tym przypadku nie ma mowy o
twórczej i rzetelnej dyskusji nad historią, tylko o lansowaniu
własnej osoby, swoich poglądów i twierdzeń, realizując
jednocześnie knajackie interesiki. Dla mnie wiarygodność to
wiedza, znajomość źródeł i literatury oraz zdolność
dyskutowania na dany temat. Wykazane wyżej przykłady dyskwalifikują
Patlewicza z poważniej debaty. Jeśli chce dyskutować, zawsze może
skorzystać z prawa repliki, która jeśli się pojawi (lub zostanie
do mnie wystosowana), chętnie ją opublikuję i odniosę się do
niej na blogu. Stawiam jeden warunek: musi tyczyć się spraw
merytorycznych, a nie gołosłownych zarzutów, jak wyżej.
(aw)
PS
Nie dalej jak w piątek, 23 lutego 2018 r. Radosław Patlewicz
wystąpił w audycji telewizji internetowej w Realu24.pl u Pana
Redaktora Marcina Roli ZOBACZ.
Powtórzył tam większość obalonych w niniejszym tekście
insynuacji i półprawd. Dziwi mnie, że Redaktor Rola nie
zweryfikował podawanych przez R. Patlewicza informacji. Nawet nie
sprawdził, czy opisany wyżej spór istnieje, jaki ma charakter i
czego w istocie dotyczy. Wystosowałem oficjalne sprostowanie do
redakcji kanału telewizyjnego, na które nie otrzymałem żadnej
odpowiedzi. Okazuje się więc, że ci, którzy byli przeciw
establishmentowi, sami tworzą nowy establishment, którym chcą
zastąpić swoich rywali przy korycie.
Widziałem jego kanał na youtubie i te jego filmiki o różnych postaciach, ani ciekawe, ani dobrze zrobione. Jeżeli to jest najbardziej utalentowany pisarz historyczny, jak mówi Braun, to faktycznie niski poziom mają w tym swoim środowisku
OdpowiedzUsuńW tym względzie też wychodzi hipokryzja Patlewicza. Pamiętam, że kiedyś wypominał, że zajmuje się tylko Lechią, bo najłatwiej jest ją obalać, niż robić coś twórczego. Pytanie jednak, co robi Patlewicz na swoim youtubie - nagrywa filmy o szurach, którzy sami się orzą. ;)
Usuń
UsuńCzytam to to poniżej, drugi raz i nie wierzę, że ktoś takie plewy może w sobie nosić. Wstyd .
". Moja książka, wbrew subiektywnej ocenie sigillum, jednak jest nowym spojrzeniem na dzieje Polski. Przedmowa profesora historii Żaryna do tomu II, jest wystarczającym na to dowodem.
"Żaden dowód. Autor powtarza stare utarte tezy historyczne, podrasowane pod kątem swoich poglądów politycznych. Żeby było nowe spojrzenie, musiałby znać źródła i literaturę (którą – co ważne – a priori odrzuca) i na tej podstawie budować swój wywód historiograficzny. Na miejscu autora, zrezygnowałbym ze wstępów polecających autorstwa znanych polityków prawicowych. Książka, jeśli jest dobra, sama się obroni. Ale, jak wiadomo, znana osoba zawsze podbije sprzedaż produktu."
"Karonia? (który jest Patlewiczem filozofii i socjologii)." - skąd taka ocena? Czy jest coś w filmach/opiniach Karonia, co można uznać za bzdury? Jeśli tak, to z jakiego powodu?
Usuń"Czy jest coś w filmach/opiniach Karonia, co można uznać za bzdury? Jeśli tak, to z jakiego powodu?"
Usuńniektóre przykłady wymienił Ebenezer
http://kompromitacje.blogspot.com/2019/03/karon-demaskuje-marksizm.html
jednak jest ich znacznie więcej
Sigillum, jestem patentowanym historykiem jak mówi Braun i żal mi, że nasz "chleb" zjadają nam partacze. Dużo myślę nad tym - dlaczego Braun promuje tego Patlewicza? czy Karonia? (który jest Patlewiczem filozofii i socjologii). Dlaczego człowiek, który kręci film przy współpracy z profesorami, daje firmę partaczom? Może macie na to jakąś myśl?
OdpowiedzUsuńChciałbym napisać, że w moim ośrodku naukowym wałkowało się 2 lata metodologię historii i historiografię oraz historię historiografii. Pierwsza zasada w pracy historyka (doktoranta lub historyka ze stopniem najmniej doktora), co zapewne wiecie. Prace przyczynkarskie (artykuły, recenzje, referaty, konferencje, źródła), monograficzne (+ prace związane z nabywaniem stopnia, np. habilitacyjna) i na końcu - po pięćdziesiątce - w złotym wieku kariery historyka - synteza. Gdyby Patlewicz czytał - słuchaj kolego - co ty ku*wa wiesz o historii... co ty wiesz o pracy historyka? Myślisz że nadrobisz przeczytaniem pięciu książek 5 lat studiów, 4 lata doktoratu? TYSIĄCE przeczytanych artykułów, SETKI źródeł w swojej specjalizacji? 10 lat... wiesz chłopcze ile to stresu, godzin przed wordem, konferencji artykułów ile to kaw i ciastek z ludźmi ze swojego środowiska? Tak się BADA historię, a nie pisze się swoje brednie w 4 miesiące na kolanie. Nowe spojrzenie... taaa... grunt żeby się kasa zgadzała - oto wasza idea bieszki patlewicze i inne cwane gady z jednej beczki
Oczywiście, że tak. Napisanie syntezy dziejów Polski, to zadanie dla doświadczonego historyka lub oczytanego pasjonata historii, który nie wyklucza żadnych źródeł i literatury. Te braki po prostu wychodzą w książce Patlewicza, jak również i na spotkaniach autorskich.
UsuńOczywiście, nikomu nie można zakazać pisana książek. Nawet głupich i dyletanckich. Tak działa rynek ;) Dlatego też warto takie przykłady uwypuklać, by pokazać rażące błędy i zapał ideologiczny, który tak naprawdę marnuje czas i pieniądze czytelników, nie mówiąc już o przekazywaniu wiedzy dalej.
A co do pierwszej kwestii - nie śledzę jakoś dokładnie twórczości G. Brauna. Na postawione pytanie też raczej nie umiem odpowiedzieć. Być może wynika to z chęci budowania swojego zaplecza polityczno-ideologicznego. Innego powodu szczerze mówiąc nie widzę.
"Innego powodu szczerze mówiąc nie widzę. "
UsuńJa widzę. Poczucie wyoutowania połączone z wiarą we wszechmocne spiski i loże (no bo przecież ludzie na niego nie głosują nie dlatego, że jego pomysły są głupie! CO TO TO NIE!) powoduje odrzucenie autorytetów i otaczanie się ludźmi, którzy tak samo wyznają teorie spiskowe.
Sigillum - urynkowienie historii. Mam wrażenie, że w Polsce osiągnęliśmy pułap lat 70. i 80. XX w. z Europy zachodniej i z USA, gdzie Danikeny i całe to łżetowarzystwo zaowocowało u nas turboteoriami, z którymi na szczęście wy walczycie. Stąd te Patlewicze i Maciejewskie, bo trzeba powiedzieć, że Pan G.M. również zbija hajs na prawicowym targecie za swoje bajki. Wszystkich ich promował Braun.
Usuń"Innego powodu szczerze mówiąc nie widzę. " - To ja również wrzucę od siebie, obok Anonimowego, jeden jeszcze powód - rewolucja pamięci (wychodzi na to, że Braun jest jej ojcem w Polsce). Próba dyskredytacji historii i historyków w społeczeństwie. Próba podważenia akademizmu i profesjonalnych badań. W latach 90. XX w. w Polsce historyk cieszył się autorytetem - on miał fach-historię w ręku. Historycy byli potrzebni - pisali monografie miast, gmin, dostawali za to pieniądze. Dziś emerytowany inżynier napisze książkę o historii miasta, bo się tym pasjonuje, bo ma czas i pieniądze. A historycy nie mają ani jednego ani drugiego i to jest smutne. Obecnie dygitalizacja i źródła internetowe oraz powszechny dostęp do archiwów spowodowały, że dostęp do historii ma każdy, a tym samym każdy czuje się historykiem, u którego formację akademicką zastąpiły wszakże gwiezdne wojny, władca pierścieni, discavery i hbo. Historia ginie na naszych oczach a rodzą się książkowe potworki i pseudowiedza.
Baldwin - to ciekawe, co piszesz. Faktycznie digitalizacja zbiorów archiwalnych i dostępność źródeł historycznych wpłynęła na to, że pojawili się "prywaciarze" historyczni (choć wolę tu określenie "łopaciarze"). To też pewny efekt uboczny, który pokazał nam historykom i naukowcom, jak popularyzacja wiedzy w Polsce leży i kwiczy, a ciekawych i dobrych opracowań jest jak na lekarstwo.
UsuńDigitalizacja, digitalizacją. Tyle tylko, że jako historycy-naukowcy nie pokazaliśmy ludziom naszego laboratorium (warsztatu, metod, paradygmatów, etc). Stąd społeczeństwo myśli, że badanie historii to są opowiastki sporządzane na podstawie odczytu źródeł, przekazaniu ich treści własnymi słowami oraz okraszenie odpowiednim cytatem i powołanie się na prace swoich mentorów/promotorów/kierowników katedr a nie na polemice naukowej z ustaleniami innych badaczy w danym zakresie. Wizję tak skonstruowanej dyscypliny zresztą umacniają choćby przekazy medialne czy dziennikarze, którzy piszą książki historyczne, historyzujące, publicystyczno-historyczne głównie o historii XX wieku (skupiając się na II wojnie światowej i czasach PRL) i to w oparciu o źródła i materiały przechowywane w IPN, które nie wymagają praktycznie w ogóle krytyki heurystycznej (odpada bowiem ich poszukiwanie, ustalenie proweniencji i autorów, bo są to wytwory aparatu urzędniczego) a krytyka hermeneutyczna jest uproszczona ze względu na charakter źródeł/materiałów i w sumie odbywa się tylko na polu ustalenia autentyczności dokumentu bądź nie, nie wchodząc już w szczegóły treści i ustalenie wartości przekazu źródłowego. Po czym zazwyczaj następuje od razu snucie opowiastek popartych wybranymi cytatami. Tak wygląda obraz historyka-badacza i jego metod przedstawiany przez dziennikarzy, którzy myślą, że na tym cała praca naukowca badającego dzieje się kończy. Ot, obraz błędny i do tego utrwalany.
UsuńAle o czym wy tu w ogóle piszecie, Patlewicz to taki typowy przerost ambicji nad treścią. Zobaczcie, jakie on ma kompleksy na swoim punkcie - zawsze wypowiada się zdawkowo, bo wie, że może coś palnąć, co ktoś mu to po prostu wytknie i się skompromituje. Drugi powód to wada wymowy, to nie jest żaden zarzut, ale widać że chłopczyna boi się otwierać usta, każdy film swój musi najpierw dokładnie rozpisać i czytać z kartki. Kolejna sprawa, wy tu piszecie o jakieś popularyzacji, braunowcach ip. Panowie, przecież on nawet na oczy nie widział średniowiecznego dokumentu, podejrzewam, że on w ogóle nawet na zdjęciu nie widział jak wygląda ŹRÓDŁO. Dla niego źródło, to są filmiki Brauna i jego pseudomasakracje jakiś szurów jego pokroju. W sumie dziwie się, łagodnej ocenie, bo ja uważam, że Patlewicz to taki typowy turbosek, tylko w drugą stronę. Dla niego każda stara książka to źródło, nie obchodzi go, że treść już leciwa i archaiczna, no ale to jest prawda, bo późniejsi to byli marksiści.. żal mi tego człowieka w takim rozumowaniu świata, intelektualnie jest strasznie ograniczony, żadnej próby konfrontacji poglądów. Komuś zarzuca, że koś siedzi w bunkrze, a co niby robi Patlewicz? Zamknął się w swojej antymasońskiej piwnicy i jęczy, że ktoś nie chce z nim dyskutować, bo przecież on do pyskówki jest pierwszy. Do niego idealnie pasuje takie powiedzenie, kozak w necie....
Usuń@Baldwin: Jakis Anonim już próbował, ale chyba nie trafił do odpowiedniego wątku, albo go zignorowałeś... Mógłbys rozwinąć krytykę Karonia, względnie podać jakieś dobre źródło z nim polemizujące? Nie twierdzę, że działalność Karonia ma jakąś szczególna wartość naukową (on sam chyba też nie?), ale jego wnioski i przemyślenia wydają się być w porządku? Co do promowania Karonia przez Brauna - oglądając https://www.youtube.com/watch?v=SasWG5XBxXc , to Braun wypadł mniej więcej jak Newman w wywiadzie z Petersonem, więc może też mógłbys rozwinąć? Żeby nie było wątpliwości - żadnym filozofem, socjologiem ani nawet historykiem nie jestem, ale to co mówi Karoń jakoś się pokrywa z moją interpretacja rzeczywistości...
Usuń@Sigillum Authenticum: Dziękuję za artykuły o "Historia polityczna Polski" Patlewicza - tak nie do końca wiedziałem, co o nim/książce sądzić - chyba zaoszczędziłeś mi 100 PLN, więc jakbyś przebywał w okolicy kotliny kłodzkiej, to stawiam piwo. Swoja drogą ledwo tu trafiłem, bo komentarze na lubimyczytac.pl linkujące tutaj są pochowane. Swoją drogą możesz polecić jakieś książki o historii Polski z geopolitycznego punktu widzenia?
Jakiego znów geopolitycznego punktu widzenia? Nic takiego w książce Patlewicza nie ma (poza śmieszno-strasznymi ideologicznymi tytułami rozdziałów). Jest ona niedorobioną, pełną błędów i przekłamań, nieudolną syntezą dziejów Polski i to napisaną w sposób do bólu liniowy. Jeżeli chcesz poczytać coś więcej o historii Polski i naprawdę rzetelnego, to polecam:
Usuń1. J. Topolski, Historia Polski (wiele wydań) - ciągle wznawiana całościowa synteza dziejów Polski w jednym tomie.
2. Podręczniki akademickie Wydawnictwa Literackiego autorów: St. Szczura, M. Markiewicza, A. Chwalby, Cz. Brzozy i A.L. Sowy
3. Dziesięć tomów z serii "Wielka Historia Polski" wydana przez wyd. Fogra, gdzie autorami są archeologowie i historycy Uniwersytetu Jagiellońskiego
4. Mimo wszystko warto przeczytać też "Boże Igrzysko" N. Davisa
5. Są jeszcze "Dzieje Polski" A. Nowaka (wyszły 3 tomy z planowanych 6)
6. Podręczniki akademickie PWN autorów: T. Jasińskiego, E. Kizika, U. Augustyniak, J. Zdrady i R. Kaczmarka
Jest w czym wybierać i prace te są kompletne. Zawierają rozdziały o gospodarce, religii, społeczeństwie, etc. Nie to co gniot Patlewicza, który męczy prostolinijną narracją od daty do daty, jakby się rocznik statystyczny czytało. I w książkach przeze mnie wymienionych znajdziesz sporej objętości bibliografie prac szczegółowych. Nie to co u Patlewicza, który zamieszcza prace Giertycha.
Anonimowy dzięki za miłe słówka i zapro ;) Widzę, że Seiboth już sporo rzeczy polecił, ja ze swojej strony dodałbym jeszcze Richarda Watta "Gorzka chwała. Polska i jej los 1918-1939"oraz mimo wszystko eseistykę Cata-Mackiewicza.
UsuńA co do Patlewicza to Seiboth ma sporo racji w tym co pisze. Dodam tylko, że niedawno zablokował mnie na TT. Kolejny raz wyzywał mnie na dyskusję, po czym stwierdził, że takowa może się odbyć, kiedy go przeproszę. Jest nie tylko nieudolnym pisarczykiem planktonu pseudoprawicy, ale również bezczelnym typem, który po prostu na dyskusji z sigillum chce się wybić i tym samym zalegalizować siebie, jako poważnego historyka. Nic z tego nie będzie. Kiedyś Radosław mocno się przejedzie na swoim dyletanctwie, ba on sam wie, że stąpa po cienkim lodzie, zawsze hochsztaplerstwo wyjdzie na jaw.
@Seiboth: Nie napisałem, że "Historia polityczna Polski" Patlewicza ma cokolwiek wspólnego z geopolityką - takie książki patrzące na historię Polski przez pryzmat geopolityki najchętniej bym sobie poczytał. Dziękuję za liste.
Usuń@Sigillum Authenticum: O ile dobrze szukam, to https://sigillumauthenticum.blogspot.com/2017/12/wydao-sie-w-2017-roku.html jest jedynym artykułem tego typu. Nie do końca wiem, czy blogspot daje taka możliwość, ale moim skromnym zdaniem przydałaby się jakaś strona, dostępna z menu głównego, z podsumowaniem/zestawieniem/listą książek, które krytykujesz, ale też i takich które polecasz. Chociaż do tego chyba bardziej nadawałaby sie jakaś wiki - wtedy inni mogliby dodawać swoje trzy grosze...
Spokojnie, w zeszłym tygodniu pojawiła się zakładka "lechicki spis treści", w którym zestawiłem wszystkie arty dotyczące fantazmatu Wielkiej Lechii. Taki spis, jaki proponujesz, też się pojawi. Wiele książek polecam, przywołując je w tekstach. W przyszłości pojawią się recenzje wartościowych książek (np. Joanny Orzeł, 3 pozycje przysłane z AVALON-u), ale już taki jestem, że grzecznościowe recenzje nikomu nie służą.
UsuńJako człowiek o poglądach prawicowych, któremu bliżej niż dalej do Brauna i jego środowiska myślę, że robicie duży błąd odmawiając telewizyjnej debaty, gdyż Patlewicz może nadal (i zapewne będzie to robić) używać argumentu, że tchórzycie tym bardziej, że z tego co mi wiadomo nie jest on związany z żadnym środowiskiem akademickim i przez to nie ma wyrobionego zwyczaju debaty akademickiej, a przez to niwelujecie szansę na jego faktyczną dyskredytację, co czyni chociażby Zychowicz, który kompromituje się na każdym spotkaniu na którym występuje z badaczami znającymi się na rzeczy. Debata telewizyjna czy po prostu spotkanie autorskie na neutralnym gruncie, które byłoby nagrane i wrzucone na YouTube mogłaby zaorać Patlewicza raz na zawsze, a Wy tą możliwość odrzucacie.
OdpowiedzUsuńNie do końca się zgodzę. Po pierwsze Patlewicz nie ma mocy sprawczej, by kogokolwiek zmuszać do jakiejkolwiek dyskusji nagrywanej i wstawianej do internetu. Dyskutować można na wielu płaszczyznach - można chociażby korespondować polemikami pisanymi. Po drugie, nie obchodzi mnie co będzie dalej twierdził autor: tak jak wspomniałem kolega nie trzyma ciśnienia, a ja nie jestem sadystą by mieć satysfakcję z zaorania dyletanta ;) Po trzecie, myślę, że nawet dyskusja w której autor by się skompromitował, tylko podsyci zaistniałą sytuację. Zresztą na podstawie tego co przedstawiłem wyżej, dyskusja z Patlewiczem czyni ją bezprzedmiotową, własnie z uwagi na swój żar ideologiczny. Po czwarte, też nie jestem związany z żadnym środowiskiem akademickim, a to, że powołuje się na naukowe opracowania, nie czyni to ze mnie jego członka. Skończyłem studia, podobnie jak Patlewicz. Dlatego też autor dobrze zdaje sobie sprawę jak wygląda taka dyskusja. Mnie interesuje dyskusja na argumenty. Póki co, ze strony Patlewicza tego nie ma.
UsuńDyskusja z takimi ludźmi jest bezcelowa i służy jedynie legitymizacji ich bredni na zasadzie "patrzcie, rozmawiamy z doktorem/profesorem o naszych tezach, świat nauki traktuje je poważnie!".
UsuńTrzeba też dodać, że Patlewicz chce debaty na swoich warunkach, by mógł
Usuńswoje teorie, wizje i ogólnikowe zarzuty osnute kanwą spekulacji wyrzucić wprost w twarz "reżimowym historykom", przy którym przyklaskiwał mu będzie przychylny mu moderator i przychylna mu i jego teoriom widownia. A wszystko po to, by uwiarygodnić się w środowisku planktonowej prawicy, której stara się być pisarzem historycznym przekazującym jedyną słuszną (zmanipulowaną ideologicznie i zakłamaną, podszytą teoriami spiskowymi) wersję dziejów Polski, budując w ten sposób autorytet jednego z ideologów tego ruchu, podbijając sztucznie sprzedaż kiepskiej książki, która nie posiada nawet wewnętrznej recenzji wydawniczej (!!!!) oraz, by było modnie, mógł na swoim kanale na YT i innych portalach społecznościowych używać sformułowań "kalibracja historyków, masakracja reżimowych badaczy" etc, etc Jeżeli miałaby to być faktycznie debata merytoryczna, tycząca się historii - metod, ustaleń, syntez, to moderatorem winny być osoby kompetentne, np. historyk-mediewista lub historyk-nowożytnik,
a nie dziennikarz lub osoba, która nie ma żadnej wiedzy i nie potrafiłaby zachować bezstronności. Naukowiec, którym tak brzydzi się Patlewicz, z doświadczeniem konferencyjnym będący własnie takim moderatorem, umiałby zachować bezstronność, a dzięki swojej wiedzy odpowiednio dyscyplinować dyskutantów wzbogacając samą dyskusję swoimi uwagami i komentarzami. Przecież na tym polega polemika! Dyskusja o konkretnym zagadnieniu. Niestety Patlewicz na taką formę nie przystanir, bo ideę debaty rozumie w chybionych kategoriach -
wystarczy spojrzeć na poziom dyskusji w realu24.pl Po drugie, uważałby wybór akademika na moderatora takiej debaty za przewagę dającą siggillum (co jest w rzeczy samej śmieszne, widocznie Patlewicz nie uczestniczył w żadnych debatach naukowych, gdzie moderatorami byli akademicy a nie zaangażowani dziennikarze). Obecnie nie widzę dziennikarza, czy popularyzatora średniowiecza i czasów nowożytnych, który mógłby sprostać takiemu zadaniu. I tak ja napisałem wyżej, dyskutować można na wiele sposobów, a Patlewicz myśli, że ktoś zmięknie na jego widok :)
Myślę, że przeciwdziałanie działalności Patlewicza jest lepsze niż bierność z tego prostego powodu, że 1. będzie mógł on mówić, że "reżimowi historycy", których jak mniemam w jego oczach reprezentujecie, rejterują przed potencjalną klęską 2. korespondencja pisemna nie ma takiego zasięgu oddziaływania jak debata w telewizji lub internecie. Warto posłużyć się przykładem przywoływanego już tutaj Zychowicza - jakby nie było poważni uczeni nie boją się z nim debatować, pokazując jego braki warsztatowe czy faktograficznie. Dlatego myślę, że warto abyście zdusili problem w zarodku niż zostawiali go samego sobie.
UsuńNo i wychodzi na to, że koledzy z sigillum mieli rację, żeby z nim nie rozmawiać, ani dyskutować. Skoro wyskakuje jak kogucik do bitki z szurem Olszańskim. Jakoś Patlewicz nie zdementował tego filmu: https://www.youtube.com/watch?v=hFfeFLe7L_I Ma już 18 tys. i skoro Radek milczy, to znaczy, że jest coś na rzeczy.
UsuńNa tym polega dyskusja? Słoma z butów i tyle.
Pan Patlewicz odezwał się na swoim Facebooku. Merytorycznie w ogóle się odniósł. Za to przyrównuje Sigillum do chamstwa Szydłowskiego. Nie ma argumentów więc chwyta się erystyki.
OdpowiedzUsuńSprawdziłem, faktycznie tak napisał. Tylko potwierdza to, o czym napisałem wyżej.
UsuńLinki do dyskusji na fb są dostępne tylko dla członków
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, tak działają grupy dyskusyjne, zawsze może możesz do niej wstąpić
UsuńNie czuję się dostatecznie wykształcony by tam się wypowiadać. A dołączać do grupy tylko by ją czytać to trochę bez sensu
Usuńszybko się przekwalifikował ze stajennego w fotografa, a teraz w autora książek... ciekawe co będzie następne... ???
OdpowiedzUsuńjak to co szanowny anonimie, polityka! jestem pewien, że wystartuje w któryś z najbliższych wyborów (może już w tym roku w samorządowych)? wiadomo z ramienia której "opcji". Jestem tylko ciekaw, kiedy braunowcy zobaczą z kim tak naprawdę mają do czynienia... ambicje to on ma, ale do robienia kariery na trupach innych, odwalając kompletne bzdury w jego książce, dobrze, że ktoś to kupił i zrecenzował, niech ludzie czytają z kim mają do czynienia. Pierwszy do dyskusji, a ostatni w kolejce po propagowanie historii i powinien dostawać baty, bo sobie na to zasłużył swoją działalnością nie tylko pisarską, ale na youtubie - filmiki pełne nienawiści, złośliwości i wchodzenia z buciorami w czyjeś życie
UsuńMacie coś na niego? To mówcie otwartym tekstem, a nie pieprzycie trzy po trzy - jakie ma znaczenie, co robił w życiu? co jest złego w normalnej, uczciwej pracy? żadna praca nie hańbi koledzy.... chyba o tym zapominacie ;)
Usuńuwielbiam takich hipokrytów, którzy wyciągają innych przeszłość, a swojej już nie widzą i a nawet jeśli ktoś im coś wypomni to od razu, że to było dawno i nieprawda albo to ktoś inny, że inni też tak robią, on tylko raz itp... kwintesencja typowego polskiego Janusza -"ja mogę robić co mi się podoba - "somsiad" już nie, bo się nie wyspowiadał z tego" pozdrawiam wszystkie kumate mordeczki:)
OdpowiedzUsuńA Patlewicz pisze kolejną książkę. :) Za kilka lat będzie się ich wstydził. Dobra robota sigillum, za pokazywanie braku kompetencji. Ten cały Patlewicz to niezły tchórz jest - napinacz, pierwszy wyzywa do dyskusji, by zaraz z niej uciekać. Karierowicz, który ma parcie na sławę.
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=HOUFt32dgq4
OdpowiedzUsuńno ktoś nie wytrzymał tych oszczerstw
Cny Anonimie (komentujący wczoraj) pomyliłeś blogi. To nie jest przytulisko trefnisiów prawicowego planktonu.
UsuńSzur szurem pogania: https://www.youtube.com/watch?v=XgAQm2YJZs0
OdpowiedzUsuńGdyby ktoś jeszcze chciał dyskutować z Patlewiczem, to macie jak taka dyskusja wygląda. Pomijam już wątek szurostwa i Potockiego, ale Pattlewicz pokazał, że nawet w wygranej dla siebie sprawie, poprzez emocje, nerwy i nie dojrzałość pokazuje jak można przegrać z kretesem.
Ten cały autor to zwykły pazerny cham, bezczelnie żebrze na patronite zamiast zabrać się do uczciwej pracy, woła że 500+ i innych socjalnych rzeczy nie pobiera, a za co utrzymuje rodzinę? Wielki anty socjalista, a pierwszy pod bidulem mordę drze o zapomogę. Woła jak to ludzie państwo okradają, a zapomniał jak kombinował i dofinansowania brał na działalność ? W kościele też w pierwszej ławce siedzi - od kiedy jesteś taki święty - od czasu jak zorientowałeś się, że da się zarobić przy wierze? On nie pracuje, żona też nie, ściemy że za książkę to może puszczać w toalecie, no chyba, że mamusia wspiera, bo tatuś to puszcza wszystko na przelew pod sklepem.
OdpowiedzUsuńA jakieś dowody na swoje rewelacje masz szanowny anonimie?
UsuńChodziło się do tej samej szkoły co autor więc wiem o czym mówię. Każdy z jego rodzinnej miejscowości i okolic wie kim jest i jak mniej więcej wygląda sytuacja. Opinii za dobrej nie ma. Uprzedzę pytanie dlaczego piszę anonimowo - Wisłok Wielki i okoliczne miejscowości to bardzo specyficzne rejony - każdy zna każdego i o nim wie wszystko więc problemów nie chcę mieć. W sprawie tego pana to nic osobistego ale nie mogę dłużej słuchać tych kłamstw i oszczerstw na temat innych osób wypowiadanych przez człowieka, który nie jest diamentem za jakiego się uważa i jakim się prezentuje dla słuchaczy i czytelników. Najpierw trzeba posprzątać swoją stajnię, a później pchać się i wytykać brudy w cudzej oborze. Ten człowiek mówi o pracy u podstaw - przy czym nie odrobił tego we własnym zakresie.
OdpowiedzUsuńJak drze ryja za socjalem to jest dobrze, a jak on pieprzy na tych swoich filmikach, że socjalizm to jest zło, że najlepszy jest wolny rynek to chce mi się śmiać :D Oj mała mieścina, to wszyscy się znają to prawda. Dlatego Radek powinien mieć więcej pokory, bo prawda wypłynie - ktoś może nagra podobny materiał, jak sam nagrywa? Wtedy okaże się, że wcale to się nie różni od Chojeckiego, Potockiego czy Kowalskiego.
UsuńPanowie i Panie, jeśli macie coś do powiedzenia w sprawie Patlewicza, proszę to kierować na maila: sigillum.authenticum@gmail.com
UsuńTutaj jest mi nie zręcznie akceptować, a co ważniejsze odpowiadać na takie komentarze.
Jeden z dowodów - istnieje strona działalności gospodarczej tego pana - proszę się wysilić i poszukać.
OdpowiedzUsuńZapoznałem się z kanałem yt Radosława Patlewicza. Przeczytałem też recenzję na sigillum oraz na historykonie. Dla mnie jest jasne, że to hipokryta. Po czym poznaje? Nie po jego wiedzy, ale po sposobie autoprezentacji.
OdpowiedzUsuń1. Człowiek skromny, nigdy nie powie że jest skromny. Bo człowiek skromny ma pokorę i nie będzie się pchał na afisz "patrzcie, jaki jestem skromny",
2. Kompleksy - wyżej wała nie podskoczy, więc zamiast o historii woli kopać leżącego typu Chojecki i Olszański. Po Sigillum przynajmniej widać wiedzę, oczytanie w literaturze, potrafią się wypowiedzieć merytorycznie na wiele tematów, nie tylko o lechitach. Patlewicz panicznie boi się konfrontacji z ludźmi, którzy mają dużo większą wiedzę. Blefuje jakimiś chęciami dyskusji, a widać, że nie ma za wiele do powiedzenia, a jedynie atakowanie swoich przeciwników.
Martwi mnie, że tacy ludzie mogą stać się autorytetami na prawicy. Że ludzie takiego dyletanta wyniosą na ołtarze prawicy i będą się do niego modlić.
Rozumiem niezręczność Sigillum w tej sprawie. Proszę powiedzieć co pan zrobi z informacjami (jeśli oczywiście pan takowe otrzyma) na maila na temat tej kontrowersyjnej osoby? Tutaj chociaż wszyscy mogli by się z nimi zapoznać i wyciągnąć odpowiednie wnioski ale rozumiem, że Sigillum może mieć z tego powodu problemy - chociażby w stylu fałszywego i szkalującego filmiku na jego temat.
OdpowiedzUsuńZależy jakie to będą informacje i czy weryfikowalne. Planuję nowy tekst o Patlewiczu "Patlewicz jako historyk wyklęty", ktoś mi powiedział, że znowu coś insynuował na temat sigillum w kontekście Lelewela i chętnie jeszcze raz pokażę, jaki to jest dyletant i hochsztapler :)
UsuńA mówiłeś, że nie interesują ciebie sprawy prywatne patlewicza. A może jednak...?
UsuńJeśli Patlewicz grzebie w życiorysach ludzi i oczernia interpretując zdarzenia według swego unania to czemu nie zaglądnąć w jego prywatność? Czasy Jezusa się skończyły, świat jest brutalny - nikt nie będzie nadstawiał drugiego policzka by spłynął po nim Patlewicza jad.
UsuńCny Anonimie, wydaje się, że pomyliłeś blogi. Sigillum Authenticum to nie Pudelek.
UsuńDo wszystkich"anonimowych historyków". Zanim napiszecie cokolwiek o injych a tym bardziej ludziach jak Patlewicz, przedstawcie się z imienia i nazwiska oraz dajcie próbkę swoich osiągnięć. Jesyescie jak taksowkarze, którym Uber odbiera klientów i nie wyobrażają sobie pracy poza korporacją taxi, albo lekarze, którzy zdaja sobie sprawę z bezskuteczności szczepień ale sie nie przyznają i dalej je rekomendują, byle tylko nie narazic się na ostracyzm środowiska. Gdyby Patlewicz napisał, że ta książka jest jego subiektywnym spojrzeniem na historię Polski to już było by cacy? Historia to nie matematyka i można ja niemal dowolnie interpretować. Po tych dwóch wpisach na blogu z pewnością kupię kolejną książkę historyczną i będzie to wlasnie Patlewicz.
OdpowiedzUsuńAnonim żąda od innych anonimów, aby się przedstawili z imienia i nazwiska dobre ;) Jeśli Pan/Pani traktuje książki Patlewicza jako osiągnięcie, to marne osiągnięcie. Tu nie chodzi o odkrywanie tajemnic czy zapomnianych faktów. Patlewicz tego nie robi, myli źródła stosując manipulację. On po prostu nie wie jak i nie wie co analizować. Jak widać, to nie ważne. Wystarczy, że plagiator Patlewicz pokrzyczy, że hurr durr stalinowskie-kołłątajowskie szkolnictwo, hurr durr reżimowi historycy... i już trafia do pewnej grupy osób
UsuńPan Patlewicz unicestwił księcia pomorskiego Jerzego I. Mówiąc w Mediach Narodowych, że Bogusław X nie miał syna. I jeszcze jedno. Dobrze, że w swoich mało merytorycznych osądach Zygmunta Starego nie wypomniał mu małżeństwa jego najstarszej córki Jadwigi z elektorem brandenburskim Joachimem Hektorem. A i faktu, że jego najstarszym wnukiem był Niemiec jego zresztą imiennik. 😀
OdpowiedzUsuń