W sprawie metod badawczych Janusza Bieszka. Droga dowodowa. Część 7: Wnioski autora i analiza bibliografii książki Słowiańscy królowie Lechii
Autor następnie przechodzi do wniosków swojej
książki (s. 265–271). Kilka z nich zawarte w tej części omówiliśmy już w
poprzednich odcinkowych recenzjach, tak więc w przeciwieństwie do J. Bieszka
nie będziemy powtarzać naszej argumentacji za każdym razem podawania błędnych
informacji. W tym miejscu zostaną omówione te wnioski, które nie skomentowano
wcześniej.
J. Bieszk postuluje na przykład kogo jego
zdaniem należy włączyć do pocztu lechickich królów (s. 268), czy też o uzupełnienie
naszej historiografii brakującymi bitwami i walkami Lechów (s. 269). Najbardziej
frapuje zakończenie wyliczanki postulatów Bieszka, który chce opracować i wydać
dla uczniów/studentów podręczniki zawierające informacje o starożytnej Lechii!
(s. 271). Skoro autor uważa, że odkrył nowe źródła lub też na nowo je
interpretuje, powinien wpierw napisać na ten temat artykuł, zgodnie z wymogami
edycyjnymi np. Studiów Źródłoznawczych
wraz z opracowanymi źródłami jako aneks do tekstu, skoro są takie rewolucyjne.
Dlatego w tym miejscu apelujemy do Janusza Bieszka, aby zgłosił się do redakcji
Studiów Źródłoznawczych z propozycją
napisania artykułu o Lechii!
Autor kontynuuje w zakończeniu swoje
postulaty i wnioski badawcze (s. 273–279), gdzie stwierdza: Moim
zdaniem nastał już najwyższy czas, aby młode pokolenie historyków „epoki
Internetu”, poważnie zajęło się zaniechanymi badaniami dotyczącymi starożytnej
Polski. Udowodniłem bowiem powyżej, iż materiały na ten temat istnieją na
świecie i można je pozyskać! Dotyczy to również studentów wydziałów historii,
którzy zamierzają podjąć w przyszłości prace badawcze. Powinni liczyć tylko na
siebie i swoje własne umiejętności, znajomość języków obcych oraz badania i
zdobywanie dowodów na świecie i opierając się o nie – własny autorytet!
(s. 277). Przesłanie autora jest tutaj kompletnie fałszywe. Badania nad
ziemiami polskimi w starożytności są prowadzone przez archeologów, wystarczy
się zorientować korzystając np. z Bibliografii
Historii Polski. Studenci historii nie powinni również brać słów autora na
poważnie, z uwagi na to, że J. Bieszk sam nie stosuje się do żadnych metod w
badaniach historycznych (co już wielokrotnie w naszej recenzji udowodniliśmy)!
Studentom historii powinno dać do myślenia takie zdanie autora: […] z
autopsji wiem, że do tego nie wystarczy znajomość tylko języka polskiego i
łacińskiego. Trzeba poznać kilka podstawowych języków zachodnich i penetrować
Internet oraz szukać, szukać i jeszcze raz szukać wszelkich informacji na
interesujący nas temat, i to na całym świecie! (s. 278). Zdaniem głosiciela
powyższych słów, należy przeszukiwać Internet, zamiast szukać interesujących
nas źródeł w bibliotekach i archiwach! Stoi to w kompletnej sprzeczności w
stosunku do zawodowego badacza historii/przeszłości!
Bibliografia książki J. Bieszka (s. 281–288)
składa się z 174 pozycji książkowych i 20 pozycji filmowych Youtube (razem
194), wymieniony jest również lakoniczny ustęp o mapach, jednak brak stosownego
opisu biograficznego kompromituje autora i wydawnictwo. Jak należy rozumieć
brak wyszczególnienia w bibliografii map!? Nie wiadomo więc czy mapy te
funkcjonują jedynie w Internecie, czy rzeczywiście pochodzą one z atlasów czy
innych opracowań. My tego nie zamierzamy weryfikować, gdyż powinna zrobić to
osoba odpowiadająca za redakcję tekstu książki! W dodatku pozycje internetowe w
bibliografii są bez podania odnośnika stron WWW i daty dostępu!
Przyjrzyjmy się niektórym pozycjom, które J.
Bieszk cytuje w bibliografii, a których jeszcze nie omówiliśmy:
Aventinus
J., Annales ducum Boiariae, München 1881.
W Liście do naszej redakcji tak opisuje J.
Bieszk ten rocznik: Roczniki Aventinusa oraz fuldajskie - następny kwiatek i podtrzymywanie
nieprawdy, pomimo stosowania według pana Anonima - „krytycznych naukowych metod
badawczych” i „naukowego postępowania”. A liczą się tylko konkrety i fakty, a
są one miażdżące, jak niżej:
Aventinus precyzyjnie opisuje udział króla
Polanii (Bolaniae), Wrocisława (Vratizolaus) w najeździe z jego Wenedami
(Venedis) w 892 roku na Wielką Morawę z trzech stron, wspólnie z frankońskim
królem Arnulfem i wodzem (kende) Prawęgrów o nazwisku Kurszána.
Po pierwsze, historyk powinien wiedzieć, że w
łacinie wczesnośredniowiecznej, kronikarze nie używali liter „W” i „V” tylko
„B” a tym bardziej w kronikach pisanych gotykiem litery gotyckie B,b (duża i
mała), oznaczały zarówno „V,v” jak i „B,b”, stąd w tłumaczeniu roczników
fuldajskich winno być Vrazlavone a nie Brazlavone czyli jednoznacznie Wrocisław
!
Po drugie posłowie do Bułgarii zostali
wysłani z królestwa Wrocisława rzeką Odrą (de regno Vrazlavonis per fluvium
Odagra) !
Po trzecie Brasław nigdy nie był królem, nie
miał królestwa nad Odrą ani rycerzy Wenedów (Venedis) !
Po czwarte w czasie najazdu, ziemie
późniejszego księcia Brasława, który panował krótko, ale dopiero w latach
896-901, należały do Wielkiej Morawy księcia Świętopełka !
I właśnie w związku z powyższym ewidentnym
przekłamaniem, byłem zmuszony opublikować prawidłowe i prawdziwe tłumaczenie o
królu Wrocisławie, wymienionym tylko w kronice Prokosza, co tylko potwierdza
jej wiarygodność (patrz str.201-203). ZOBACZ
Rocznik Aventinusa to wiek XVI, w okresie o
którym autor pisze, nie było w Panonii takiego władcy, ani do okresu do którego
się odnosi. Imiona Warcisław odnoszą się raczej do władców pomorskich lub
książąt śląskich, które znał Aventinus. Polonia to jest Panonia. Błąd pisarza. J.
Bieszk nie poddaje krytyki źródłowej oryginału. Fragment, na który autor się powołuje
został opublikowany w języku polskim, zob. Aleksander Nawrockie, Szamanizm i Węgrzy, Warszawa 1988, s. 96.
O Aventinusie i cytowanym wyżej fragmencie pisał wspominany I. Panic, Ostatnie lata Wielkich Moraw, Katowice
2000 oraz tegoż, Lata 891–892. Ostatnia
próba podporządkowania Państwa. Wielkomorawskiego przez Wschodnich Franków u
schyłku panowania Świętopełka, [w:] Średniowiecze
Polskie i Powszechne, t. 1, 1999, s. 22–32. Teraz rzecz najważniejsza: w języku łacińskim nie jest możliwa
rekcja B w W lub V. W nie istnieje w alfabecie łacińskim, tak jak U. Możliwa
jest rekcja B w P, zwłaszcza przy błędzie w zapisie tworzonym ze słuchu.
Możliwe jest pominięcie V, np. w imieniu Vladislaus na Ladislaus, ale również
przy zapisie robionym ze słuchu przez osobę nie obytą w mowie miejscowej
ludności! W części 5 podajemy
literaturę dotyczącą paleografii łacińskiej, której J. Bieszk nie zna, a jako
mediewista powinien znać. ZOBACZ
Bazylow K., Historia Rosji, t. 1.,
Warszawa 1983.
Autorowi nie przeszkadza cytować stare,
komunistyczne opracowania (podajemy tylko jeden przykład). Ciekawe.
Bieszk J., Cywilizacje kosmiczne na ziemi,
Warszawa 2014.
Co cywilizacje kosmiczne na ziemi mają
wspólnego z fantazmatem państwa lechickiego!?
Bieszk J., Zamki państwa krzyżackiego w Polsce,
Warszawa 2010.
Co zamki państwa krzyżackiego w Polsce ma
wspólnego z zagadnieniem starożytności Lechów!?
Długosz J., Roczniki czyli kroniki
sławnego Królestwa Polskiego, Kraków 1867.
Istnieje nowszy przekład na język polski, wydawany
przez PWN w latach 1961–2006. Autor tego nie wie?
Dzierzwa – Kronika Dzierzwy (dzierswy),
Warszawa 1823.
Autor nie wie o istnieniu wydania
krytycznego: Chronica dzirsvae, wyd.,
wstęp i przyp. K. Pawłowski, MPH, s.n, t. XV, Kraków 2013.
Herodot, Dzieje, Poznań 1862.
Autor nie zna krytycznego przekładu: Herodot,
Dzieje, przekł. S. Hammer, opr. R.
Turasiewicz, wer. przekł. i przyp. S. Sprawski, Wrocław 2005.
Kronika Wielkopolska, Annalia Vetuste Gentis
Polonorum vel Kronice, Kraków 1965
Taka praca w ogóle nie istnieje! Zwłaszcza,
że w 1965 r. wyszło tłumaczenie, a nie przekład łaciński (wydany dopiero w 1970
r.), co sugeruje zapis bibliograficzny. Autor nie zna następujących wydań: Kronika Wielkopolska, przekł. K.
Abgarowicz, wstęp i kom. B. Kürbis, Warszawa 1965; a także Chronica Poloniae maioris, ed. B. Kürbis, MPH, s.n., t. VIII,
Warszawa 1970.
Thietmara kronika – Internet
Autor nie zna krytycznego przekładu: Kronika Thietmara, przekł., wstęp i
oprac. M. Z. Jedlicki, posł. K. Ożóg, Kraków 2005.
Książka kończy się pocztem 51 słowiańskich
królów i książąt Lechii (s. 289–290) oraz dwoma mapami, które są współczesnym
opracowaniem graficznym katastrofalnych wniosków i nadinterpretacji J. Bieszka
Redakcja
Koniec cz. 7
,,Bieszk J., Cywilizacje kosmiczne na ziemi, Warszawa 2014."
OdpowiedzUsuń,,Bieszk J., Zamki państwa krzyżackiego w Polsce, Warszawa 2010."
Nie ma to nic wspólnego z Lechią, ale co z tego. Nie znacie zasad autoreklamy - co jest o tyle dziwne, że je stosujecie, linkując w tym tekście starsze wpisy.
,,Thietmara kronika – Internet
Autor nie zna krytycznego przekładu: Kronika Thietmara, przekł., wstęp i oprac. M. Z. Jedlicki, posł. K. Ożóg, Kraków 2005." Ale przepraszam, że co? Kroniki Thietmara nie wydał internet, nie ma takiego wydawnictwa. Trzeba link podać, jak już.
My odsyłamy do wcześniejszych tekstów, gdzie np. szerzej poruszaliśmy dany wątek, do którego wraca J. Bieszk. To nie jest żadna autoreklama, zwłaszcza że wpisy są NA TEMAT. Książki "Cywilizacje kosmiczne na ziemi" oraz "Zamki państwa krzyżackiego w Polsce" nijak się mają do tematu fantazmatu starożytne Lechii.
UsuńBo wy się reklamujecie dobrze, Bieszk - nie.
Usuń"Cywilizacje kosmiczne" ciekawe czy Bieszk czytał "Dziedzictwo bogów" Roberta Charroux. Drobny fragment "Około dwunastu tysięcy lat temu warunki życia na Marsie pogorszyły się do tego stopnia, że konieczna stała się szybka ewakuacja mieszkańców. Na nowe miejsce zamieszkania wybrano naturalnie Ziemię. Ta tytaniczna emigracja zabrała trzydzieści lat lotów w tę i z powrotem pomiędzy czerwoną planetą – Marsem i błękitną planetą – Ziemią. Marsjańscy Mongołowie zdecydowali osiedlić się w Tybecie, na wyniosłej wyżynie przypominającej ich strony rodzinne. Tutaj też zaczęli płodzić potomstwo z ziemskimi kobietami. Takie właśnie jest pochodzenie pozaziemskiej domieszki we krwi wszystkich ludzi rasy żółtej na naszej planecie, a mówiąc bardziej precyzyjnie, pochodzenie bezpośrednich przodków Chińczyków" i tak dalej ...
UsuńPo przeczytaniu tutaj apelu Bieszka wydaje mi się, że jego autor bardzo błędnie sądzi iż nauka rządząca sie pewnymi prawami jest ograniczaniem wiedzy. Nie rozumie tego, ze pewne reguły zostały stworzone po to, aby własnie usystematyzować naukę. Autor uważa siebie za autorytet, chce tworzyć własną naukę. Wierzy najprawdopodobniej w spiskową teorię, że wszyscy zakłamują historię albo nie chcą się wyłamać. Kreuje się na bohatera. Wszystko przez to, że tak naprawdę nie zna jak wygląda prawdziwa nauka. Jego ksiazka jasno to pokazuje po Waszej analizie. Owszem mozna odkrywac nowe fakty panie Bieszk, ale trzeba to czynić fachowo i w pewnych standardach, ktore nie są po to by ograniczać prawdę tylko mają pomagać właśnie ją dobrze wyłuszczyć żeby nikt nie miał co do niej wątpliwości.
OdpowiedzUsuńALe jak jedziecie po moim tekście o Awentynie, to można było podlinkować...
OdpowiedzUsuńhttp://seczytam.blogspot.com/2016/07/turbolechickie-zidiocenie-czyli-dojenie_18.html
Oj. Jakieś nieporozumienie powstało. Możemy zapewnić, że nie wzorowaliśmy się na Pana tekście, przy pisaniu recenzji. Faktycznie wnioski są podobne, literatura też. Mimo wszystko postaramy się "naprawić" swój błąd i podlinkujemy Pana teksty w następnych naszych wpisach.
Usuńps. NIe było książąt śląskich o imieniu Wrocisłąw/Wratysław/Warcisłąw - byli czescy we wczesnym średniowieczu, a w czasach bliskich Awentynowi tylko zachodniopomorscy.
OdpowiedzUsuńTłumaczenia p. Bieszka zakrawają o żart. Powołuje się na przestarzałe opracowania (pewnie dostępne w internecie; internet - podstawowe miejsce jego badań poza osiedlową biblioteką ;D) nie wiem nawet czy chociaż porównywał je z nowszymi ale wnioskuję że nie. Jeżeli mi nie-historykowi ręce opadają to co muszą czuć historycy?
OdpowiedzUsuńK.
"poza osiedlową biblioteką" dobrze by było gdyby chociaż tyle
OdpowiedzUsuń