„Niemiec na służbie zaborców?” Skandaliczne turbosłowiańskie wyobrażenie Joachima Lelewela

Bałamutność argumentów zwolenników fantazmatu Wielkiej Lechii (czyt. Turbosłowian, Turbolechitów) przechodzi wszelkie możliwe granice. Bardzo trudno podejmować z nimi polemikę. Na blogu „Sigillum Authenticum” napisaliśmy do tej pory dwa teksty. Pierwszy „Fantazmat Wielkiej Lechii, czyli jak historia z poważnej nauki stała się fantastyką naukową”, był tekstem o charakterze felietonu, o stanie wiedzy historycznej społeczeństwa polskiego i łatwości, w jakim ugruntowuje się on wśród polskiej wspólnoty. Zwolennicy „opcji lechickiej” od razu zarzucili, że nie podaje żadnej argumentacji, dowodów, źródeł, i tak w ogóle nie tyczy się tematu. Gdy Turbosłowianie dostali kolejny tekst „Nie wiem, o czym mówię i nie wiem, co jest po czym. Polemika z metodami badawczymi Janusza Bieszka”, gdzie w sposób naukowy, odwołując się do źródeł, przykładów z historiografii i tekstów znakomitych historyków, zarzucili dla odmiany, że chcemy mieć monopol na prawdę!

Zaiste ciekawe, co nasi adwersarze zarzucą po kolejnym teście omawiającym szerzej jedno z najbardziej nikczemnych kłamstw, będące przykładem ignorancji i braku wiedzy źródłoznawczej. Rzecz będzie o Joachimie Lelewelu – XIX-wiecznym polityku i historyku, który przez Turbosłowian (w tym, przez ich mentorów, m.in. Janusza Bieszka, przypomnijmy – autora bubla książkowego „Słowiańscy królowie Lechii. Polska starożytna”), nazywany jest zdrajcą, fałszerzem historii opłacanym przez niemieckiego i austriackiego zaborcę. Poniekąd, do tej kwestii odnieśliśmy się w poprzednim tekście, jednak mając na uwadze fakt, że poprzedni artykuł może być po prostu za trudny do przyswojenia dla przeciętnego Turbolechity, wyjaśnię tę kwestie szerzej i jaśniej.
Zacznijmy od podstawowego faktu. Tak, Joachim Lelewel ma korzenie „niemieckie”, pochodził z pruskiej szlachty, która w czasach Augusta III Sasa przybyła do Polski. Uległa szybkiemu spolonizowaniu i związała swój los z naszym krajem. Nie jest to dziwne, zważywszy, że wiele rodzin, podobnie jak Lelewelowie przybyli do Polski, szukać lepszego życia i szczęścia. Dzisiaj z Polski się wyjeżdża, bo jesteśmy Meksykiem Europy, wtedy wielu ludzi upatrywało w Rzeczypospolitej lepszego jutra a kultura polska, mimo zaczątków upadku państwowości, nadal była bardzo atrakcyjna. Argumenty o jego zaangażowaniu patriotycznym i działalności naukowej na rzecz historii polski są przez to środowisko nie do przełknięcia. Informacje o udziale Lelewela w powstaniu listopadowym, założeniu i staniu na czele demokratyczno-patriotycznego Komitetu Narodowego Polskiego w Paryżu, usunięciu go z Uniwersytetu Wileńskiego za kontakty z patriotycznym Związkiem Filaretów, czy udzielaniu się na rzecz Towarzystwa Patriotycznego, tajnej organizacji niepodległościowej założonej w 1821 roku przez Waleriana Łukasińskiego, który ten ostatni za swoją działalność spędził 46 lat życia w carskich więzieniach i tam też zmarł, a jego wizerunek, z kajdanami na przegubach dłoni jest jednym z symboli polityki zaborczej wobec polskich patriotów, dla zwolenników „wichrzycieli historycznych” pokroju Bieszka czy Szydłowskiego niczym. A przecież człowieka poznaje się po owocach jego pracy (por. Mt 7, 15-20) a nie pochodzeniu. Jednocześnie na profilach fanów teorii tychże Panów odnaleźć można odwołania do żołnierzy niezłomnych (wyklętych), powstańców warszawskich czy bohaterstwa Danuty Siedzikówny „Inki”, co jest oznaką ich wielkiej hipokryzji i wybiórczego traktowania historii, decydowania, kto jest godny miana Polaka, a kto nie. Co przynosi skojarzenie z przypisywanymi, a nie potwierdzonymi w źródłach, słowami Hermana Göringa, że to on decyduje o tym, kto jest Żydem, a kto nie, mające zobrazować politykę Trzeciej Rzeszy po wprowadzeniu ustaw norymberskich dnia 15 września 1935 roku.
Posługując się tokiem myślenia Turbolechickiego, można by powiedzieć, że Kraków jest niemieckim miastem, bo przecież został założony na prawie niemieckim, mieszkali i zarządzali nim Niemcy. Albo o naszym polskim drukarstwie, założonym przecież przez niemieckich drukarzy.
Wpływ Niemców na kulturę i funkcjonowanie Polski jest faktem niezaprzeczalnym. Nie jest to jednak fakt urągający dla Polski i Polaków, gdyż państwa niemieckie oddziaływały w czasach średniowiecznych i nowożytnych na całą Europę.
Głównym przewinieniem Lelewela jest jednak zakwestionowanie wiarygodności biblii Turbosłowian, czyli Kroniki Prokosza. Dziwnym trafem o przekazie Prokosza nie wspomina żaden dziejopis średniowieczny i nowożytny: Anonim zwany Gallem, Mistrz Wincenty Kadłubek, Jan Długosz, Maciej Miechowita, Marcin i Joachim Bielscy, etc. Zmowa milczenia dynastii Piastów (a... ich przecież też nie było, zdaniem Bieszka), Jagiellońskiej i królów elekcyjnych? A może przez Kościół Katolicki?
Kronika Prokosza została wydana w 1825 r. przez Hipolita Kownackiego, i o dziwo wątpliwości, co do wiarygodności przekazu miało wielu historyków. Pech chciał, że to „niemiecki pseudonaukowiec opłacany przez zaborców” Joachim Lelewel odnalazł rękopis kroniki, datowany na 21 czerwca 1764 r. Nie miał wątpliwości, że za owym fantazmatem kronikarskim stał niejaki Przybysław Dyjamentowski, fałszerz dokumentów na wynajęcie, z niezłym zresztą warsztatem pisarskim. Owy jegomość z pewnością był obeznany z piśmiennictwem średniowiecznym i nowożytnym, ale czy posiadał jakieś nieznane kroniki lub roczniki? Prawdopodobieństwo bliskie zeru.
Spisek zaborczy, w którym, zdaniem Turbosłowian, udział miał brać również Kościół Katolicki, jest szkalowaniem Kościoła, jako instytucji, i ludzi z nim związanych. A nie poparcie tego żadnymi dowodami jest wyłącznie zniesławieniem, zgodnie z art. 212 § 1 Kodeksu karnego. Zresztą, według zwolenników lechickiego porządku cała geopolityka od XVIII do XXI wieku miała za zadanie ukryć prawdę o Imperium Lechickim, co istnieje w świadomości wyznawców przy braku z ich strony, nawet elementarnej wiedzy w zakresie ostatnich 250 lat dziejów państwa i narodu polskiego, a tym bardziej chęci, by ją znacząco poszerzyć poważnymi pracami, zamiast nie popartymi żadnymi metodami naukowymi twierdzeń „wichrzycieli historycznych”.
Turbosłowianie żyją w świecie alternatywnym. Tak jakby prawdę objawioną znajdowali za każdym razem, gdy otwierają paczkę chipsów. Nie potrzebne są im książki naukowców, ani warsztat krytyki zewnętrznej i wewnętrznej. Zachowują się przy tym jak furiaci, czy rozjuszone dzikie zwierzęta – artykułując li tylko swoimi wyuczonymi frazami na ślepo, oczekując w zamian poklasku, a jeśli tego nie dostaną, zaczynają stosować wycieczki ad personam i rzucają bluzgi, co jest postawą niegodną dojrzałego i wykształconego człowieka, a tym bardziej zajmującego się humanistyką.
Acolitus
Współpracował: Doctore

PS O fałszerstwach dokumentów, nie tylko dotyczących polskiej historii pisze Janusz Tazbir w książce "Spotkania z historią" (Warszawa 1979), którą polecamy.

Komentarze

  1. Naprawdę, dziękuję autorowi tekstów, który zajął się Turbolechitami... W końcu zaczynamy działać, by powstrzymać zalew tej pseudohistorii, widoczny alarmująco często od kilku miesięcy.

    OdpowiedzUsuń
  2. A mam takie pytanie, na które odpowiedzi nie znalazłem. Ta sfałszowania Kronika obecnie znajduje się gdzie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gabinet Rękopisów BUW, kroniki, sygn. 205, adnotacja VII w - XVI w. Należałoby pojechać na miejsce i zobaczyć, czy to jest faktycznie wojan, kagnimir i prokosz w jednym.

      Usuń
    2. Dziękuję.

      Usuń
  3. Łoooo curwa... ale stek bzdur. Doczytałem do Krakowa jako niemieckiego miasta i leże i kwiczę... Jak żeśmy nakopali Alexemu nie wielkiemu jak dla Słowian, to w niemczech rzymianie brali co na drzewo nie uciekło...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale argumenty, niech mnie kule biją. To bardzo ciekawe, bo od razu nasuwa mi się na myśl przykład z naszych czasów innego podziemnego aktywisty, który za swoją działalność opozycyjną również został wyrzucony z Uniwersytetu i nawet do więzienia trafił. Jednak nikt o zdrowych zmysłach nie nazwie go dzisiaj patriotą, choć przez lata właśnie tymi dwoma faktami usiłowano przekonać masy do jego oddania i bezstronności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak coś z sensem? Na przykład analiza tekstów Lelewela?

      Usuń
    2. A może analiza czynów? Może zajadanie się makowcem z masonerią? :)

      Usuń
    3. A jakiż to złych czynów Lelewel się dopuścił?
      Fatalnie z tymi masonami: bo to i hymn trzeba by zmienić (Dąbrowski, może i Wybicki), tudzież mnóstwo bohaterów narodowych (np. Wolnomularstwo Narodowe) obsmarować.

      Usuń
  5. Achtung! "Co przynosi skojarzenie z przypisywanymi, a nie potwierdzonymi w źródłach, słowami Hermana Göringa, że to on decyduje o tym, kto jest Żydem, a kto nie" - zgodnie z moim stanem wiedzy tym zdaniem popisał się Karl Lueger (pod koniec XIX w. burmistrz Wiednia). Na pewno tak twierdzi Eksteins Modris (Święto wiosny, s.556), zaś ciotka wiki (anglojęzyczna) odsyła do pisma Amosa Elona: The Pity of It All: A Portrait of the German-Jewish Epoch, 1743-1933, 2002, p.224 (przetłumaczone na polski: Bez wzajemności; Żydzi-Niemcy 1743-1933). Tyle z mojego poletka okolic XX w.

    OdpowiedzUsuń
  6. Obserwuje sobie trochę ten temat i prawdę mówiąc za wiele argumentów nie widzę po obu stronach. Moglibyście panowie podnieść trochę poziom dyskusji i ograniczyć ją do meritum.

    Racjonalista.pl często wrzuca artykuły w temacie, jakby np. ktoś kompetentny podjął się polemiki z tamtymi tekstami to by było ciekawie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz